W swym poprzednim tekście zatytułowanym "Rosyjscy kontrolerzy nie wypełnili swych obowiązków" przedstawiłem już pokrótce pilota kpt. Michała Wilanda wypowiadającego się niezbyt pochlebnie o kompetencjach Rosjan pracujących na lotnisku w Smoleńsku. Wymieńmy teraz dalsze uwagi znanego polskiego pilota sportowego i akrobatycznego.
1. Próbujący lądować wcześniej Ił-76 miał rzekomo przywieżć samochody dla polskiej delegacji. "Przecież to bzdura kompletna" - mówi kpt. Wiland. - To jest samolot szpiegowski i leciał on przed Tu-154M już od Białorusi. Możemy się o tym dowiedzieć, gdy przestudiujemy dokładnie stenogram z CVR, w którym znajduje się krótki zapis z iła, którego załoga rozmawia z białoruską kontrolą.
2. Brak rosyjskiego nawigatora, czyli tzw. lidera nie miał żadnego znaczenia. W czasach istnienia ZSRR lider był potrzebny, gdy załoga obca lądowała na lotnisku wojskowym, które było tajne. Od czasu rozpadu Związku Sowieckiego lotniska te zostały odtajnione, więc lider stał się zbędny.
3. Rosjanie tłumaczą skalę zniszczenia tupolewa tzw. półbeczką po utracie panelu skrzydła. Nie jest jednak możliwe wykonanie półbeczki po kolizji samolotu z drzewem. Pilot - akrobata stwierdza to z całą pewnością.
4. Raport MAK jest tendencyjny i za wszelką cenę usiłuje się udowodnić winę pilotów. Nie jesteśmy teraz w stanie, by podważyć ten kłamliwy dokument. By to móc uczynić, potrzebne są przede wszystkim: czarne skrzynki, wrak samolotu, dziennik pokładowy, a może też sekcje niektórych ofiar.
Kapitan Michał Wiland nie zgadza się ponadto z rosyjską opinią o słabym poziomie wyszkolenia polskich pilotów. Ich działania nad Londynem w czasie II wojny światowej, a także obecne liczne sukcesy sportowe w konkurencjach lotniczych świadczą o bardzo dobrym przygotowaniu naszych załóg.
Inne tematy w dziale Polityka