Od strony witryny wygląda zachęcająco, kusi luksusem, wyrafinowaną elegancją. Przecież nikt tu nie umiera, nie cierpi. Nie ma wypisywania wyroków, co najwyżej rachunki za czasomierze, regulację, bądź naprawę.
Nihil novi. Cóż można dodać, bieg czasu solidną miarą odmierzać.
Zajrzeć pod wieczko, za kotarę. Praca nad czasem. Odbywa się obróbka skrawaniem, żaden tam elegancki i zdystansowany salon, skrawanie na żywca: ciał, uczuć, umysłowych możliwości. Time management, potem zaledwie pain management. Chociaż ta gąbka, podana na włóczni, nasączona gorzkim uśmierzeniem.
Bieg czasu, bieg za którym nie nadążamy, tym bardziej im bardziej dokładnie potrafimy go mierzyć. Po co nam te eleganckie koperty precyzyjnych zegarków na przegubie, kiedy co ważne przecieka przez palce dłoni kilka centymetrów poniżej. Przecież i tak go ukończymy. Nie musi Sędzia badawczym spojrzeniem w oczy mierzyć, czy damy radę.
Tęczówka starego człowieka, niezmiennie piękna gdy otworzy się sterana powieka w siatce zmarszczek twarzy, czemu musi sczeznąć? Zostanie chronometr, który innemu będzie uspokajał puls. Czas się skończył. Nowy pasek na inny przegub pasujący.
Nie daje mi spokoju ta tęczówka, piękna jak zawsze, kładziona w ziemny grób z całym ciałem, oddawana ziemi.
Oczy - zwierciadło duszy, mówią. Klejnot tęczówki, niepowtarzalny, diamentowy klejnot tęczówki, która zdaje się nie poddawać żadnej skrawającej tarczy.
koniec notki
Inne tematy w dziale Rozmaitości