niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru
454
BLOG

25 (takes)

niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru Kultura Obserwuj notkę 14

 

Im dłużej nie żyje Jimmy Hendrix, tym więcej nagrał płyt. Podobnie rzecz ma się z Jimem Morrisonem. Coraz więcej zapuszkowanych dźwięków z przeszłości dociera do naszych uszu.

 

Odrzuty z nagraniowych sesji, outtakes, alternate takes, stały się pożądanym na muzycznym rynku towarem, ech, co za dziwna analogia do słusznie minionych czasów, gdy „mrocznym przedmiotem pożądania” na wyposzczonym krajowym rynku były „odrzuty z eksportu”.

 

Właśnie o takes chciałem dziś pomedytować.

 

Mówią, że to okres grania czy też śpiewania, który został zarejestrowany podczas sesji nagraniowej. Taki „kawałek”, potem służy jako „utwór”, opublikowany na płycie, czy innym nośniku (teraz zwycięża opcja innego nośnika). Takich takes nagrywa się po parę, kilkanaście, zależy od stopnia koncentracji improwizujących muzyków. Czasem ktoś pochopnie zacznie, jakiś false start się zdarzy, czasami coś się w czasie grania zatnie, nie uda, coś w czasie nagrywania fałszywie zabrzmi, skrzypnie, czy co tam. Można powtórzyć, kolejne życie w utwór tchnąć. Z owych takes wybiera się potem na album jeden, nadaje się mu – arbitralnie cokolwiek - rangę definitywności, reszta idzie do puszki w wytwórni, w kucki siedzi i czeka zmartwychwstania, które następuje po śmierci wykonawcy, jeśli sława tegoż może wytwórni gwarantować opłacalność pogrzebania w archiwum, rekonstruowania nadgryzionych przez mole starych dzianin dźwięków.

 

Niejaki Cortazar Julio - o radości wspomnień smakowania jego tekstów, którego zażywać miałem czelność gdy mięśnie gibsze były! - ma w La vuelta al dia en ochenta mundos rozdział o tych, jak on to zwie „ekshumacjach” takes, gdzie rozpływa się chwilowo nad niesamowitością wysłuchania kilku wersji tego samego tematu z danej sesji nagraniowej, po czym dodaje „jeszcze przyjemniej jest przeniknąć - écouteur w sensie, w jakim Francuzi mówią voyeur – do centralnego laboratorium jazzu.” Dzieją się tam sprawy, o jakich śnić mogą jedynie agenci pracujący w podsłuchowej branży. „Bird brutalnie zrywa długi zaśpiew swego saxu (coś niby coitus interruptus z powodu trzęsienia ziemi lub innej niebagatelnej krewy), słychać jego mruk Hold on!, czasami Max Roach ciągnie jeszcze parę taktów…Dziwna zdolność płyty, mogącej uchylić nam drzwi do pracowni artysty, pozwolić asystować jego wzlotom, jego upadkom. Ile takes można wydobyć ze świata? Ten wydany może nie jest najlepszy.” (tłumaczenie autorstwa Zofii Chądzyńskiej)

 

Ale, przecież decydujemy się na jakiś take naszego życia, bez możności powiedzenia Hold on, wstrzymania ręki przyłożonej do pługa. „Zapalić lampę znaczy rzucić cień” (Ursula LeGuin). Nasz take to wybór, jednorazowy, ze wszelkimi konsekwencjami. Nie ma możliwości powtórzenia, ponownego rozpoczęcia, zawrócenia czasu kijem.

 

Jasne, że to banał. Banały mają wszakże to do siebie, że określając je tak wzgardliwie, ich zawartość treściową pozbawiamy powagi znaczenia.

 

Życie jako seria takes, podejmowanie tematów stanowiących jego esencję. Aż dojdzie do decyzji, który z owych takes wybrać, jako nasz definitywny, który będzie się za nami ciągnął. A pozostałe? Zarodki, dziatki porzucone, arcydzieła nie podpisane? Równoległości, które miały swój początek, a z takich czy innych powodów nie zostały pociągnięte dalej, nie osiągnęły swojego apogeum, a potem nie wygasały stopniowo. A może inaczej: śliczności, których nie doceniliśmy, zapuszkowane alternatywne wersje przygody z życiem, którym nie udzieliliśmy formalnego placetu, nie umieszczone w albumie.

 

Oprócz motywu definitywności, nieodwołalności wyboru, jeszcze motyw drugi: take to nie próba, której rezultat objawi się dopiero później, w ostateczności jakiejś. To podjęcie tematu, z tematem się zmierzenie. Jeszcze Cortazar, Chądzyńskiej spolszczenie: „Różnica między próbą a take. Próba powoli prowadzi do doskonałości, sama w sobie nie liczy się, istnieje tylko jako funkcja przyszłości. W take tworzenie jako takie podlega krytyce i dlatego bywa wielokrotnie przerywane i na nowo podejmowane. Niedoskonałość lub całkowita klapa take jest wprawdzie próbą następnego, ale następne nigdy nie jest poprzednim „na lepiej”, po prostu jeżeli jest dobre, jest już zupełnie czym innym.”

 

Czy dostępny będzie, jak w przypadku mistrzów improwizacji, cały zbiór takes jakie podjęliśmy w naszym życiu?

 

W tym miejscu urywa się ten take.

Najbardziej lubię te gadki chrapliwym szeptem Milesa, jakie do Teo Macero wygłaszał pod koniec "take".

inkszy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Kultura