Do rzeczy, krótko, zupełnie dosłownie. Jak w Nowych Atenach prawdziwki to, każdy widzi, Boletus edulis. Jedyne prawdziwki, jakie znam.
Zaś co do niepokorności – był już wysyp opieńków, w naszym rezerwacie nieodwołalnie sezon grzybowy kończący. 11 listopada spadł śnieg, święty Marcin na białym koniu. Przymrozków parę. A tu sobie wyrosły, w stałym i starym miejscu. Piętrowo.
Nie zaliczają ich do roślin, doszukują się wspólnego pochodzenia grzybów, zwierząt i wiciowców kołnierzykowych (sic!). Poza tym, cudzożywne to organizmy, a mnie cudzożywność niesmaczna. Do tego jeszcze konotacje określeń użytych w tytule, wzbudzających gdzieniegdzie poruszenie graniczące ze wzmożeniem.
Wszakże, niezmiernie mnie ucieszyły niepokorne prawdziwki. Swą prostotą, tym że są jeszcze. Jednoznaczne, bez wykluczających zaklęć. Obiad z nich dziś przepyszny.
Do rzeczy zatem, do prawdziwków – grzybów. I pokory, czyli odczuwania własnej małości.
Inne tematy w dziale Rozmaitości