Marek Pasionek, który nadzorował śledztwo smoleńskie, został odsunięty od tego postępowania. Opieczętowano pokój, w którym pracował i zabrano mu akta śledztwa - informuje portal rp.pl.
Prokurator ten pracuje (pracował?) jako jedyny cywil w Okręgowej Prokuraturze Wojskowej w Warszawie. Był tym śledczym, który w latach 90-tych doprowadził do rozbicia ówczesnych mafii czy zatrzymania Aleksandra Żagla i Andrzeja Kuny. W czasie rządów PiS w latach 2005 - 2007 pełnił funkcję zastępcy koordynatora d/s służb specjalnych.
W końcu kwietnia ub.r. prokurator generalny Andrzej Seremet powierzył mu nadzór nad śledztwem dotyczącym katastrofy smoleńskiej. W czerwcu prokurator wyjechał służbowo do Moskwy:
"Kiedy przybył na miejsce - pisze rp.pl - okazało się, że rosyjski prokurator, który miał być odpowiedzialny za jego wizytę, właśnie wybiera się na urlop i utrzymuje, że nikt go nie poinformował o przyjeździe polskiego przedstawiciela. Rosjanie pierwszego dnia udostępnili Pasionkowi akta, lecz szybko cofnęli na to zgodę. Domagali się oficjalnego potwierdzenia z Polski, że jest on przedstawicielem prokuratury. Choć Pasionek monitował swoich przełożonych o przesłanie takiego zaświadczenia, dokument dotarł do Moskwy dopiero pod koniec jego pobytu. Polski prokurator miał zaledwie trzy dni na zapoznanie się z liczącym setki stron materiałem."
Przyczyną odsunięcia Marka Pasionka od nadzoru śledztwa smoleńskiego miały być "kontakty z przedstawicielami obcych państw". Już wcześniej naczelny prokurator wojskowy gen. Krzysztof Parulski stawiał mu takie zarzuty. Prawdopodobnie miał na myśli działania cywilnego prokuratora zmierzające do współpracy z amerykańskimi ekspertami. Odważny i bezkompromisowy śledczy próbował ich przekonać do przekazania stronie polskiej m.in. zdjęć satelitarnych z miejsca katastrofy.
"Kontakty z przedstawicielami obcych państw" - to brzmi socjalistycznie. Niektórzy czytelnicy przypomną sobie lata swej młodości, inni będą szukać ukrytych przyczyn odsunięcia Marka Pasionka od śledztwa. I kto skojarzy ten fakt z raportem komisji Millera, który ma być przedstawiony opinii publicznej przecież w czerwcu, ten jest na tropie. Ewentualne różnice w wynikach, ukazanych przez polską komisję techniczną oraz prokuraturę, nie powinny być drastyczne.
Inne tematy w dziale Polityka