Wrowitek Wrowitek
863
BLOG

Dzieci robiły w majtki

Wrowitek Wrowitek Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 5

Tuż przed nowym rokiem w serwisie gazeta.pl ukazał się tekst Patryka Strzałkowskiego: "Służyłem w izraelskiej armii. Wchodziliśmy do domów niewinnych ludzi. Dziecirobiły w majtki". Artykuł obszernie omawia sytuację w Autonomii Palestyńskiej na przykładzie Hebronu. Przeczytałem ten artykuł z pewnym niedowierzaniem i niesmakiem. Gazeta.pl, portal Agory, który do tej pory był dla mnie zapewnieniem obiektywizmu i rzetelności informacji, zamieszcza tekst, który jest klasyczną propalestyńską propagandą. Skonstruowany według wszystkich standardowych schematów narracji lewicowych organizacji wspierających Autonomię Palestyńską: pokażmy jak jest źle Palestyńczykom, odetnijmy dzisiejsze obrazy od historii i prawdziwych przyczyn obecnej sytuacji i obarczmy Izrael całą winą. Niestety nie można takiej działalności nazwać inaczej jak antyizraelską, a ostatecznie antysemicką.


To bardzo zażarta dyskusja pomiędzy działaczami propalestyńskimi i obrońcami Izrael: czy krytyka Izraela, państwa Izrael, jest równa z antysemityzmem? Oczywista odpowiedź, jaka się nasuwa, to że nie. Krytykujemy działanie aparatu państwowego, metody działań, politykę kraju, a nie samych Żydów. Jednak kiedy przyjrzymy się sposobom atakowania państwa Izrael i rzetelności argumentacji oraz szerszemu politycznemu kontekstowi, trudno jest oprzeć się wrażeniu, że w całe to działanie jest podszyte antysemityzmem.

Pan Strzałkowski zaczyna swój opis sytuacji od relacji byłych żołnierzy IDF-u, Izraelskich Sił Obronnych, zrzeszonego w organizacji izraelskiej Breaking the Silence (BtS). Relacje są wstrząsające, opisują bezduszność działań izraelskiego wojska i niewyobrażalną krzywdę. Są emocjonalne. Zazwyczaj pokazuję bezbronność i bezradność Palestyńczyków i nieadekwatność użytej siły. Na stronie BtS jest takich mnóstwo, niektóre o wiele mocniej poruszające niż te artykule. Pan Strzałkowski asekuracyjnie podaje informacje o tym, że w Izraelu tych żołnierzy nazywa się „zdrajcami”, „wrogami Izraela” itp. To powinno zamknąć usta wszystkim, którzy będą próbować podważać takie relacje. Jednak jako rzetelny dziennikarz pan Strzałkowski nie zadał sobie żadnego trudu, aby zbadać samą organizację, na którą się powołuje. BtS jest finansowana głównie przez propalestyńskie NGO-sy, w większości mające siedziby na Zachodnim Brzegu Jordanu. Wśród nich jest organizacja B'tselem, która jest znana z różnych propagandowych antyizraelskich posunięć. To właśnie ta organizacja na początku XXI w. ukuła slogan: Izrael – państwo apartheidu. Dziś się z tego wycofała, gdyż odwiedzający Izrael i Autonomię Palestyńską mieszkańcy RPA, którzy doświadczali na własnej skórze polityki apartheidu, protestowali mówiąc, że nazywanie apartheidem sytuacji Palestyńczyków jest umniejszające cierpienie tych, którzy latami przez apartheid byli gnębieni. Nie przez przypadek filmy ilustrujące artykuł są zrobione właśnie przez B'tselem. Wracając do BtS, pan Strzałkowski nie zadał sobie trudu, żeby sprawdzić, że szeregach tej organizacji są wyłącznie lewicujący Żydzi. Nie ma tam żadnych Arabów (których całkiem sporo służy w IDFie), żadnych Druzów, żadnych Beduinów. Jest to organizacja, która reprezentuje bardzo określony, jednostronny światopogląd. I tylko takie osoby zrzesza. Pan Strzałkowski nie zadał sobie też trudu, żeby zobaczyć jakie zarzuty są stawiane tej organizacji. Relacje byłych żołnierzy są przedstawiane tak, by nie można było ich połączyć z żadnymi konkretnymi akcjami IDFu. Tam, gdzie w przeszłości pojawiało się zbyt wiele szczegółów, wielokrotnie inni żołnierze dyskredytowali opowieści żołnierzy z BtS. Wnikliwe dochodzenie dziennikarskie doprowadziło do wykazania, że BtS szerzy niestety nieprawdę. Liczne przypadki wprowadzania w błąd przez BtS doprowadziło do tego, że operacyjni żołnierze IDFu są wyposażani w kamery, żeby demistyfikować ich fałszywe oskarżenia.


Następnie narracja zwraca się w kierunku Hebronu. To miasto ważne dla Żydów, ale mało znane przeciętnemu czytelnikowi z Europy. Dlatego opis sytuacji w Hebronie powinien wykazywać się historiozoficzną rzetelnością. Przyjrzyjmy się po kolei. Całą dwudziestowieczną historię tego miasta autor zawarł jednym zdaniu. Wynika z niego, że Hebron był i jest miejscem nieustannych starć między Żydami a Arabami. Na jednym oddechu wymienia pogrom z 1929 roku, w którym tłum arabskich mieszkańców był zaangażowany w mordownie Żydów, i atak pojedynczego, szalonego ortodoksyjnego Żyda, Barucha Goldsteina w 1994 roku. W tak zdawkowym przekazaniu historii nie było miejsca na opis zgodnego współżycia społeczności żydowskiej i arabskiej przez wiele lat, również w XX wieku. Nie było miejsca na informację, że 19 rodzin arabskich ukryło i tym samym uratowało od pogromu 263 Żydów. Nie było miejsca na komentarz, że pogrom z 1929 roku nie został nigdy potępiony przez zwierzchności arabskie (w rzeczywistości został przez nie wywołany), natomiast atak pojedynczego, opętanego nienawiścią Żyda został wielokrotnie skrytykowany przez wszystkie obozy polityczne Izraela, a rodzinom ofiar została udzielona pomoc. Nie było też miejsca na choćby zarysowanie tła wydarzeń z czasów Brytyjskiego Mandatu Palestyny. Nie było na to miejsca, bo nie o tym jest ten artykuł. Ma on przedstawić narrację, która potępia Izrael. Zabrakło też informacji, że Tayasier Abu Snena, który w 1980 r. w akcie terrorystycznym zabił w Hebronie sześciu Żydów, niedawno został wybrany na burmistrza Hebronu.


Natomiast znalazło się miejsce na opis zmiany położenia Hebronu w latach 70-tych po Wojnie Sześciodniowej. Czytając te dwa zdania czytelnik dowiaduje się, że po pogromie w 1929 r nie było już Żydów w Hebronie, i że pojawili się tam ponownie jako znienawidzeni osadnicy, którzy generalnie dokonują czynów nielegalnych, bo jak wiadomo, osadnictwo jest nielegalne. No cóż, miasto ma 230 tys. mieszkańców, z czego osadnicy to 500 osób.

Następnie czytelnik zostaje wprowadzony w sendo problemu związanego z miastem Hebron. Autor nazywa ten problem sterylnym Hebronem. Pojawiający się później na filmie, zrobiony przez a jakże B'tselem, były żołnierz IDF, obecnie w BtS, przyznaje, że nie wie, czemu tak jest. Choć historia nie sięga poprzedniego wieku. Jeszcze w 2001 r. ulice z ograniczonym dostępem dla ludności arabskiej były tętniącym życiem bazarem, kolorowym, gwarnym hałaśliwym. Dziś są to puste ulice. Kontrast jest kolosalny. O decyzji Izraela o ograniczeniu dostępu ludności arabskiej do tych ulic było głośno nie tylko w kraju. Ale członek BtS nie pamięta. Wręcz nie wie. Natomiast pan Strzałkowski wie. Informuje czytelnika, że powodem jest ochrona mieszkających tam w nielegalnych osiedlach Żydów. Ich nielegalność jest oczywiście zależna od punktu widzenia. Żydzi, którzy osiedlają się na Zachodnim Brzegu Jordanu przechodzą skomplikowany proces uzyskania zezwoleń od różnych władz. Te za każdym razem badają prawo własności i wydają zezwolenia wyłącznie wtedy, kiedy to prawo nie jest naruszone. Żydzi wielokrotnie otrzymywali odmowy osiedlania się w różnych miejscach Autonomii Palestyńskiej. Jeżeli dojdzie pomimo tego do nieprawidłowości, sąd najwyższy Izraela wnikliwie rozpatruje zaskarżone przez Palestyńczyków zezwolenia. Przykładem może być słynna sprawa osiedla Amona, gdzie Sąd Najwyższy doszukał się naruszenia prawa własności i nakazał wyburzenie zbudowanego już osiedla.

Poza naruszeniem prawa własności nie ma żadnych innych prawnych przeciwwskazań, aby Żydzi się osiedlali na Zachodnim Brzegu Jordanu. Wielu oficjalnych urzędników ONZ i Unii Europejskiej wypowiadało się, że osadnictwo żydowskie na terenach palestyńskich zgodnie z prawem międzynarodowy, jest nielegalne. Nie potwierdził tego Stephen Schwebel, sędzia Międzynarodowego Trybunału Sprawiedliwości, przez pewien czas prezes tej instytucji. Jego zdaniem status ziem zajętych w Wojnie Sześciodniowej w 1967 roku nie różni się od statusu ziem zajętych w Wojnie o Niepodległość w 1948 roku. Obie wojny były dla Izraela wojnami obronnymi. Na podstawie treści paragrafu 80 Karty ONZ-tu i "Mandatu nad Palestyną", obronna wojna z 1967 roku przywróciła prawowitemu władcy, Państwu Izrael, władzę nad Judeą i Samarią oraz nad Jerozolimą. Wezwanie Rady Bezpieczeństwa do wycofania się z zajętych terenów dotyczyło Półwyspu Synaj, który nigdy nie był spornym terenem, ani nie był objęty żadnymi międzynarodowymi ustaleniami. Dla niezaznajomionych z historią tego regionu wspomnę, że Izrael wycofał się z Półwyspu Synaj zgodnie z oczekiwaniem Rady Bezpieczeństwa. Chętnych do zapoznania się opinią sędziego Schwebela odsyłam do materiału w języku angielskim:http://www.maurice-ostroff.org/test/id248.html


W świetle tego użycie sformułowania tak powszechnego wśród aktywistów propalestyńskich - izraelska okupacja, tereny okupowane – nie ma uzasadnienia. To wielka niesprawiedliwość dla ludzi, którzy, choćby jako naród, przeżyli holokaust, przez lata zmuszeni do wojen obronnych, żeby teraz byli obarczani winą okupacji. Jest to o tyle nie w porządku, iż społeczność międzynarodowa milczała w roku 1948, kiedy Izrael został zaatakowany przez wiele krajów arabskich, a Jordania i Egipt zajęły bezprawnie tereny przeznaczone pod utworzenie państwa dla Arabskich mieszkańców Palestyny. Nikt wówczas nie walczył z okupacją jordańską, czy egipską. Sami Palestyńczycy nie walczyli o swoje państwo. Wciąż myśleli, co zrobić, żeby zmieść Izrael, zepchnąć go do morza, wymazać z mapy świata.


Pan Strzałkowski nie wspomina przed kim trzeba bronić osadników. Wszyscy możemy się domyślać, że chodzi o arabskich ekstremistów. Ale przemilczenie tego pozwala zarzucić całą winę na osadników, nie na ekstremistów. Jeżeli w mieście liczącym 230 000 mieszkańców na powierzchni 192 kilometrów kwadratowych znajduje się 500 do 800 osadników, to nie stanowią oni zagrożenia ani problemu. Ani pan Strzałkowski, ani członek BtS nie wspominają, że ulica Szuhada, która niegdyś stanowiła ruchliwy bazar, była świadkiem licznych aktów terroru. Było ich tak wiele, że Izrael zdecydował się zablokować dla arabskiej populacji dostęp do tego miejsca. Niektóre z nich były naprawdę wstrząsające. Dziś mało kto pamięta o dziesięciomiesięcznej dziewczynce zastrzelonej w wózeczku dziecięcym przez snajpera. Propalestyńscy aktywiści nie pamiętają, bo nie chcą pamiętać, bomby umieszczonej w pluszowym misiu, podrzuconym na przystanku, z którego odjeżdżały dzieci do szkoły. Centrum Hebronu było miejscem nie kilku czy kilkunastu, ale setek aktów terroru wykorzystujących zgodne współżycie Arabów i Żydów. Najczęściej były to ataki snajperów na żydowskich przechodniów na ulicy Szuhada. Ataków terrorystycznych było tak wiele, że IDF w 2001 roku wydał opinię, że należy te społeczności rozdzielić, aby zachować bezpieczeństwo społeczności żydowskiej. Całej, nie tylko 500 osadników. Opinia ta została zbadana przez Izraelski Sąd Najwyższy.


Opustoszała ulisa Szuhada. 
image

Nota bene skąd się bierze tak duża rozbieżność 500 czy 800 osadników? Różnica o ponad 50% to całkiem sporo. Otóż źródła arabskie, licząc osadników, liczą również ich kolejne pokolenia. Ponieważ osadnictwo zaczęło się w Hebronie w 1968 roku, niektórzy osadnicy doczekali się wnuków. Nieważne, że wnukowie urodzili się w tym miejscu, tak samo jak ich rodzice. Niestety podobnie jest z arabskimi uchodźcami. Abstrahując od zasadności użycia terminu uchodźca do większości z nich, za uchodźców są również uważani wnukowie a nawet prawnukowie. Autonomia Palestyńska jest jedynym miejscem na świecie, gdzie status uchodźcy jest dziedziczny.


Pan Strzałkowski cytuje byłego żołnierza, członka BtS:
- Te ulice mają być "sterylne" od Palestyńczyków. Na niektórych Arabowie nie mogą jeździć samochodami, na innych nie mogą w ogóle przebywać. Pilnowanie tego, to zadanie armii - mówi były żołnierz. - Przez to zamykane są sklepy. Pada gospodarka, rośnie bezrobocie.


Brzmi tragicznie. Każdy, kto odwiedzi Hebron, zobaczy blokady ulic, zamurowane przejścia i pozamykane na dziesięć spustów sklepy. Doskwierająca rzeczywistość. Ale każdy, kto odwiedzi Hebron, zobaczy, że zamknięta jest tylko jedna ulica, ulica Szuhada. A tak naprawdę jej część, odcinek liczący trochę ponad 300m. To jedynie miejsce, do którego Palestyńczykom nie wolno wchodzić. Pozostała część wschodniego Hebronu to strefa, po której mogą się przemieszczać, ale po kontroli osobistej. Niektóre ulice są wyłączone z ruchu zmotoryzowanego. Po historii tego miasta zbroczonej terrorem takie środki ostrożności nie wydają się być przesadne. Cały Hebron wschodni to tylko 3 % powierzchni całego miasta. 97% miasta to tereny, po których Palestyńczycy mogą się swobodnie przemieszczać. A Żydzi? Żydom ze względu bezpieczeństwa nie wolno poruszać się po części arabskiej miasta, czyli po 97% jego powierzchni! Ale czy ograniczenia w dostępie do tych wytyczonych miejsc nie powodują utrudnień w prowadzeniu biznesów i zarabiania pieniędzy? Jest tu prowadzonych 17 tys. przedsiębiorstw, które przynoszą 5 mld szekli rocznie i wytwarzają 40% PKB całej Autonomii. Jeżeli bezrobocie rośnie, to nie może być to związane z wyłączeniem jednego paska we wschodnim Hebronie. Wszyscy handlarze z bazaru na ulicy Szuhada otrzymali nowe sklepy w centrum handlowym w centrum miasta oraz pieniężną rekompensatę. De facto to Arabowie mają pełnię swobody, z wyłączeniem jednej ulicy, a Żydzi są ograniczeni do swoich 3%.

image

Czytelnikom pozostawiam ocenę rzetelności takiego przekazu jak w portalu gazeta.pl Pozostawiam też ocenę sytuacji w Hebronie. Niestety taka jednostronna narracja trafia do nas bardzo często w masmediach. Czy to jest narracja antyizraelska, czy antysemicka - ponownie ocenę pozostawiam czytelnikowi.

Wrowitek
O mnie Wrowitek

Izrael oraz jego konflikt z Arabami jest w centrum moich zainteresowań. Ale moja zainteresowania są o wiele szersze.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura