W godzinę później muzyk załatwia kilka interesów niedaleko ratusza na Wielkiej, i wraca do domu. Na schodach zauważa dziwny ruch, jakieś bieganie, wołania, zamęt. Co to takiego?
W połowie schodów łapie za rękaw zbiegającego chłopca od stróża:
- Słuchaj, Kaziuk, co to się stało?
Chłopak wyrywa się i ucieka, a pan Moniuszko słyszy tylko urywane okrzyki:
- Aooo! Panowie... przyniósłszy... panoczku!
Drzwi do mieszkania stoją szeroko otworem. Przed drzwiami i na progu liczne ślady świeżego śniegu. W przedpokoju pełno ludzi.
- Co się stało? – pyta od progu mocno już zaniepokojony organista.
Patrzy ponad okularami – i widzi siedmiu, ośmiu młodzieńców, którzy nagle ucichli.
- No, mówcież, co?
Z ciemnej gromadki wysuwa się jeden.
Pan Moniuszko poznaje: ośmioklasista z Instytutu Szlacheckiego, Antek Rymkiewicz.
Na cały głos mówi:
- To my. Przynieśliśmy fortepian.
Pan Moniuszko chwyta się za głowę:
- Co? Co ty gadasz, Antoś?
- Fortepian pański od tego lichwiarza. Już wykupiony. Sto rubli zebraliśmy, i na procenty też!
Pan Moniuszko, niepewny, czy sen to, czy jawa, roztrąca gromadę chłopców, wpada do gabinetu – i widzi czwórkę swoich dzieci, które wrzask wielki czynią, i rozpromienioną żonę, i dalej, w kącie – przy blasku naftowej lampy – widzi... fortepian!
Bez słowa odwraca się ku drzwiom, w które teraz pcha się tłum siedmiu, ośmiu rozpromienionych twarzy – i szepce półgłosem:
- Moje kochane chłopaki...
A z pośród tych twarzy w drzwiach któraś mówi w tej ciszy:
- My sobie mówiliśmy, że pan Moniuszko uczy nas śpiewu, że pan Moniuszko takie piękne Litanje pisze Ostrobramskie, to pan Moniuszko musi mieć swój fortepian.
Witold Hulewicz, [w] Mówią Wieki część III, Trzeci rok nauki języka polskiego w gimnazjach, red. Juljusz Balicki i Stanisław Maykowski, Lwów, Wydawnictwo Zakładu Narodowego im. Ossolińskich, 1935, str.432-433, pisownia oryginalna
Inne tematy w dziale Rozmaitości