W końcu znalazłem czas by obejrzeć "Małą Moskwę" Waldemara Krzystka. Podobnie jak reżyser filmu jestem rodowitym legniczaninem, niewiele od niego młodszym i to o czym film ten opowiada bardzo dobrze pamiętam. Przedstawienie realiów moim zdaniem było na wysokim poziomie. Można się najwyżej czepić takich drobiazgów jak odrobinę zbyt wielkie gwiazdy namalowane na bramach, czy używanie przez sowietów kałachów ze składaną kolbą, choć w rzeczywistości używali na ogół kałachów z kolbą stałą.
I na razie tyle mam do powiedzenia o mych wrażeniach dotyczących samego filmu. Tak się bowiem składa, że przed jego obejrzeniem przeczytałem kilkanaście jego recenzji i teraz gdy go oglądałem, najpierw konfrontowałem obraz z tymi recenzjami właśnie. Z tymi które twierdziły, że za mało perwersji i głębi psychologicznej postaci, z tymi wg których film leczy kompleksy stereotypami, że kiepski melodramat, że kopia "doktora Żywago", że mało namiętny, że "spogląda z wyższością na kulturę sowiecką" ... .
I tak mi się w tym kontekście przypomniała sławna scena z "Misia" : "jest prawda czasów o których mówimy i prawda ekranu, która mówi : prasłowiańska grusza ukrywa w swych konarach plebejskiego uciekiniera". http://www.youtube.com/watch?v=GYlPTNeq5X4 Recenzujący "Małą Moskwę" chyba nie załapali, że to tylko taki absurdalny żart. Nie rozumieją, że film pokazujący prawdę czasu nie tylko nie musi, ale i nie powinien uciekać się do "prawdy ekranu". Ja rozumiem, że dla ludzi, którzy oglądają na co dzień po kilka filmów, które przy pomocy udziwnionej formy usiłują wcisnąć widzowi wydumane fabuły, kompletnie oderwane od rzeczywistości "głębokie prawdy", brak w filmie Krzystka "przebitki zająca na gruszy" może być szokiem. Ale jak ktoś jest w szoku to może nie powinien pisać rezenzji ? Wydaje mi się że od recenzenta należy oczekiwać trzeźwego spojrzenia na film, a nie tylko chęci skasowania wierszówki czy przypodobania się swojej koterii.
Najpierw odniosę się do zarzutu w pewnym sensie uzasadnionego, jakim jest stylizacja na "Doktora Żywago". Przy czym mnie denerwowały nie skojarzenia samej fabuły, ale piękna siwizna postarzałych bohaterów. Przy takich dawkach alkoholu jakie pijają ruskie aviatory i polskie muzikanty, panowie na cmentarzu powinni wyglądać mocno inaczej. Może by było odrobinę mniej wzruszająco pod koniec filmu, dużo bardziej strasznie, ale przecie cierpi na tym prawda czasu. Cierpi samo podstawowe przesłanie filmu, jakim niewątpliwie jest oddziaływanie tamtego totalitarnego systemu na zwykłych ludzi. Komunizm nie tylko powodował traumę sieroctwa u bogatych Rosjanek, ale niszczył też ludzi czysto fizycznie. Szkoda, że tego film nie pokazał.
Zarzut małej głębi postaci, w szczególności "co ta Wiera widziała w tym mydłku" jest wynikiem kompletnego niezrozumienia tamtych czasów. To nie reżyser, to te czasy spłaszczały bohaterów. Nie wiem, może wśród złotej warszawskiej młodzieży w kolorowych skarpetkach było inaczej, ale w Legnicy człowiek nie miał niemal żadnego pola manewru. Tu był garnizon, tu szpicli było wielokroć więcej niż gdziekolwiek indziej. Tu nie można było wyrażać siebie ubiorem, długimi włosami. Tu nie można było się nachlać i nocą wracać śpiewając na pełny regulator. Ba, nawet za zrobienie zdjęcia w środku miasta zdarzało się, że fotograf trafiał na wartownię jako szpieg, nawet gdy miał trzynaście lat. I cały czas mówiłem tu o Polakach, Rosjanie mieli dużo gorzej. Bo w końcu ewentualne trzy lata w polskim więzieniu, to i tak stokroć przyjemniej niż kilkanaście lat wolności w garnizonie na Kamczatce. Czy w takich warunkach można mieć głęboką psychikę ? A jak nawet, to czy można ją jakoś wyrażać ? Prawda czasu mówi, że to niemożliwe.
To że głęboko fascynowaliśmy Rosjan naszą względną wolnością to żaden stereotyp, to po prostu prawda. I to do tego stopnia, że najczęściej oni nas zaczepiali, dawali prezenty, próbowali się zaprzyjaźniać, mimo grożącego im ryzyka zamieszkania nad Kołymą czy Amurem. Do dzisiaj mam z tamtych lat taki prezent, książkę, którą wręczyła mi Rosjanka. Ot tak niezobowiązująco, bez podtekstów erotycznych, bo fajnie się nam gadało. Zresztą może i miał ten gest jakieś erotyczne podteksty, ale nie dało się tego sprawdzić - ktoś widział naszą dłuższą rozmowę, doniósł i tydzień potem już w Polsce nie było ani jej, ani jej męża. Polak nie musiał być piękny, Polak nie musiał być mądry, wystarczyło by był inny niż karny radziecki korpus oficerski w sraczkowatych mundurach, wśród którego Rosjanka obracała się na co dzień. A jak jeszcze Polak w łapę cmoknął, zatańczył, nie pachniał dezodorantem "swieżyj lies", to mógł bez trudu zadziałać na nią jak za przeproszeniem Simon Mol na młodą antyrasistkę. I nie musiał z nią ćwiczyć Kamasutry, by było namiętnie. Jak ktoś rozumie tamte okoliczności, to wie że wobec nich nawet to cmoknięcie w łapkę mogło dostarczyć więcej emocji niż obejrzenie wszystkich pornoli świata dzisiaj.
Recenzent "Polityki" domaga się by na sowiecką kulturę nie spoglądać z pogardą i wstydem, ale jak tego uniknąć pokazując prawdę czasu ? Ba, Krzystek nawet połowy tego brudu i smrodu nie pokazał co ona za sobą niosła. W końcu korpus oficerski to elity, jakby sfilmować prostych sołdatów z którymi stykaliśmy się najczęściej, byłoby duuuużo gorzej.
W końcu najbardziej idiotycznym zarzutem jest porównywanie "Małej Moskwy", do "33 scen z życia" Szumowskiej. Że nagroda należała się Szumowskiej, bo ona nakręciła film nowoczesny w formie i "głęboko prawdziwy" w treści. Co do formy, to owszem udziwniona na maksa. Ale dlaczego to ma być plus filmu ? Obraz Krzystka jest może nie najbardziej porywający (mój domowy nastolatek wyszedł z niego znudzony) ale na pewno dużo bardziej czytelny. Nie jest prawdą że tak filmów już się na świecie nie kręci. Kręci się jak najbardziej. "Szeregowiec Ryan" chociażby. Co do porównania treści, to zupełnie możliwe, że w rodzinach recenzentów tak właśnie wygląda umieranie i reakcja na to zjawisko. W mojej rodzinie wygląda to jednak zupełnie inaczej, stąd traktuję pracę Szumowskiej jako "33 przebitki zająca na gruszy". A o tym, że chyba nie tylko ja to tak traktuję świadczyć może fakt, że w przeciwieństwie do "Małej Moskwy", mimo klaki recenzentów, zapotrzebowania w sieci p2p na to brak.
I tyle o polskich krytykach filmowych. O filmie może jeszcze napiszę. Muszę tylko znaleźć czas, ściągnąć pirata, flaszkę, ogórki ... . Może lepiej dwie flaszki, bo coś mi ta aktorka jakoś nie do końca się podobała, widywałem w Legnicy ładniejsze Rosjanki.
Inne tematy w dziale Kultura