Gdy zdawało się, że kanclerskie rządy Leszka Millera potrwają przynajmniej dwie kadencje (sam Miller w to uwierzył), afera Rywina, jedna z afer III RP i to wcale nie największa, sprawiła, iż Polacy odwrócili się od postkomunistów. Przyszło nowe rozdanie, oczekiwane przez coraz większą ilość wyborców, którzy do dzisiaj nie chcą zaufać PRL-owskiej lewicy.
Rządy Platformy Obywatelskiej trwają już ponad trzy lata. Niewielki wzrost gospodarczy notowany w tym czasie został okupiony niebotycznym długiem publicznym. Przybyło ponad pół miliona bezrobotnych, standard życia większości społeczeństwa obniżył się znacznie. Zwolennicy PO tłumaczą to ogólnoświatowym kryzysem, który dotknął także inne państwa.
Nic nie tłumaczy jednak katastrofy smoleńskiej, w której zginął prezydent RP Lech Kaczyński wraz z elitą polityczną naszego kraju. Coraz więcej faktów dotyczących przygotowania wizyty prezydenckiej w Katyniu wychodzi na światło dzienne. Coraz więcej wiemy też o wydarzeniach, które nastąpiły tuż po katastrofie. Donald Tusk pojechał do Smoleńska nieprzygotowany, by bronić polskiej racji stanu. Nie zdał po prostu egzaminu jako premier.
Ogłasza teraz buńczucznie, że raport MAK w dotychczasowej treści jest nie do przyjęcia przez stronę polską. Dane o machlojkach moskiewskiego komitetu otrzymał premier trzykrotnie już w lipcu od akredytowanego przy MAK płk. Edmunda Klicha. Zapytajmy Donalda Tuska, czy i jakie podjął wtedy kroki, by zapobiec wnioskom stronniczym i fałszywym.
Już tylko najwierniejsi zwolennicy PO rozumieją postępowanie i działania swego guru. To widać też w mainstreamowych mediach, w których coraz więcej dziennikarzy jest ostrożniejszych w pochwałach i zachwytach nad dokonaniami premiera.
Przychodzi nowe. Może rację miał polityk, który niedawno twierdził, że Tuskowi powinie się noga nie na kryzysie, lecz na katastrofie samolotu na lotnisku Siewiernyj. A więc nadchodzi nowe. I nastąpi szybciej niż się tego spodziewamy.
Inne tematy w dziale Polityka