Niedoszły premier z Krakowa będzie kurem domowym i będzie gotował obiadki dla swojej żony wracającej z pracy w Pałacu Prezydenckim u miłościwie nam panującego Lecha Kaczyńskiego. Jakby ktoś mi takie coś powiedział jeszcze pół roku temu to wysłałbym go na terapię alkoholową, bo musiał dużo pić przez ostatnie kilka lat. Teraz jednak nawet taka sytuacja stała się faktem. Jan Maria Władysław Rokita zdecydował się wycofać z polityki. Dokonał tego na oczach koło pół mliona ludzi w nowym programie Andrzeja Morozowskiego "Bohater tygodnia". Lubię Morozowskiego za bezkompromisowość i to, że jest centroprawicowym dziennikarzem w liberalnej stacji przez co poakazuje niedowiarkom, że można zachować własne poglądy niby w łże-elitowych mediach. Jednak wróćmy do naszego bohatera, czyli Rokity. Prezydent zrobił mu kuku. Lider PO postanowił, więc nie przeszkadzać żonie w robieniu kariery politycznej i wycofał się z życia publicznego. Ogłosił to w wigilię konwencji Platformy w Gnieźnie. Niezły z niego kombinator. Umył rączki przed kolejnym atakiem na niedoszłego koalicjanta, czyli PiS i teraz będzie mógł zostać członkiem każdego rządu jaki powstanie po wyborach. Może zrobić to co Zyta, albo jako człownek PO, ale nie poseł może zostać ministrem w rządzie Donalda Tuska. Posadkę tak, czy siak pewnie dostanie.
Przy tym wszystkim tłumaczył się ambicjami żony. Nelly Rokita jest wyjątkową kobietą. Jest to osoba z charaktrerkiem. Jednak wątpię, aby nie przedyskutowała swojej decyzji z mężem. Tak, więc wszystko zostało zaplanowane ze szczegółami. Jakie będą tego wszystkiego efekty? Nie wiadomo, ale nie wiem, czy Rokita będzie miał gdzie wracać jeśli chodzi o PO, bo Radosław Sikorski mocno pokazał dzisiaj, że może być tym konserwatywnym skrzydłem partii Tuska. Ponadto na pewno jest przystojniejszy, a nie całe społeczeństwo patrzy na kompetencje rządzących, ale także na ich prezencje. To, że pewnie kiedyś był agentem brytyjskiego wywiadu to inna historia. Na pewno nie na bajkę o Rokitach...
