Mimo zapalenia gardła i oskrzeli, temperatury i osłabienia, które "powaliło" mnie i mojego męża już w czwartek, postanowiliśmy intensywnie się kurować, by w sobotę od 12 wziąć udział w OB-CACHowej akcji!
Dzisiaj rano, wykrzesaliśmy z siebie nieco energii i...poszliśmy na wrocławski Rynek!
Złamaliśmy zalecenie lekarza, którzy stanowczo odradzał wychodzenie z domu, nie tylko z powodu chęci uczestniczenia w akcji, ale również dlatego, że na dworze było cieplej niż w domu!
Spóźnieni, bo o 12,40 dotarliśmy na miejsce. W dłoni męża - GP, w mojej ND. Postanowiliśmy od razu zrobić parę zdjęć i wywołaliśmy przy tym parę komentarzy. Już zostaliśmy zauważeni! Przechodząca obok dziewczyna pomachała nam gazetą (tytułu nie dostrzegłam), ale z jej życzliwego uśmiechu wywynioskowałam, że uczestniczy w akcji! Postanowiliśmy zrobić "rundkę" po Rynku i "rozpoznać teren"! Ku naszej radości, w kawiarnianych ogródkach, które otaczają wrocławski Rynek zauważyliśmy wielu ob-ciachowców! Pozdrawialiśmy się uśmiechem i machaniem...gazetą! Nie liczyłam ilu nas jest, ale była to zauważalna grupa.
Po jakimś czasie, zaczęliśmy odczuwać osłabienie.. Postanowiliśmy usiąść w ogródku cukierni, bo zauważyliśmy w nim trzy osoby (które serdecznie pozdrawiam), czytające GP, ND i inne, leżące na stoliku. Zamówiliśmy kawę, wodę mineralną, wymieniliśmy się paroma uwagami z siedzącymi obok ob-ciachowcami i ...zaczęliśmy czytać...
Po jakimś czasie mąż przynał, że zaczyna czuć się coraz gorzej i chyba pora wracać do domu... Przyznałam mu rację, w końcu byłoby ironią losu nabawienie się zapalenia płuc...w taki piękny dzień!
Pozdrawiam wszystkich ob-ciachowców ;)))
Komentarze