Rozłam w Konfederacji. Fot. Youtube/Konfederacja
Rozłam w Konfederacji. Fot. Youtube/Konfederacja

Prawdziwe powody podziału w Konfederacji. Nie chodziło o Korwin-Mikkego

Marcin Dobski Marcin Dobski Marcin Dobski Obserwuj temat Obserwuj notkę 115
W ostatnich tygodniach głośno jest o Konfederacji i jej wolnościowej części, w której doszło do rozłamu. Oficjalnie stało się to przez prorosyjskie wypowiedzi Janusza Korwin-Mikkego, ale prawdziwe przyczyny są inne: władza, nielojalność i wpływ na obsadzanie list wyborczych.

W Dzień Kobiet poseł Jakub Kulesza ogłosił, że wraz z Arturem Dziamborem i Dobromirem Sośnierzem odchodzą z partii KORWiN, która jest częścią Konfederacji, i wspólnie zakładają nową partię. Zbiegło się to z wieloma wypowiedziami i wpisami w mediach społecznościowych Janusza Korwin-Mikkego, lidera ugrupowania, z którego trzej posłowie odeszli. Opinia publiczna niemal zgodnie uznaje, że były to prorosyjskie komentarze, które w żaden sposób nie krytykowały inwazji Rosji na Ukrainę. To w tej chwili nieważne, istotne, że odchodzący twierdzili, że ich odejście jest właśnie tym spowodowane.

Nowa partia nie ma nawet nazwy, ponieważ ten ruch nie był planowany. Do odejścia zmusiły ich wydarzenia, do których doszło dzień wcześniej. O tym piszemy w dalszej części tekstu. 


Nie tylko w oczach sympatyków Konfederacji, ale też wśród jej polityków panuje przekonanie, że niemal każde zabranie głosu przez Korwin-Mikkego jest szkodliwe dla całej formacji. Po każdym "wyskoku" lidera partii KORWiN pozostali politycy Konfederacji muszą tłumaczyć się z jego słów, a często jej to bardzo trudne. O ile w przeszłości nie wpływało to aż tak bardzo negatywnie na poparcie partii, to po wybuchu wojny na Ukrainie zaczęło stanowić to problem dla ugrupowania.
W jednym z ostatnich sondaży partyjnych Konfederacja znalazła się pod progiem wyborczym. W badaniu IBRiS dla Radia Zet wskazało ją zaledwie 4,1 proc. ankietowanych. W innych sondażach jest to poparcie między 5 a 10 proc. 

Zobacz: 

Panowie, policzmy głosy 

Zanim wyjaśnimy powody rozłamu, warto przedstawić Radę Liderów Konfederacji, która rządzi tą partią. Robi to demokratycznie 12 osób. Z Ruchu Narodowego są to: Krzysztof Bosak, Robert Winnicki, Witold Tumanowicz i Krzysztof Tuduj. Z Konfederacji Korony Polskiej to: Grzegorz Braun i jego zaufany Włodzimierz Skalik, a z partii KORWiN: Korwin-Mikke, Konrad Berkowicz, Robert Iwaszkiewicz i Sławomir Mentzen. 

Jako przedstawiciele partii KORWiN, w Radzie Liderów, byli też Jakub Kulesza i Marek Kułakowski. I właśnie w tym dwunastoosobowym gronie zapadają wszystkie najważniejsze decyzje. Po wolcie Kuleszy i Kułakowskiego zmienia się rozkład głosów. 

Słyszeliście wcześniej o Kułakowskim, który jest w Radzie Liderów? Liderów. Wszyscy zwracają uwagę na to, że nie jest liderem i nie pasuje do tego grona. To ekspert, zaplecze intelektualne Kuleszy. Złośliwi mówią, że jest szyją, która kręci głową (tj. ma ogromny wpływ na decyzje posła). Najpierw był przy Kukizie, potem przy Liroyu i Skutecznych. 



Na powyższym zdjęciu jest jeszcze Michał Wawer, który jest skarbnikiem Konfederacji. Dodajmy, że sekretarzem generalnym jest Marcin Sypniewski, a rzecznikiem prasowym Tomasz Grabarczyk (obaj to stronnicy Kuleszy), choć bez prawa głosu.

Koniec teatru
Od dawna toczyła się gra zmierzająca do usunięcia lub chociaż ograniczenia wpływów Korwin-Mikkego. Nie tylko narodowcy do tego dążyli, ale też część członków jego własnej partii. Według kilku naszych informatorów, 7 marca (dzień przed odejściem posłów) prezydium partii KORWiN przyjmowało uchwałę, którą przeforsowali stronnicy Korwin-Mikkego, stosunkiem głosów 11-5. 

Kontrowersyjny lider powiedział: "sprawdzam". Poległ poseł Kulesza i jego zaufani, którzy głosowali przeciwko takiemu rozwiązaniu.
Na mocy tejże uchwały przyjęto, że to partie członkowskie będą decydowały o obsadzie list wyborczych Konfederacji przed wyborami parlamentarnymi. Przed podziałem, to właśnie partia KORWiN miała największe wpływy w Radzie Liderów. Sześć głosów z 12, czyli 50 proc. To oczywiście nie podobało się pozostałym, czyli głównie narodowcom. 

Nim doszło do przyjęcia tej uchwały, pojawiła się informacja, że na Radzie Liderów ma dojść do głosowania na ten sam temat. Z tą różnicą, że w planie było, żeby to głosowanie RL zdecydowało o późniejszym wpływie na obsadzanie list wyborczych.
Zręczny plan narodowej odnogi Konfederacji, która wcześniej była w porozumieniu z Kuleszą i Kułakowskim, gwarantując sobie tym samym większość głosów na Radzie Liderów (połowa głosów i bliższy im poseł Braun ze swoim zaufanym).

O co toczyła się walka? O przewagę głosów we wspomnianej Radzie Liderów. - W Radzie Liderów Kulesza i Kułakowski stoją po stronie Ruchu Narodowego, więc zyskuje na tym podziale Robert Winnicki - mówi jedno z naszych źródeł. Na czym polega różnica, czy to partie członkowskie będą decydować o obsadzie list wyborczych, czy będzie robiła to Rada Liderów?
Hipotetycznie. W Radzie Liderów przewagę głosów ma koalicja narodowców (cztery głosy), Braun ze współpracownikiem i Kulesza z Kułakowskim. Co za tym idzie, mogą przegłosować każdy pomysł, który wcześniej wspólnie ustalą, łącznie ze słabszymi miejscami na listach wyborczych, albo w ogóle pominięcie Korwin-Mikkego i jego ludzi, de facto przejmując całą Konfederację, a przynajmniej marginalizując niewygodne postaci. Ponadto, możliwość decydowania o miejscach na listach wyborczych, to zwyczajne powiększanie władzy, większy wpływ na podział pieniędzy z subwencji, itp. 

Sytuacja jest rozwojowa. Na razie lider partii KORWiN obronił się, nie ma terminu głosowania na Radzie Liderów sposobu obsadzania list wyborczych, ale z pewnością pomysł będzie jeszcze forsowany. W partii KORWiN usłyszeliśmy: "Odłożone ad calendas graecas". Pewności jednak nie ma. 

Dlaczego Kulesza poczuł się zagrożony

Podział wśród wolnościowców wynikał więc z faktu, że część była już w porozumieniu z narodowcami, a po przyjęciu uchwały przez partię KORWiN, opozycja do Korwin-Mikkego nie mogła już dłużej udawać lojalności. O ile Sośnierz i Dziambor mogli liczyć na pewne wysokie miejsca na listach wyborczych przed wyborami parlamentarnymi, to inaczej wyglądała sytuacja z Kuleszą, który startował do Sejmu z Lublina. Korwin-Mikke zorientował się, że nie jest on w pełni lojalny i gra na dwa fronty. 

W związku z tym Korwin-Mikke mógłby nie zagwarantować mu jedynki w Lublinie (gdyby to partie członkowskie decydowały o listach wyborczych). Tym bardziej, że do Sejmu ma zamiar startować Bartłomiej Pejo, radny powiatu świdnickiego, członek prezydium partii KORWiN, a w życiu prywatnym… zięć Korwin-Mikkego. 

Marcin Dobski 
Marcin Dobski
Dziennikarz Salon24 Marcin Dobski
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka