(c) z Mordoru
(c) z Mordoru
niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru
534
BLOG

Kościelec 1929 - Karakorum 2013

niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru Rozmaitości Obserwuj notkę 19

 

Kilka tygodni temu zamieściłem tu tekst Mieczysława Świerza. Tekst mający 103 lata. Alternemo, który go skomentował, nie wiedząc jeszcze czyj on jest, bo dałem go bez podania autora, stwierdził:„Zbyt dużo egzaltacji w tym tekście, zbyt dużo słów... Istota doznań wysokogórskich została zagadana. Można i tak. Zbyt mało w nim miejsca na pełne dystansu refleksje.”

 

Nie spotkał się z za dobrym przyjęciem tekst doktora Świerza, historyka literatury, jednego z najwybitniejszych wspinaczy czasów przed i po I wojnie światowej, uważanego wtedy za dobrze piszącego o górach („Jeden z najwybitniejszych taterników i pisarzy tatrzańskich” jak piszą Paryscy w Encyklopedii tatrzańskiej), przy tym autora wielu przewodników, wśród nich 4-tomowego Tatry Wysokie, wydanego wspólnie z Chmielowskim, biblii przedwojennych czasów. Takie laurki już teraz nikogo nie ruszają. Komentujący go Alternemo (któremu dziękuję za inspirację) przyznaje:„Dane mi było znać w dawnych (lata 60 XX w.) czasach kilku wspinaczy z jeszcze przedwojennymi dokonaniami. Nie używali tak kwiecistego i emocjonalnego języka w wieczornych pogawędkach schroniskowych. W środowisku taternickim dominowała zwięzłość granicząca często ze zdawkowością.”

 

Pozwolę sobie wrócić do tego tekstu Świerza, którym żyłem latem. Tekstu, który określiłem mianem „nieśpiesznego górskiego epitafium”, auto-epitafium dla samego Świerza jak i wielu innych, co życie w górach zakończyli.

 

Wracam do tego tekstu w kontekście śmierci Artura Hajzera, śmierci Macieja Berbeki i Tomasza Kowalskiego, w kontekście szumu dyskusji jaka przetoczyła się przez Polskę i ten tutaj portal. Sądzę bowiem, że tekst Świerza sprzed ponad stu lat jest w tym kontekście najbardziej dojrzałym głosem.

 

Postaram się to udowodnić, analizując i komentując ten młodopolskim stylem popełniony fragment prozy.

 

Pisać o widoku? Po co kłamać. Nie pragnienie widoku, lecz żądza czynu gnała nas tutaj.

 

Tu cała esencja wyczynowego alpinizmu. Żądza czynu, a przecież komentujący dokładają do tego żądzę sławy, sukcesu za wszelką cenę. Czy jest to dopowiedzenie uprawnione? Osądzony w mediach małych i dużych Adam Bielecki przez to dopowiedzenie jawi się jako potwór, pozbawiony ludzkich uczuć, nieodpowiedzialny szybkobiegacz, co wiał w dół z prędkością lawiny nieledwie, zostawiając towarzyszy.

 

Taka wyprawa kieruje się żądzą czynu. Fakt. Wszyscy czterej idący ku górze w warunkach zimy w Karakorum się nią kierowali. Żądzą czynu w surowym klimacie zimy w Karakorum. A co wiemy o tej zimie, by oceny ferować? Konkurs można by rozpisać, ilu żyje ludzi, co powyżej 8 tysięcy metrów w tamtych górach i tamtym klimacie byli. Bez nagród. Zwyciężyć znaczy przeżyć, jak to skonstatował Aleksander Lwow, który tam kiedyś był.

 

godzinami trwające, wytężające wspinanie dodało ruchom zgrabności i pewności. Twarda walka ze skalnymi potworami nauczyła go energii i zaciętości, bezustanne niebezpieczeństwo odwagi i zimnej krwi.

 

Byli znacznie dalej, niż to tylko. Byli na granicy możliwości życia. W strefie nie na darmo nazywanej strefą śmierci. Już wyczerpały się zasoby zgrabności i pewności, energii, zaciętości. Odwaga niosła w niebezpieczeństwo, zuchwalstwo wręcz. Było późno, zmierzch blisko, zimno narastało. I to nie takie po paręnaście stopni, co paraliżuje rozwinięte europejskie kraje. Cel wyprawy – szczyt – osiągnięty.

 

„Nie moglibyśmy wrócić tu na kolejną próbę, w następny weekend. Schodzenie teraz, choć byśmy nawet potrafili, byłoby schodzeniem ku przyszłości, naznaczonej jednym, nie dającym nam nigdy spokoju pytaniem: co by się stało, gdybyśmy jednak zaryzykowali?” (Thomas Horbein, ‘Everest: The West Ridge’)

 

...Nie zawsze jednak góry pozwalają bezkarnie wkradać się w swe tajniki, czerpać ze swych skarbów, zdzierać z siebie nimb niedostępności; czasami żądają od człowieka daniny, a wówczas ofiarą pada życie ludzkie.

 

Wiedzieli, czym ryzykują. Eksploracja, aby była jeszcze możliwa na tej małej błękitnej planecie, wymaga sytuacji i miejsc ekstremalnych. Tylko w takich mało kto się znalazł. A może właśnie to – transgresja, sięgnięcie poza granicę wytyczaną przez śmierć? Cyniczna wypowiedź Oppenheima, drugiego po Zaruskim przedwojennego szefa GOPR się kłania, absurdalna z pozoru: przyczyną wypadku jest śmierć ofiary.

 

Są w życiu jeszcze inne szkoły woli i męstwa, oprócz mrocznych ścian i zawrotnych grani, są jeszcze inne godne człowieka walki, obok zwalczania krzesanic i fantastycznych turni, są szczytniejsze śmierci niż roztrzaskanie łba w przepaści.

 

Z pewnością są. Ale czy z tego powodu nie wolno ludziom podejmować ryzyka, ponosić bólu, jakiego wymaga eksploracja? „Staram się kontynuować tradycję eksploracji i prawdziwej przygody.” (lapidarnie mówi Simone Moro, włoski alpinista, wspinający się zimą w Himalajach i Karakorum) Życie jest nie tylko zadaniem, także wyzwaniem. A podjęte wyzwanie, aby być rzeczywistym, obarczone być musi ryzykiem. Nie każdemu wystarczają Kalatówki i grań Krupówek.

Wszystkie cytaty, chyba że wskazano inaczej: Mieczysław Świerz „Daleką granią” (1910) († 05.07.1929, zachodnia ściana Kościelca)

cdn. (szanuję Państwa czas i możliwości poświęcenia uwagi, druga częśc tekstu w następnej notce)

inkszy

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Rozmaitości