Ameryka uratowała Rosję przed bankructwem. Fot: EPA/Canva
Ameryka uratowała Rosję przed bankructwem. Fot: EPA/Canva

Ameryka uratowała Rosję przed bankructwem. Ale dlaczego?

Rafał Woś Rafał Woś Rafał Woś Obserwuj temat Obserwuj notkę 41
Rosja miała zbankrutować w środę. Ale nie zbankrutowała. Czemu? Rosja nie zbankrutowała, bo pozwolił jej na to amerykański rząd. A było to tak:

W środę mijał termin zapłacenia przez rosyjskie państwo odsetek od rządowych papierów dłużnych. W związku z tym do banku JP Morgan - który służy jako pośrednik dla handlu rosyjskimi obligacjami - miało wpłynąć 117 milionów dolarów.

Zapłacą czy nie zapłacą? - spekulowały od wielu dni światowe media biznesowe. Zwłaszcza, że rosyjski minister finansów Anton Germanowicz Siluanow odgrażał się już po wprowadzeniu pierwszych zachodnich sankcji na Rosję, że w ramach retorsji Moskwa przestanie obsługiwać swoje zobowiązania dolarowe. A mówiąc bardziej precyzyjnie: nadal będzie to robić. Tyle, że pieniądze przekaże w… rublach. Po kursie przez samych siebie ustalonym. Oczywiście takie posunięcie wiązałoby się w praktyce z uznaniem Rosji za niewypłacalną. Czyli z tzw. bankructwem. W światowym obiegu finansowym jest bowiem tak, że państwo „bankrutuje” od razu gdy nie zapłaci choćby części swoich zobowiązań. To odwrotnie niż w przypadku pojedynczego człowieka, który zostaje uznany za niewypłacalnego dopiero na końcu zmagań z wierzycielami. Z państwami jest inaczej: najpierw stają się bankrutami. A dopiero potem zaczynają się negocjacje z kredytodawcami. Trwające nierzadko i całe dekady.

Czytaj: Były szef MON bez złudzeń: Rosja zrobi wszystko, by atak na Polskę był realny

W końcu jednak Rosjanie zapłacili. I to w dolarach! Potwierdził to bank JP Morgan. A także pojedynczy wierzyciele Rosji, których cytowały w ostatnich godzinach światowe media. Czyli bankructwa nie ma!

Ale przecież mogło być. I to wcale nie z powodu niewypłacalności Moskwy. Bo Rosja dewiz ma wciąż pod dostatkiem. Szacuje się, że faktycznemu zamrożeniu uległa dotąd mniej więcej połowa zgromadzonych przez nich w ostatnich latach zasobów złota, dolarów i innych mocnych walut wymienialnych. Czyli z 640 mld dolarów Moskwa wciąż ma do dyspozycji jakieś 300 mld. To niezła sumka. Więcej niż całe - szacowane na 150 mld dolarów - zadłużenie zagraniczne putinowskiej Rosji. I to nie tylko rządu, ale także najważniejszych państwowych spółek: Gazpromu, Rosnieftu czy Sberbanku.

Mimo to jej bankructwo mogło nastąpić. Jak to możliwe?

Czytaj: "Sami źle o sobie myślimy, a jesteśmy wspaniałym Narodem"

Wiemy, że bank JP Morgan był w ostatnich dniach w stałym kontakcie z amerykańskim rządem. Na Wall Street chcieli mieć pewność, czy wolno im w ogóle przyjąć od Rosjan dolary. Ostatecznie Biały Dom dał zielone światło. Oficjalnie powołując się na wydane w pierwszych dniach wojny zarządzenie własnego Urzędu ds. Kontroli Zagranicznych Zasobów Finansowych, który wyznaczył amerykańskim podmiotom okres przejściowy na przyjmowanie kapitału (w tym odsetek) z Rosji. Jest to możliwe do 25 maja. Co dalej? Na razie nie wiadomo.

Niewypłacalna Rosja

Teoretycznie Amerykanie mogli się więc nie zgodzić na przekazanie bankowi JP Morgan tych 117 milionów dolarów. Wtedy Rosja mogłaby zostać uznana za niewypłacalną. Przynajmniej w oczach tej części rynków finansowych, które wciąż skoncentrowane są w obszarze euroatlantyckim.

A jednak Amerykanie tego nie zrobili. Dlaczego?

Nasuwa się kilka odpowiedzi.

Pierwsza jest taka, ze rząd USA zdecydował się bronić interesów wierzycieli i nie chciał stawać pomiędzy nimi, a kremlowskimi dolarami. Zrobił tak, bo bał się niechybnej fali skarg i pozwów? To jednak niezbyt przekonujące. Wydaje się, że Waszyngton miałby w ręku wiele mocnych kart, by się tymi skargami nie przejmować. Raz, że te 117 mln to z perspektywy rządu USA żadne pieniądze. A dwa - jak przekonuje ekonomista Adam Tooze - dałoby się (również przed wszelkimi możliwymi trybunałami) argumentować, że wierzyciel decydujący się na wykupienie w roku 2018 czy 2020 rosyjskich obligacji skarbowych doskonale wiedział, w co się pakuje. Tooze pisze tak:

Czytaj: Putin w Niemczech kupował co chciał. Na jaw wychodzą nowe fakty o jego majątku

„Wyobraźmy sobie dwie grupy inwestorów. Jedni zainwestowali w Rosji w hamburgerową franczyzę albo w budowanie tam samochodów. Ich intencje były zazwyczaj dość czyste. Liczyli na zyski związane z możliwością sprzedawania tych towarów mieszkańcom Rosji. A teraz spójrzmy na grupę drugą. To inwestorzy w rosyjskie papiery skarbowe. Ich inwestycja obliczona była na czerpanie zysków z sukcesów państwa Putina. Po wybuchu wojny ci pierwsi już ponieśli straty. Dlaczego więc mamy teraz chronić interesy tych drugich i dbać o to, by mogli czerpać korzyści z odsetek od rosyjskich obligacji jak gdyby nigdy nic?”

Dedolaryzacja światowej gospodarki

Szukajmy więc jeszcze innych możliwych odpowiedzi. Druga możliwość jest taka, że Amerykanie chcieli zostawić sobie w arsenale kolejne narzędzia nacisku na Rosję. Wepchnięcie Rosji w bankructwo już dziś miałoby efekt jednorazowy. Straszenie ich taką ewentualnością ma z kolei taki walor, że można po nie sięgać… w nieskończoność. Śląc przy tym ciągłe sygnały, że droga do negocjacji i deeskalacji pozostaje otwarta. Może też Amerykanie boją się, że definitywne odcięcie Wall Street od roli pośrednika w relacjach finansowych z Moskwą zostanie wykorzystane przez potencjalnych konkurentów. Na przykład Chiny, które też mają przecież swoje odpowiedniki banku JP Morgan i swoją walutę, w której takie transakcje mogłyby się odbywać? Wniosek: Waszyngton nie dał Rosji zbankrutować, bo jednak boim się widma dedolaryzacji światowej gospodarki.

Kapitalistyczny świat się kręci

Ale możliwa jest jeszcze odpowiedź trzecia. Polega ona na tym, że bankructwo państwa to hasło… przereklamowane. Bo państwa to nie są ludzie. Dla człowieka niewypłacalność oznacza życiowy dramat. W przypadku państwa bankructwa można nawet nie zauważyć. Nagłówek „Rosja zbankrutowała” chodziłby w mediach przez kilka dni. Ale mury Kremla by się od tego nie zapadły. Rosja Putina jest krajem ekonomicznie dosyć suwerennym. I pod wieloma względami samowystarczalnym. Bankructwo ogłoszone i odtrąbione przez JP Morgana i zachodnie agencje ratingowe niewiele tu zmieni. Emerytury i pensje w rublu będą dalej wypłacalne. Firmy produkujące na rynek wewnętrzny też takie bankructwo w ogóle nie dotknie. Czy formalne bankructwo sprawi, że pogorszy się kurs rubla i podrożeje import potrzebnych Rosji towarów? Niekoniecznie. Na tym polu Rosja już przecież ponosi konsekwencje związane z sankcjami. Podobnie z dostępem do kapitału zagranicznego. To już się dzieje. Stygmat „bankruta” niewiele tu zmieni.

Czemu więc Rosja w ogóle płaci zobowiązania?

Po pierwsze, bo może.

A po drugie: być może nie chce w ten sposób palić wszystkich mostów. Pewnie też zdaje sobie sprawę, że jako miejsce do inwestowania będzie wciąż dla Zachodu bardzo atrakcyjna. Choćby z powodu ogromnych zasobów energetycznych, mineralnych czy potencjału rolnego. Wojna ten stan rzeczy zamroziła. Ale go na trwałe nie zmieniła. Niezależnie od wyniku działań wojennych zawsze znajda się chętni, by ulokować w Rosji kapitał i zaczekać kiedy znów będzie można na tym zarabiać.

Tak się kręci kapitalistyczny świat.

Rafał Woś

Czytaj dalej: 

Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka