Jeszcze niedawno większość Polaków poważała kruchy rozejm jakim było prawo aborcyjne w Polsce. Potem przyszedł Giertych i rozpętał awanturę domagając się jego zaostrzenia. Oj nieładnie, nieładnie. Tyle innych spraw do załatwienia, a tu wyciąga ktoś trupa z szafy. Minęły ze dwa tygodnie i okazało się że Roman wiedział co robi. Pewnie śledził uważnie losy pozwu niejakiej A. Tysiąc, która uznała, że skoro miała prawo do aborcji to obowiązkiem państwa jest jej tą aborcję zapewnić.
Abstrahując od innych konsekwencji wyroku (inne niż aborcja świadczenia zdrowotne też stają się obowiązkiem państwa niezależnie od jego możliwości, niech no tylko ktoś teraz umrze czekając w kolejce np. na przeszczep serca, SLD z UW naobiecywało w konstytucji, a Polacy za to zapłacą) to nagle okazało sie że Giertych miał rację, iż w Polskim prawie życie dzieci nienarodzonych jest niedostatecznie chronione. I elektorat, który mu tak powoli odpływał do PiSu, zaczął rozmyślać nad powrotem.
Coś mi się widzi że on ma całkiem niezły łeb do rozgrywek politycznych. Za wcześnie położono na nim krzyżyk, jeszcze będą z niego ludzie. Zwłaszcza że teraz może się domagać od państwa operacji plastycznej. Na nasz koszt. Na szczęście korzystając z art.73 zapewniającego mi "wolność korzystania z dóbr kultury", od dzisiaj już nie będę za nie płacił i tak sobie jakoś to odbiję.
Inne tematy w dziale Polityka