Kilka tygodni temu zamieściłem tu tekst Mieczysława Świerza. Tekst mający 103 lata. Alternemo, który go skomentował, nie wiedząc jeszcze czyj on jest, bo dałem go bez podania autora, stwierdził:„Zbyt dużo egzaltacji w tym tekście, zbyt dużo słów... Istota doznań wysokogórskich została zagadana. Można i tak. Zbyt mało w nim miejsca na pełne dystansu refleksje.”
Nie spotkał się z za dobrym przyjęciem tekst doktora Świerza, historyka literatury, jednego z najwybitniejszych wspinaczy czasów przed i po I wojnie światowej, uważanego wtedy za dobrze piszącego o górach („Jeden z najwybitniejszych taterników i pisarzy tatrzańskich” jak piszą Paryscy w Encyklopedii tatrzańskiej), przy tym autora wielu przewodników, wśród nich 4-tomowego Tatry Wysokie, wydanego wspólnie z Chmielowskim, biblii przedwojennych czasów. Takie laurki już teraz nikogo nie ruszają. Komentujący go Alternemo (któremu dziękuję za inspirację) przyznaje:„Dane mi było znać w dawnych (lata 60 XX w.) czasach kilku wspinaczy z jeszcze przedwojennymi dokonaniami. Nie używali tak kwiecistego i emocjonalnego języka w wieczornych pogawędkach schroniskowych. W środowisku taternickim dominowała zwięzłość granicząca często ze zdawkowością.”
Pozwolę sobie wrócić do tego tekstu Świerza, którym żyłem latem. Tekstu, który określiłem mianem „nieśpiesznego górskiego epitafium”, auto-epitafium dla samego Świerza jak i wielu innych, co życie w górach zakończyli.
Wracam do tego tekstu w kontekście śmierci Artura Hajzera, śmierci Macieja Berbeki i Tomasza Kowalskiego, w kontekście szumu dyskusji jaka przetoczyła się przez Polskę i ten tutaj portal. Sądzę bowiem, że tekst Świerza sprzed ponad stu lat jest w tym kontekście najbardziej dojrzałym głosem.
Postaram się to udowodnić, analizując i komentując ten młodopolskim stylem popełniony fragment prozy.
Pisać o widoku? Po co kłamać. Nie pragnienie widoku, lecz żądza czynu gnała nas tutaj.
Tu cała esencja wyczynowego alpinizmu. Żądza czynu, a przecież komentujący dokładają do tego żądzę sławy, sukcesu za wszelką cenę. Czy jest to dopowiedzenie uprawnione? Osądzony w mediach małych i dużych Adam Bielecki przez to dopowiedzenie jawi się jako potwór, pozbawiony ludzkich uczuć, nieodpowiedzialny szybkobiegacz, co wiał w dół z prędkością lawiny nieledwie, zostawiając towarzyszy.
Taka wyprawa kieruje się żądzą czynu. Fakt. Wszyscy czterej idący ku górze w warunkach zimy w Karakorum się nią kierowali. Żądzą czynu w surowym klimacie zimy w Karakorum. A co wiemy o tej zimie, by oceny ferować? Konkurs można by rozpisać, ilu żyje ludzi, co powyżej 8 tysięcy metrów w tamtych górach i tamtym klimacie byli. Bez nagród. Zwyciężyć znaczy przeżyć, jak to skonstatował Aleksander Lwow, który tam kiedyś był.
godzinami trwające, wytężające wspinanie dodało ruchom zgrabności i pewności. Twarda walka ze skalnymi potworami nauczyła go energii i zaciętości, bezustanne niebezpieczeństwo odwagi i zimnej krwi.
Byli znacznie dalej, niż to tylko. Byli na granicy możliwości życia. W strefie nie na darmo nazywanej strefą śmierci. Już wyczerpały się zasoby zgrabności i pewności, energii, zaciętości. Odwaga niosła w niebezpieczeństwo, zuchwalstwo wręcz. Było późno, zmierzch blisko, zimno narastało. I to nie takie po paręnaście stopni, co paraliżuje rozwinięte europejskie kraje. Cel wyprawy – szczyt – osiągnięty.
„Nie moglibyśmy wrócić tu na kolejną próbę, w następny weekend. Schodzenie teraz, choć byśmy nawet potrafili, byłoby schodzeniem ku przyszłości, naznaczonej jednym, nie dającym nam nigdy spokoju pytaniem: co by się stało, gdybyśmy jednak zaryzykowali?” (Thomas Horbein, ‘Everest: The West Ridge’)
...Nie zawsze jednak góry pozwalają bezkarnie wkradać się w swe tajniki, czerpać ze swych skarbów, zdzierać z siebie nimb niedostępności; czasami żądają od człowieka daniny, a wówczas ofiarą pada życie ludzkie.
Wiedzieli, czym ryzykują. Eksploracja, aby była jeszcze możliwa na tej małej błękitnej planecie, wymaga sytuacji i miejsc ekstremalnych. Tylko w takich mało kto się znalazł. A może właśnie to – transgresja, sięgnięcie poza granicę wytyczaną przez śmierć? Cyniczna wypowiedź Oppenheima, drugiego po Zaruskim przedwojennego szefa GOPR się kłania, absurdalna z pozoru: przyczyną wypadku jest śmierć ofiary.
Są w życiu jeszcze inne szkoły woli i męstwa, oprócz mrocznych ścian i zawrotnych grani, są jeszcze inne godne człowieka walki, obok zwalczania krzesanic i fantastycznych turni, są szczytniejsze śmierci niż roztrzaskanie łba w przepaści.
Z pewnością są. Ale czy z tego powodu nie wolno ludziom podejmować ryzyka, ponosić bólu, jakiego wymaga eksploracja? „Staram się kontynuować tradycję eksploracji i prawdziwej przygody.” (lapidarnie mówi Simone Moro, włoski alpinista, wspinający się zimą w Himalajach i Karakorum) Życie jest nie tylko zadaniem, także wyzwaniem. A podjęte wyzwanie, aby być rzeczywistym, obarczone być musi ryzykiem. Nie każdemu wystarczają Kalatówki i grań Krupówek.
Wszystkie cytaty, chyba że wskazano inaczej: Mieczysław Świerz „Daleką granią” (1910) († 05.07.1929, zachodnia ściana Kościelca)
cdn. (szanuję Państwa czas i możliwości poświęcenia uwagi, druga częśc tekstu w następnej notce)
Inne tematy w dziale Rozmaitości