Politycy PiS w Sejmie, Fot. PAP/Albert Zawada
Politycy PiS w Sejmie, Fot. PAP/Albert Zawada

Żakowski: Problem w tym, że w ślad za antyunijnymi słowami, w przypadku PiS idą czyny

Redakcja Redakcja UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 113
Wcale nie jest powiedziane, czy za 20 lat Polska będzie bardziej na Wschodzie Europy – z Białorusią, Ukrainą i Rosją, czy bardziej na Zachodzie – z Hiszpanią, Francją. To pytanie otwarte – mówi Salonowi 24 Jacek Żakowski, publicysta „Polityki”.

Wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki mówi, że został źle zrozumiany, że jego wypowiedź wcale nie sugerowała Polexitu. Opozycja twierdzi jednak, że słowa marszałka naprawdę mogą prowadzić do wyjścia Polski z Unii Europejskiej. Nie brak też opinii, że antyunijna retoryka części prawicy prowadzona jest na użytek wewnętrzny. A pozycja Polski w UE nie jest zagrożona. Jak to w końcu jest z tym stosunkiem PiS do Unii Europejskiej?

Jacek Żakowski: Nie wiem, jakie są rzeczywiste intencje. Problem w tej wypowiedzi polega jednak na tym, że w ślad za słowami w przypadku polityków Zjednoczonej Prawicy idą konkretne czyny. Gdyby marszałek Terlecki powiedział, że za rok dzięki rządowi PiS wszyscy wylądujemy na Marsie, moglibyśmy jedynie wzruszyć ramionami. Bo w ślad za tą deklaracją nie szłyby żadne realne czyny. Natomiast w przypadku Unii, przypomnę, że mniej więcej jedna trzecia polityków PiS sprzeciwiała się Traktatowi Lizbońskiemu. Co więcej – w trakcie kampanii referendalnej była całkiem spora grupa polityków PiS, a także polityków prawicy dziś należących do PiS, którzy w referendum opowiadali się przeciwko integracji z UE. A i działania takie jak zmiany w sądownictwie są sprzeczne z polityką UE. Dlatego same słowa mogłyby nie mieć znaczenia, ale w połączeniu z praktyką partii rządzącej mogą już niepokoić.

Przeczytaj też:

„Słowa Terleckiego to zapowiedź dyplomatycznej zdrady stanu! Polexit byłby katastrofą”

Jednak nastawienie polskiego społeczeństwa jest – co wynika z sondaży – jednoznacznie prounijne. Dotyczy to też sporej części elektoratu PiS. W związku z czym partii rządzącej niekoniecznie opłaca się realnie zabiegać o wyjście z Unii. Co innego co jakiś czas „puścić oko” do eurosceptycznego elektoratu?

Społeczeństwo jest prounijne. Jednak było badanie, z którego wynika, że gdyby warunkiem dalszej obecności w UE było przyjęcie dużej liczby uchodźców, to w 52 proc. Polacy opowiedzieliby się przeciwko dalszemu członkostwu w UE. I oczywiście to jedno badanie nie musiałoby mieć znaczenia. Ale proszę zwrócić uwagę, co robi rząd. Nakręca fałszywy kryzys uchodźczy po to, by wzmocnić swoje poparcie sondażowe. I może się w przyszłości zdarzyć, że na przykład twarde postawienie na konfrontację z UE będzie wpływać pozytywnie na sondaże formacji rządzącej. I wtedy może takie działanie zostać podjęte.

Maciej Stuhr napisał w mediach społecznościowych, że jego zdaniem Polska wyjdzie z UE, bo nasi kibice przed meczem z Anglią wygwizdali akcję klękania piłkarzy angielskich w ramach walki z rasizmem. Przesada, czy rzeczywiście świadczy to o nastrojach polskiego społeczeństwa?

Akurat Anglia i szerzej Wielka Brytania nie należą do Unii Europejskiej. Więc działanie kibiców nie jest antyunijne. Choć nie bardzo zrozumiałe. Bo kibice na Stadionie Narodowym wygwizdali akcję, w której Anglicy przepraszają za kolonializm. A jednocześnie ci sami kibice bardzo chcieliby, żeby za kolonializm przepraszali nas Rosjanie. Natomiast widać tu bardzo mocno pewne pęknięcie kulturowe w Europie. U progu naszego przystąpienia do UE część ekspertów wskazywała na podział na Europę Zachodnią z jednej i środkową, centralną, z drugiej strony. W tej drugiej, do której zalicza się Polska, nie było tak mocnego doświadczenia wojen religijnych z czasów reformacji, czy doświadczenia oświecenia.

Różnica kulturowa jest olbrzymia. I widać ją choćby w Niemczech, między wschodnimi a zachodnimi landami. I wówczas niektórzy eksperci mówili, że te różnice nigdy nie zostaną zniwelowane. Ale inni wskazywali na Stany Zjednoczone. Gdzie też jest wyraźny podział na Północ i Południe. Mimo to od czasu wojny secesyjnej ten podział udawało się niwelować. Ale w ostatnich latach znów zaczęły się rysować wyraźne różnice. W Europie jest podobnie. I wcale nie jest powiedziane, czy za dwadzieścia lat Polska będzie bardziej na Wschodzie Europy – z Białorusią, Ukrainą i Rosją, czy bardziej na Zachodzie – z Hiszpanią, Francją. To pytanie otwarte.

Inne pytanie dotyczy kształtu sceny politycznej. Część prawicy, z Jarosławem Gowinem, odcina się od słów polityków PiS, prezentuje linię bardziej proeuropejską. Czy Pana zdaniem w przyszłości będzie prawica bardziej prozachodnia, w stylu europejskiej chadecji, czy bardziej radykalnie narodowa?

Nie można tracić nadziei. Jednak niestety w ostatnich latach widzimy wyraźny wzrost znaczenia tych formacji nacjonalistycznych, promoskiewskich. I nie jest to zjawisko tylko polskie – widzimy to mocno we Francji, nie mówię już o Węgrzech. W Niemczech odchodzi Angela Merkel i jej odejście wywoła chyba jeszcze gorsze skutki niż w Polsce odejście Donalda Tuska. Więc trudno być dziś optymistą.

Przeczytaj też:

Senat odrzucił nowelizację ustawy o radiofonii i telewizji

Terlecki wywołał burzę słowami o polexicie. "Zdrada", "Targowica", "ruski agent"

KE zwraca się do TSUE o nałożenie kar finansowych na Polskę


Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka