W związku z oczekiwanym dziś wpłynięciem do laski (przepraszam, ale tak to się chyba nazywa) marszałkowskiej projektu ustawy o karaniu używania "języka nienawiści", Janusz Palikot (!!!) zaapelował publicznie o zakończenie stosowania tegoż w polityce. Biłgorajski bimbrownik projekt popiera entuzjastycznie, i to mimo, że nie obejmie on zakresem podmiotowym ochrony "mniejszości seksualnych", czyli mówiąc po ludzku nie będzie, póki co, karania za nazywanie po imieniu homoseksualistów i innych dewiantów.
Chytrusek! On już dobrze kombinuje, na razie wystarczy mu i jego nowym, tęczowym sojusznikom wprowadzenie do obiegu prawnego debilnego, bo kompletnie rozmytego, pojemnego jak garderoba jakiejś Dody pojęcia "język nienawiści". A potem już będzie z górki. "Homofobię" dorzucić w nowelizacji to już będzie pryszcz, trzeba tylko poczekać na odpowiednią chwilę.
Oczywiście, dzisiejsze pajacowanie Palikota leży w najlepszym interesie nie tylko pedałów, bo też Palikotowi i P.O. nie o pedałów chodzi, kiedy ten projekt będą w formie "strawnej" popierać. A P.O. go poprze. Chodzi instrument zamykania ust, komu będzie trzeba. Komu, to już w zależności od potrzeb się zobaczy. Grunt, ze jest pałka. Niezależne prokuratury, rozgrzane sądy, orzekające na podstawie ekspertyz biegłych i zaprzyjaźnionych językoznawców (choćby Miodka, czy specjalizującego się ostatnio w demaskowaniu "języka IV RP" Głowińskiego) już są i czekają na telefony.
Inne tematy w dziale Polityka