Jeśli Lewica nie poprze Polskiego Ładu to udowodni, że jest siłą polityczną najzupełniej zbędną - pisze Rafał Woś na łamach Salon24.pl. Fot. Flickr.com
Jeśli Lewica nie poprze Polskiego Ładu to udowodni, że jest siłą polityczną najzupełniej zbędną - pisze Rafał Woś na łamach Salon24.pl. Fot. Flickr.com

Lewica pędzi. Do samozaorania

Rafał Woś Rafał Woś Rafał Woś Obserwuj temat Obserwuj notkę 97
Jeśli Lewica nie poprze Polskiego Ładu, to udowodni, że jest siłą polityczną najzupełniej zbędną.

Powiedzmy sobie szczerze. Gdyby w ugrupowaniu o nazwie Lewica rządzili dziś prawdziwi lewicowi politycy i prawdziwe lewicowe polityczki, to właśnie w tym momencie, gdy czytacie Państwo te słowa, negocjowaliby z Jarosławem Kaczyńskim i jego ludźmi swoje poparcie dla jednoznacznie lewicowego Polskiego Ładu. Wątpliwości powinno budzić w zasadzie tylko to, czy PiS-owskie reformy antyneoliberalne popierać na zasadzie nieformalnego tolerowania mniejszościowego rządu. Czy też zagrać o pełną stawkę i zyskać bezpośredni wpływ na to, co się dzieje w kraju. 

Lewica powinna rozmawiać z PiS. Polski Ład jest lewicowy

Politycy i polityczki Lewicy powinni takie rokowania prowadzić z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że Polski Ład jest faktycznie pierwszą w historii III RP lewicową propozycją zmiany niesprawiedliwego i regresywnego systemy podatkowego w Polsce. I to od razu idącą w kierunku nie tylko symbolicznie, ale autentycznie lewicowym – to znaczy takim, że zarabiają więcej mają mocniej zrzucić się na potrzeby fiskalne państwa. A tym, co są ekonomicznie najsłabsi, należy podnieść, poprawić i ułatwić. Na przykład poprawiając usługi publiczne (służba zdrowia) o których lewica tak bardzo lubi mówić. W imię postulatu równości, społecznej spójności.

Sytuacja z lata 2021 jest przecież taka, że to PiS bije się dziś o tą wszystkie zmiany, o których lewica dotąd czytała tylko w książkach Krytyki Politycznej i amerykańskiego wydawnictwa Verso. Na dodatek Kaczyński wyrzucił właśnie z rządu Jarosława Gowina. Tego samego Gowina, którego lewica przez ostatnie lata przedstawiała jako żywy i prawdziwy dowód, że Zjednoczona Prawica "tak naprawdę" nie chce głębokich zmian relacji ekonomicznych w kraju i nie da odebrać przedsiębiorcom choćby skrawka przywilejów. I co? I Gowina już nie ma.

A jest PiS jest pierwszą w historii III RP siłą polityczną, która tak jednoznacznie przeciwstawiła się długoletniej dominacji neoliberalnego probiznesowego lobby – wmawiającego ludziom (przy wydatnym i bynajmniej niedarmowym udziale tzw. „wolnych mediów”) – że liczy się tylko interes kapitału. A reszta społeczeństwa sobie jakoś poradzi. Bo „przypływ podniesie wszystkie łodzie”. A jak nie podniesie, to przecież… nie nasz problem. Trzeba na prawdę wiele złej woli i sporej ilości godzin spędzonych na oglądaniu TVN24, by tego nie dostrzegać. 

Na dodatek każdy, kto choć odrobinę zna się na ekonomii wie przecież, że Nowy Ład przyniesie niemal natychmiastowy efekt popytowy. Tak jak przyniósł go program 500+. Odwracając się od tego programu plecami Lewica staje się partią już nie tylko nielewicową. Ale wręcz antylewicową.

Czytaj też:

Lewica powinna rozmawiać z PiS. Pragmatyka

Ale jest jeszcze drugi powód dla którego Lewica nie powinna teraz przejść obok Polskiego Ładu obojętnie. To zwykła polityczna pragmatyka. Pisałem o tym sto razy, ale napiszę sto pierwszy. Do polityki idziesz po to, żeby mieć wpływ na rzeczywistość. A jeśli chcesz sobie tylko pokomentować albo dawać świadectwo to... wybierz inny zawód. Zbieraj lajki na fejsie na chwałę krezusów z Doliny Krzemowej. Albo idź do zakonu i zostań wędrownym kaznodzieją. Ale nie idź do polityki. Bo się do niej nie nadajesz. Do polityki idzie się po to, żeby robić rzeczy. A konkretnie: działać w interesie tych, których chce się reprezentować. Widzicie sens w głosowaniu na polityka, który zawsze tylko przegrywa? Który wiecznie wam mówi, że nic się nie da bo to albo tamto? Ja nieszczególnie.

W polskiej (świętoszkowatej i nadzianej inteligenckimi skrupułami) debacie publicznej zwykło się oczywiście gardzić politykami, którzy gonią za stanowiskami i są (jak nie przymierzając Jarosław Gowin) gotowi odnaleźć się w każdym układzie. Ale nawet jeśli przyjmiemy, że samo bycie u władzy jest trochę żenujące, to jeszcze nie usprawiedliwia tego, co robi na naszych oczach Lewica. Czyniąc cnotę z tego, że stoi z boku i zachowuje się rolą cnotliwej mniszki. Podczas gdy PiS realizuje rzeczy, które oni powinni realizować. Konkretnie: zmniejsza w Polsce nierówności międzyklasowe (podwyżka płacy minimalnej), wzmacnia pracownika (500+, stawka godzinowa), zwraca zarobionym ludziom wolne niedziele albo naprawia reprywatyzacyjne krzywdy wobec najsłabszych. I tu już naprawdę na nic sofistyka w stylu „nawet zepsuty zegar dwa razy na dobę pokazuje właściwą godzinę” albo że to „wolę boską czyniona rękami tatarów”. Jeśli ktoś tu się popsuł, to raczej lewica. A właściwie jej polityczny i moralny kompas dotyczący tego, kogo mają reprezentować. 

I właśnie dlatego, gdyby ludzie spod znaku Lewicy byli dojrzałymi politykami, to by dziś negocjowali z PiS-em wypełnienie politycznej luki po Gowinie. A nie szukali wymówek i niszczyli każdego, kto ośmielił się skrytykować ich strategiczną ślepotę oraz brak politycznych horyzontów. 

Lewica ma szansę coś znaczyć. Koniec z rolą sejmowego kwiatka do kożucha

Oczywiście mówimy tu o procesach, które wciąż się domykają. Dlatego wciąż możliwe są różne scenariusze. Oczywiście każdy wie, że ich prawdopodobieństwo jest różnorakie. Paradoks całej sytuacji polega na tym, że te najbardziej prawdopodobne są dla Lewicy (tej w obecnym kształcie) w zasadzie równoznaczne z polityczną śmiercią. Zaś te, które mogłyby im pozwolić wypłynąć (wreszcie) na szersze polityczne wody, się nie wydarzą. A to dlatego, że większość ludzi obecnej Lewicy boi się wyjścia że strefy komfortu i zaryzykowania towarzyskich kwasów, gniewu sponsorów oraz medialnej vendetty ze strony liberalnych mediów. Bardzo pilnujących by Lewica nie wyłamała się z antypisowskiej sekty. 

Gdyby Lewica chciała te blokady przełamać, to właśnie jest ten moment. To się dzieje teraz! Wejście do rządu lub przynajmniej jego poparcie dałoby Lewicy możliwość wpływania na rzeczywistość. Jeśli dziś poseł Konieczny rozdaje śpiwory na granicy białoruskiej, to o ileż więcej mógłby zrobić będąc sekretarzem stanu lub ministrem. Jeśli na Lewicy nie podoba się stronniczość mediów publicznych, to ileż więcej mogliby zrobić. Jeśli posłanki Lewicy uważają wyrok aborcyjny wyrok TK za "atak na kobiety" to o ileż bardziej prawdopodobne byłoby przygotowanie i przeforsowanie przepisów,  które ten wyrok rozmiękczają z pozycji rozgrywającego współkoalicjanta. A nie tylko opozycyjnego Katona. I tak dalej, i tak dalej. 

Ale lewica woli mnożyć trudności. Wynajdują najróżniejsze powody, że "się nie da". Ich argument polega na przykład na tym, że "wyborca tego nie zrozumie". A mnie się wydaje, że to by właśnie była szansa. Może jedyna. Bo dziś Lewica jest w pułapce nielewicowego wyborcy. Nie jest przecież tajemnicą, że elektorat Lewicy ma poglądy jak z neoliberalnego elementarza. Na dodatek jest to elektorat nieliczny i topniejący. W naturalny sposób przepływający do antypisowskiego centrum, którym dziś jest KO a jutro będzie pewnie Hołownia. Gdyby podjąć z własnymi wyborcami pewna polemikę w imię lewicowych zasad, Lewica zdołałaby zacząć się odradzać z nowym elektoratem. Tym razem naprawdę lewicowym. O tym, że taki elektorat istnieje, świadczą sukcesy PiS z ostatnich lat. A wcześniej SLD (z jego populistycznych czasów) czy Samoobrony. 

Lewica ma szansę coś znaczyć. Ale pędzi w stronę samozaorania

Tyle, że Lewica raczej tą droga nie pójdzie. Zrealizuje się więc najpewniej scenariusz numer dwa. Lewica znajdzie jakąś wymówkę, by Polskiej Ładu nie poprzeć. Licząc, że porażeni tym aktem politycznego heroizmu ludzie przy następnej okazji przyjdą do nich jak do ostatnich sprawiedliwych. Tyle że tak nie będzie. 

Jeśli PiS uciuła poparcie dla Polskiego Ładu, to Lewica dociągnie sobie dziarsko do końca kadencji. Po czym jej posłowie zostaną politycznie rozebrani przez PO i Hołownię w zamian za miejsce na listach. Pozostali wrócą do roli przedwcześnie emerytowanych zbawców narodu. Których "głupi, prawicowi, katoliccy, wąsaci, homofobiczni" (te listę można przedłużać w nieskończoność) rodacy nie potrafili docenić. 

Jedyna szansa na przeskoczenie progu wyborczego (góra 8 proc.) są dla Lewicy przedterminowe wybory. Ale i wtedy czeka nas rozmycie się Lewicy w szerokiej antypisowskiej koalicji. Może nawet w jej ramach obejmą jakieś stanowiska. Pewnie w z góry przewidzianym dla lewicy "światopoglądowym getcie". Skąd będą sobie mogli popatrzeć, jak dochodzi nad Wisłą do neoliberalnej kontrrewolucji. Z Hołownią prywatyzującym usługi publiczne, Trzaskowskim wprowadzającym dyscyplinę fiskalną i nową RPP podwyższającą stopy procentowe. 

***

Oczywiście w życiu zawsze jest tak, że jakoś jest. Część lewicy może pójdzie po rozum do głowy i zacznie budować coś na lewo od PiSu. Może z Agrounią Michała Kołodziejczaka? Może z kimś jeszcze innym. Wiele wody w Wiśle będzie jednak musiało upłynąć, zanim lewica dostanie kolejna taka szansę, jak teraz.

Polecamy:

Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka