kbls kbls
231
BLOG

Copa - Koleś Git

kbls kbls Rozmaitości Obserwuj notkę 0

Cymbalistów było wielu, podobnie jak charakterystycznych postaci w polskiej piłce. Wiśniewski, Świerczewski, Hajto – te nazwiska to prawdziwe marki, które za piętnaście, czy dwadzieścia lat (o ile na polskim Euro nie nastąpi koniec świata) nadal będą przywoływać w starszych kibicach przyjemne wspomnienia. Tyle, że są to postacie ze świata mediów, znane z reklam i teledysków oraz rozlicznych wywiadów dla mniej, lub bardziej poważnych mediów.Tomasz Copik z MKS-u Kluczbork ich przebija, choćby tym, że swoją charyzmę i charakter zaprezentował nie opuszczając Polski, a w dodatku w Ekstraklasie występując zaledwie 22 razy. Na tego wyrazistego gracza zwracałem uwagę już w styczniu, teraz zaś mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że nie myliłem się wybierając go do jedenastki najbardziej charakterystycznych postaci polskiej pierwszej ligi. „Copa” w swojej karierze występował już wszędzie. Mam na myśli NAPRAWDĘ wszędzie.

Zaskakujące jak dużo musi zrobić człowiek by odnaleźć swoje przeznaczenie. Jak daleko musi zajść, by uświadomić sobie swoją wartość. Ile musi przeżyć, by móc powiedzieć, że widział już wszystko. Do tej pory wyobrażałem sobie, że wspomniane przeze mnie wartości związane z samoświadomością i oceną własnych osiągnięć są maksymalnie relatywne i nie da się ich zamknąć w konkretnej szufladce, w konkretnej skali. Teraz jednak już wiem, co trzeba zrobić, by odetchnąć z ulgą, spojrzeć wstecz i powiedzieć, że już nic więcej mnie w życiu nie spotka. Przeszedłem grę na najwyższym poziomie trudności.

Tomasz Copik piłkarzem wielkim nie jest, usytuowałbym go raczej w kategorii półśredniej, prawdziwych rzemieślników odwalających najczarniejszą robotę i nie odczuwających lęku przed grackim wpieprzeniem się prosto w nogi dryblującego magika z żelem na głowie. Nie odstawiał nigdy nogi, nie zamykał nigdy ust, nawet wtedy kiedy lepiej przyjęte byłoby milczenie. W kadrze Górnika Zabrze w Ekstraklasie znalazł się nie mając nawet 19 lat, debiut zaliczył jako 20-latek. Świetnie się zapowiadał, lecz w silnie obsadzonej ekipie z GOP przebić się nie zdołał. Wystarczy wspomnieć, że kolejny mecz w najwyższej klasie rozgrywkowej zaliczył trzy kluby i dwa spadki wprzód. Degradacja z drużyny z miasteczka Rydułtowy, degradacja z opolską Odrą, potem osiem występów w Pogoni walczącej rozpaczliwie (bardzo rozpaczliwie – sezon zakończyła z 9 punktami na koncie) o utrzymanie. Żółte kartki w co drugim meczu, opinia zabijaki, wreszcie odejście w zimie do Górnika Łęczna bijącego się o awans. Szczeciński twór Antoniego Ptaka z hukiem zleciał niżej, na jego miejsce do grona najlepszych wbił się z kolei „wynalazek” z Łęcznej.

Tutaj zwróciłbym uwagę na to jak dynamicznym bohaterem jest nasz „Copa”. Jego kariera to spadki i awanse drużyn w których występował, ale także i jego personalny roller-coaster. Spójrzmy na wiosenne występy w 2003 roku, w barwach klubu, który aktualnie przeżywa ciężkie chwile z racji rozhukania sponsora z Bogdanki. 22. marca, Copik w 90. minucie zdobywa zwycięskiego i jedynego gola w spotkaniu z Arką Gdynia. 30. marca, pochodzący z Knurowa wszechstronny zawodnik po 58 minutach schodzi z boiska z dwiema żółtymi kartkami na koncie. 5. kwietnia, Tomek strzela bramkę na 2:1 w doliczonym czasie gry w konfrontacji ze Śląskiem Wrocław. Tydzień później wytrzymuje na boisku mniej niż uczeń na matematyce i w 40. minucie dostaje drugie „żółtko”, w konsekwencji czerwień. Kto z polskich piłkarzy ma w swoim cv taki miesiąc? A przecież w kolejnym sezonie w Ekstraklasie nie było wcale inaczej – jeśli zastanawialiście się kiedyś jak wygląda prawdziwe tornado to przyjrzałbym się na Waszym miejscu casusowi Copika ze spotkania z Górnikiem Polkowice. Wejście na boisko w 28. minucie, szybki zjazd pod prysznic po ostrym faulu w 64. W międzyczasie trzydzieści trzy ofiary w piłkarzach i kibicach rywali, piętnaście fauli, osiem strzałów, dwa podania, rzut rożny, wolny, osobisty i dwa wsady, siedem zbiórek. Skoszona trawa, umyte toalety i dwa obrazy ścienne namalowane w oczekiwaniu na wznowienie gry przez golkipera. Tomasz „35 Minut Chwały; Uderzam Jak Tsunami” Copik Potem epizody w klubach, które wyglądały na dobierane losowo poprzez rzuty kością lub szaloną finezję menadżera. Tu sezonik w Szczakowiance, zresztą zakończony spadkiem, tu trochę granka w KSZO, parę sezonów w Odrze, epizodzik w GKS-ie Jastrzębie zakończony zresztą barażowym zwycięstwem i utrzymaniem drużyny skazywanej przed sezonem na pożarcie. Potem kolejny cios – PZPN odbiera klubowi licencję. „Copa” wskoczył więc na walizki i powędrował do Kluczborka. Trzynasty klub w karierze.

Kto by się spodziewał, że ten weteran ligi, zawodnik kompletny potrafiący grać w środku, na bokach, w obronie i pomocy, prawdziwy obieżyświat i globetrotter, właśnie w Kluczborku zostanie zaskoczony czymś nowym i świeżym. Człowiek, który zwiedził więcej Polski niż studenci turystyki i rekreacji, których z tego miejsca serdecznie pozdrawiam, czekał długie czternaście sezonów by otrzymać wreszcie wymarzoną szansę. Nieszczęśliwy splot okoliczności, MKS Kluczbork jedzie na mecz z Niecieczą bez rezerwowego bramkarza. Nieszczęśliwa interwencja, Stodoła broni rękoma poza polem karnym i otrzymuje czerwoną kartkę. Niejeden straciłby panowanie nad sytuacją. Niejeden, ale nie Tomasz Copik. Śląski wymiatacz, prawdziwy kozak przywdziewa bez strachu bluzę bramkarską i od razu broni wolnego wykonywanego przez niecieczan. Cztery minuty później, rzut karny dla Kluczborka. Któż inny mógł być jego efektywnym wykonawcą, jeśli nie „Copa”. Co prawda wpuścił jeszcze dwa gole, ale trudno przecież od niego wymagać, by bronił, kiedy w międzyczasie korygował wszystkie nieudane ustawy polskiego Sejmu, a także wiercił dziurę w zbliżającej się do Ziemi asteroidzie. Przy trzeciej bramce minął się z piłką, ale tylko dlatego, że składał się do lotu próbnego w nowym wahadłowcu projektowanym przez NASA. Czwarta bramka może obciąża w pewnym stopniu jego konto, ale przecież łagodzi wyrok, a nawet uniewinnia go fakt, iż „Copa” musiał podtrzymywać sklepienie niebios pod nieobecność Atlasa, poza tym i tak nie mógł być na posterunku, gdyż badał nowe fakty w śledztwie dotyczącym zabójstwa JFK.

Niby jest taka zasada, że nie można w życiu zrobić wszystkiego. Ale „Copa” to przecież koleś git, a wiadomo co on robi z zasadami.

 

Powyższy artykuł ukazał się w serwisie z którym współpracuję: Z Pierwszej Piłki

kbls
O mnie kbls

Bez wątpienia rozkochany w Łodzi i futbolu, coraz mocniej wierzący w możliwość przemian, zlokalizowany i zadeklarowany na prawym skrzydle. Popisujący dla różnorakich portali, studiujący, niepalący.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości