Nie nie, tytuł notki nie jest to z mej strony jakaś złośliwość. Po prostu tam gdzie ludzi nie mają jakiejś wspólnej płaszczyzny porozumienia, tam nie ma możliwości dogadania się. A jak takiej możliwości nie ma, to gadanie jest żałośnie bezsensowne. Dlatego zapraszam wszystkich, którzy podobnie jak osobnik podający się za pilota Pirxa uważają, że muzułmańskimi ofiarami muzułmanów nie ma co się przejmować, by się tu mi teraz wpisali. Ja odhaczę i w drogę już sobie nie będziemy wchodzili.
Tu jest rzeczony wpis "pilota Pirxa" z blogu http://swiat-z-perspektywy-muchy.nowy.salon24.pl/377364.html :
"Tyle że gdyby tam Żydów nie było, to muzułmanie mordowaliby się z równą zaciekłością sami. Vide bomby podkładane pod meczety i bazary w Iraku, Pakistanie, Algierii."
I co Cię to obchodzi? To ich wewnętrzne(Irak już nie) sprawy.
A jakby ktoś jednak miał na ten temat inne zdanie i podczas czytania opini "pilota Pirxa" zebrało mu się na wymioty, to im dla równowagi opowiem o swoim koledze :
Otóż cżłowiek ów jest zakonnikiem, misjonarzem w kraju arabskim. Kraju bogatym, zasobnym w ropę. Oczywiście nie chodzi w habicie, nie nosi krzyżyka, ba nawet przeżegnać się publicznie nie może. Nie może nawet gestem próbować zachęcać ludzi do przejścia na chrześcijaństwo. Za to wszystko grozi tam kara śmierci. Wykonywana oczywiście publicznie, o ile wcześniej tamtejsza policja nie przesadzi z torturami. Jedyne co on może robić to żyć między Arabami i im pomagać. Jest z wykształcenia lekarzem (zresztą ma w sumie bodaj już trzy fakultety zrobione) i leczy tamtejszych biedaków. Też nie za bardzo może, bo np korzystanie z pomocy jakiejkolwiek chrześcijańskiej organizacji charytatywnej z miejsca naraziłoby go na śmierć. Dlatego leczy bardziej swymi umiejętnościami niż bogatą ofertą współczesnej medycyny. To trochę wygląda jak w filmie "Znachor", tyle że kraść instrumentów nie musi, bo zarabia na nie pracując dodatkowo jako tłumacz. Mimo tych prymitywnych środków jednak osiąga lepsze rezultaty niż tamtejsza służba zdrowia, on po prostu te umiejętności posiada, a oni podczas studiów w Europie mieli przyjemniejsze zajęcia niż grzebanie w książkach. Kiedy go kiedyś zapytałem, po jaką cholerę tak się poświęca i ryzykuje dla rezultatu, którego przecież nigdy nie osiągnie, opowiedział mi o swoim dzieciństwie. O małej chałupie w krainie zwanej pieszczotliwie szKielecczyzną, w której się chował z kilkonaściorgiem rodzeństwa, na klepisku, bez prądu, bo ten dobrowadzono gdy już był nastolatkiem. Krótko mówiąc w biedzie jak na polskie warunki przejmującej. I on który z tego klepiska się podniósł, stwierdził że takiej nędzy jaką tam w tym kraju arabskim zobaczył to on jeszcze nie widział. Przypominam tu, że to kraj zasobny w ropę, na nowe czołgi czy mysliwce zawsze go stać. I że to kraj islamski, a w islamie obowiązuje 10% jałmużny dla biedaków. A jednak, obok ociekających złotem pałaców ludzi władzy, są tam getta w których bieda jest nieprawdopodobna. Nieprawdopodobna oczywiście nie dla mojego kolegi. On właśnie potrafi ją zrozumieć, on wie że z takiej biedy tylko miłość wydobyć może. Tak jak kiedyś wydobyła jego. Ale nieprawdopodobnej dla wszystkich "naprawiaczy świata", którym się wydaje że znają proste recepty. Dla których ludzkie ofiary nic nie znaczą, o ile nie da się ich wykorzystać do realizacji owej wydumanej recepty.
Inne tematy w dziale Polityka