Nie ma dzisiaj męża stanu w Polsce - pisze Zbigniew Hołdys w tygodniku "Wprost". Nie ma takiej postaci, która wyróżniałaby się oddaniem, wyrozumiałością, rozwagą i wizjonerstwem. Postaci, która umie wybaczyć i potrafi "tchnąć w naród nowego ducha."
Mężem stanu nie jest więc Jarosław Kaczyński. "Facet, który nie podaje ręki, używa wobec współobywateli słowa 'zdrajcy', odgrywa kłamliwe role w wyborach i po ich przegraniu nie uznaje ładu społecznego, to nie jest mąż stanu - pisze były muzyk. - To jest co najwyżej słowiański Che Guevara bez broni."
Nie jest też takowym mężem Donald Tusk, "który nie potrafi zasypać rowu nienawiści". A przecież "mógłby zwrócić się do narodu z wyznaniem, że wie, iż istniejący układ polityczny jest dla Polaków nie do wytrzymania i że trwająca jatka PO - PiS wyniszcza naród". Człowiek niewątpliwie - według Hołdysa - utalentowany, jakim jest obecny premier, "powinien zaapelować o społeczne poparcie dla idei odnowienia demokracji i koncepcji totalnej zmiany ordynacji wyborczej." (okręgi jednomandatowe? Wolne żarty - przypis mój).
"Tylko Donald Tusk mógłby taki gest uczynić - konkluduje autor artykułu. - Poderwać naród do pięknego wyzwania, jakim jest otwarcie bram do prawdziwie demokratycznego państwa. (...) W ten sposób (mógłby) zostać rzeczywistym mężem stanu."
Że to nie takie proste, pisze Rafał Ziemkiewicz w artykule "Skrzynek nie oddadzą, ale premiera zabrać mogą" (rp.pl). Autor pisze tu m.in. o katastrofie posmoleńskiej, która polega na testowaniu Tuska i jego rządu przez Rosjan, którzy - wychodzi na to - już wszystko mogą:
"Z takim doświadczeniem wyjechali właśnie z Priwislanskiego Kraju prokuratorzy, którzy przesłuchali tu naszych wysokich urzędników odpowiedzialnych za organizację feralnego lotu - pisze redaktor "Rzeczpospolitej". - Teraz będą opracowywać ten materiał. Znając sławną niezawisłość i rzetelność rosyjskiej prokuratury, można domniemywać, że jak długo będą go opracowywać i do czego ostatecznie dojdą, zależy od tego, jak będą się zachowywać miejscowi 'partnerzy'. I gdyby na przykład premier Tusk zechciał teraz jakoś odzyskać dawno utraconą twarz, albo gdyby badania polskiej prokuratury czy komisji Millera poszły w kierunku hipotezy, że w dopiero co serwisowanym u rosyjskiego producenta samolocie zawiódł układ sterowania, to nagle może się w Moskwie odbyć konferencja, na której ogłoszona zostanie światu wina polskich ministrów Arabskiego i Klicha, a może nawet samego Tuska.
I co wtedy zrobią nasze, z przeproszeniem, orły błotne?
Nic właśnie. Nic nie zrobią, bo już sobie wszelkie możliwości zrobienia czegokolwiek odebrali." - podsumowuje Rafał Ziemkiewicz.
Inne tematy w dziale Polityka