Nie gęsi? a może jednak gęsi?

Zawsze dziwiło mnie, i zdziwienie to powróciło po wczorajszej uroczystości w paryskiej ambasadzie RP, że językiem wszelkich publicznych wydarzeń, przemówień, ceremonii w tej ambasadzie Rzeczypospolitej Polskiej jest domyślnie język francuski. Jeśli ktoś nie zna francuskiego, mówi po angielsku, a jeżeli już naprawdę inaczej nie potrafi, to po polsku.

Wczoraj ambasador w języku francuskim powitał gości, z których większość była Polakami, w języku francuskim mówił o Macieju Morawskim, którego odznaczał wysokim polskim odznaczeniem. Maciej Morawski odpowiedział mu po francusku. Było to podczas uroczystości z okazji polskiego święta narodowego. I tak jest zawsze.

A przecież ambasada jest oficjalnym przedstawicielstwem Polski, jest ekstraterytorialna, a ambasador mówił oficjalnie w imieniu polskich władz. Jest dla mnie dość absurdalne, że Rzeczpospolita Polska wypowiada się oficjalnie w innym języku niż język polski.

Oczywiście pragmatyzm oraz kurtuazja wobec kraju, w którym znajduje się ambasada, i wobec francuskojęzycznych gości, nakazuje, by przemówienia były tłumaczone na francuski. W ambasadzie jest sporo osób znakomicie władających tym językiem i mogłyby one to robić bez wydawania dodatkowych pieniędzy na profesjonalnych tłumaczy.

Warto dodać, że tłumaczenia w drugą stronę nie ma. Oznacza to, że obywatel Polski może przyjść do swojej ambasady na jakąś uroczystość, i jeśli nie zna francuskiego, niczego nie zrozumie!

Może jest w tym jakieś źle pojęte silenie się na światowość?

We Francji obowiązuje zasada, że przedstawiciele państwa francuskiego wypowiadają się oficjalnie tylko w języku francuskim. To chyba jest zresztą zasada przyjęta również w innych krajach i wydaje się ona jak najbardziej sensowna.