Wystarczy parę godzin pracy wiatru. Wiele lat rośnięcia, tężenia, rozwijania w niwecz idzie. Wiele lat troski, dbania, wykłócania się o sens, czasami z Sensem samym.
Nie miało się żadnego planu B, back-up facilities, możliwości ewakuacji. Takowych się nie przewidywało, ba, nie chciało.
Stoi się nad zdruzgotanymi korpusami, w przewróconym krajobrazie, z bezradnie sterczącymi w górę korzeniami.
Pośród wykrotów i złamań, jak znaleźć dalszy ciąg?
Nie da się przecież podeprzeć, nastawić, zrosnąć na powrót.
Pozostaje tylko posprzątać, udrożnić, zużytkować pozostałości.
Spróbować na nowo posadzić, zabliźnić rany wykrotów. Bez szans, że zobaczy się owoce wysiłków, zgrubiałe latami przyrostu pnie, znowu uparcie opierające się wiatrowi.
Inne tematy w dziale Rozmaitości