Mariusz Bondarczuk Mariusz Bondarczuk
185
BLOG

Żegnaj Władku - witajcie Kawalerowie

Mariusz Bondarczuk Mariusz Bondarczuk Kultura Obserwuj notkę 1

Szkoła Podstawowa Nr 1 ma od niedawna nowego patrona - Kawalerów Orderu Uśmiechu. Do historycznego lamusa przeniesiono Władysława Broniewskiego, którego imię nosiła  wspomniana placówka oświatowa przez ostatnich 45 lat. Kawalerowie będą zatem już trzecim, patronem przasnyskiej  Jedynki i  to w sile wzmocnionego batalionu, bo ich liczba zbliża się do dziewięciu setek. Jako pierwszy patronował szkole, która przygotowuje się do obchodów swojego 90-lecia, Ignacy Mościcki ostatni prezydent II RP.  Jego imię nadano ówczesnej Szkole Powszechnej w 1930 roku, a nota bene kilka lat później także ulicy, której patronem jest obecnie św. Stanisław Kostka.

Trzeci chrzest szkoły

Nikt chyba nie rozważał wariantu powrotu do pierwszego patrona szkoły, bo i  nie ma dziś nabożeństwa do tej historycznej postaci. Kiedy w Przasnyszu po upadku komuny zmieniano nazwy ulic, to również przy całym bałaganie jaki wówczas wyniknął (brak było klarownej koncepcji jak to zrobić, a historyczne, o wielowiekowej nieraz tradycji nazwy ulic nadawano tyłom, albo polnym gościńcom), nikt nie myślał, aby Ignacy Mościcki - "rezerwowy" przy marszałku Piłsudskim - przywódca Polski powrócił do lokalnego nazewnictwa.

Nie wiem jaki obowiązywać będzie ceremoniał przy uroczystym, trzecim już chrzcie szkoły, który odbyć się ma w przyszłym miesiącu podczas jubileuszowej gali Jedynki-dziewięćdziesięciolatki. Czy przy takich okazjach będzie miało miejsce symboliczne pożegnanie z  poprzednim patronem? Bo wszakże powitanie z nowym na pewno otrzyma odpowiednią oprawę.

W dyskusji prowadzonej na temat zmiany patrona na forum Jedynki w portalu nasza-klasa słychać wśród stanu absolwenckiego  pomruki oburzenia. Warto byłoby zatem, skoro klamka już zapadła, coś z tym fantem zrobić. Zbyć go milczeniem niesposób, bo sprawa zapewne wypłynie, gdy różni goście-absolwenci  będą przemawiać. Wybrzydzać na poprzedniego patrona nie wypada, a mówienie, iż był zbyt trudny dla uczniów,  że nie przystaje do naszych czasów, też „ma dwa końce".

Broniewskich dwóch

Z pewnością ma sporo racji dyrektor Jedynki Arkadiusz Siejka, kiedy twierdzi, że Broniewski mógłby nawet dzisiaj się sprawdzić jako patron jakiegoś liceum, ale dla dzieci w wieku 7-12 lat  pozostanie niezrozumiały, zbyt skomplikowany.  Czy i w jaki sposób prowadzono w przasnyskiej szkole, to co się nazywa w języku pedagogów „pracą wychowawczą związaną  z patronem"?  Nie wychodziło to chyba kiedyś najgorzej, skoro jakaś grupa wychowanków  broni obecnie i to dość twardo swojego dawnego patrona. Ale też mieli oni wówczas do czynienia z nieco innym Broniewskim.

Bo na dobrą sprawę pozostaje on w rzeczywistości twórcą mimo wszystko mało znanym i nadal dominuje wykreowany i ocenzurowany przez speców od komunistycznej propagandy i ideologii stereotyp Broniewskiego ze szkolnych akademii, poety-pomnika, gdy tymczasem pisał on o sobie w jednym z wierszy: Bom nie posąg z jednej bryły/ przeraźliwy bielmem powiek/ ale smutny i zawiły/ pełen bólu żywy człowiek. Czy ktoś tak skomplikowany jak autor „Bagnetu na broń" nadaje się zatem na szkolnego patrona?

Kilka słów o tym prawdziwszym jego wizerunku:  płocki gimnazjalista-legionista u Piłsudskiego, kawaler Orderu Virtuti Militari i Krzyża Walecznych (czterokrotnie) w wojnie z bolszewikami w 1920 roku, poeta rewolucyjny podszyty komunizmem będącym u niego uczuciową reakcją na ludzką krzywdę,  ochotnik w kampanii wrześniowej, półtora roku więziony przez sowietów za niepodległościową postawę, potem żołnierz u Andersa i autor wierszy o romantycznej proweniencji wyrażających bunt i nostalgię, entuzjastycznie odbieranych na emigracji.

Gdyby został  poza krajem, byłby tam - jak twierdzą krytycy - może jednym z najwybitniejszych poetyckich orędowników Polski niepodległej (i może nawet - mimo wszystko - patronem przasnyskiej Jedynki). Jednak zżerany tęsknotą do córki, żony i stron rodzinnych, bliskich sobie ludzi, narzekający na uwiąd twórczy wraca do kraju. Tutaj zagrano na jego próżności. Dał się uwieść i wykreować na peerlowskiego barda, co jako człowiek wrażliwy i utalentowany zapijał coraz większą ilością alkoholu.

Rozbieranie Dody

Czy Broniewski ze swoim pogmatwanym życiorysem, dziś już właściwie niepublikowany,  o którym milczy telewizja, nieobecny w kolorowych, babskich tygodnikach może być atrakcyjnym wzorcem dla młodych, nawet bardzo młodych ludzi? Uczniowie Jedynki odpowiedzieli na  to pytanie negatywnie. W przeprowadzonej wśród nich w ubiegłym roku szkolnym ankiecie, w której mogli wypowiedzieć się swobodnie, kogo chcieliby mieć za patrona szkoły, ok. 300 głosów (w plebiscycie wzięło udział ponad 700 osób) padło na  Dodę. Jeżeli nawet przyjmiemy, że część szkolnego elektoratu tej gwiazdy popkultury wytypowała ją dla zgrywu, to nie sposób przejść nad tą kandydaturą, tak gremialnie popartą, do porządku dziennego. Stanowi ona dla nauczycieli Jedynki poważne wyzwanie pedagogiczne. Bo choć formalnie jako patron szkolny „nie przeszła", to jednak rząd i to wielu młodych dusz w szkole sprawuje. Praca wychowawcza z tym nieformalnym patronem  powinna  być mimo wszystko prowadzona. Gdybym miał na miejscu wychowawców wybierać pomiędzy Broniewskim i Dodą, rzecz jasna, że wybrałbym jego. Rozebranie Dody na czynniki pierwsze na lekcji wychowawczej dla 10-latków byłoby zadaniem piekielnie ryzykownym. 

W tej sytuacji warto pokusić się o odpowiedź na pytanie, tylko z pozoru szokujące:  czy można porównać  Broniewskiego (tego z akademii „ku czci")  do Dody?  Poeta z Płocka i dziewczyna z Ciechanowa. Obydwoje zrobili wielkie kariery. Broniewski  był poetą w okresie PRL-u niezwykle popularnym,  lansowanym, promowanym jako pierwszej klasy produkt sockultury. Z Dodą jest podobnie, tyle, że jest ona z kolei wytworem popkultury, odpowiednio skrojonym i dopasowanym do gustów szerokiej publiczności. Nad wizerunkiem Broniewskiego pracowali spece od propagandy w KC PPR i KC PZPR. Nad Dodą pochylają się sztaby wizażystów z TVN-u i Polsatu. Nie chcę przez to powiedzieć, że głosując na Dodę wybieramy Broniewskiego, ale coś w tym jest. Na pewno w jednym i drugim przypadku możemy mówić o wielkiej manipulacji.

Czy wszyscy Kawalerowie są nasi?

Ale na bok Doda i Broniewski. Mamy przecież nowego patrona Jedynki - Kawalerów Orderu Uśmiechu. Czy jest to trafny wybór? Pośród osób uhonorowanych tym międzynarodowym wyróżnieniem przyznawanym za działania przynoszące dzieciom radość jest wiele znanych i szanowanych na całym świecie autorytetów jak choćby Jan Paweł II, Dalajlama XIV, czy Irena Sendlerowa. Są wśród Kawalerów lekarze, społecznicy, pedagodzy, aktorzy, reżyserzy, pisarze i poeci, sportowcy, duchowni, przedstawiciele wielu zawodów, służący w różny sposób dzieciom.

Ale są także politycy. Niektórzy z nich mają zapewne na swoim koncie jakieś zasługi wobec najmłodszych obywateli tego świata, to jednak ich rola jako autorytetów moralnych bywa niekiedy bardzo dyskusyjna, a przecież w dywagacjach teoretycznych na  temat tego kto winien być szkolnym patronem, kwestia etyczna wysuwana jest jako pierwszorzędna. Wśród Kawalerów Orderu Uśmiechu jest m.in. Kurt Waldheim, nieżyjący d. sekretarz generalny ONZ,  niegdyś także prezydent Austrii, który zafałszował swoją oficjalną autobiografię nie podając, iż był członkiem nazistowskiej organizacji SA, a nawet podejrzewano go o udział w zbrodniach wojennych, choć nigdy mu tego nie udowodniono. Sprawa ta miała bardzo poważne międzynarodowe reperkusje.

Innym kontrowersyjnym Kawalerem Orderu Uśmiechu jest Nelson Mandela, b. prezydent RPA, a także laureat pokojowej nagrody Nobla. Nie zmienia to faktu, iż jeszcze w tym roku figurował on na amerykańskiej liście światowych terrorystów. Był on przez dziesięciolecia przywódcą Afrykańskiego Frontu Narodowego, który przeprowadzał zbrojne zamachy.Ginęli w nich niewinni ludzie. Bojownicy owego Frontu Mandeli słynęli z niezwykłych naszyjników: stare opony oblewano benzyną, a po uprzednim obcięciu ofierze obu rąk zakładano je na szyję. Ginęły w ten sposób kobiety, dzieci i starcy.  

Ktoś powie, po co to wywlekam. Ale każdy doświadczony pedagog wie, że dzieci bywają  bardzo dociekliwe. Wielu uczniów opanowało internet i dużo sprawniej się nim posługuje niż niektórzy nauczyciele. Prędzej czy później zapytają na lekcjach wychowawczych z nowym patronem szkolnym o takie czy inne wątpliwe kwestie.

Majka Jeżowska, też Kawaler Orderu Uśmiechu w jednej ze swoich piosenek śpiewa: „Wszystkie dzieci nasze są". Ale czy wszyscy Kawalerowie też są nasi?  

 

 

 

 

Moja maksyma (zasłyszana w okolicach Przasnysza):Kto prawdę mamrze ten się głodu namrze.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura