Czy zmiana ordynacji wyborczej do Sejmu to genialny plan Jarosława Kaczyńskiego, czy poliyczny bląd? Fot. PAP/Tytus Żmijewski
Czy zmiana ordynacji wyborczej do Sejmu to genialny plan Jarosława Kaczyńskiego, czy poliyczny bląd? Fot. PAP/Tytus Żmijewski

Flis: Na miejscu opozycji dałbym na mszę, by PiS zrealizował ten projekt

Redakcja Redakcja Wybory Obserwuj temat Obserwuj notkę 18
W pomyśle zmiany ordynacji wyborczej nie widzę genialnego planu, ale kolejny sposób PiS na samookaleczenie – mówi Salonowi 24 prof. Jarosław Flis, socjolog, Uniwersytet Jagielloński.

Rządzące Prawo i Sprawiedliwość ma dążyć do zmiany ordynacji wyborczej. Zamiast 41 okręgów ma być 100. Na ile znacząca byłaby to zmiana?

Prof. Jarosław Flis: Bardzo znacząca. Jednak przede wszystkim należy się zastanowić, na ile jest możliwa do przeprowadzenia. Wydaje mi się, że wdrożenie takiego projektu jest bardzo mało realne.

PRZECZYTAJ TEŻ: 

Przesunięcie wyborów samorządowych. Polacy są zgodni

Jednak partia rządząca przeprowadziła niedawno zmiany strukturalne, wprowadzając właśnie 100 okręgów terenowych. Dlaczego więc nie miałaby pójść „za ciosem” i nie „skopiować” takiego rozwiązania w okręgach wyborczych?

Taka zmiana wiązałaby się jednak z bardzo poważnym podziałem wewnętrznym. Nawet gdyby pomimo strat sondażowych PiS nie stracił w liczbie mandatów, to nastąpiłyby poważne straty dla lokalnych działaczy. Na przykład w okręgu szczecińskim dziś jest czterech posłów. Jeden poseł jest ze Stargardu, trzech ze Szczecina. Jeśli okręg ten zostanie podzielony na dwa, to będzie po dwóch posłów ze Stargardu i dwóch ze Szczecina. Czyli jeden z dotychczasowych szczecińskich posłów wypadnie. I takich niezadowolonych posłów będzie więcej niż zadowolonych. Drugim problemem jest kwestia tzw. spadochroniarzy. Zawsze w wyborach na listy – najczęściej na czołowe, rzadziej na dalsze miejsca – trafiali spadochroniarze. Czyli kandydaci spoza okręgu, wskazani przez partyjną centralę. Teraz w PiS może być obawa, że zamiast 41 spadochroniarzy będzie ich 100.

Co to za różnica, skoro i tak zawsze w okręgu był jeden taki kandydat?

Tak, jednak w większym okręgu ci lokalni działacze mieli nadzieję, że uda się tego narzuconego lidera „minąć”. W okręgu mniejszym, gdzie tych mandatów do uzyskania będzie mniej, stanie się to trudniejsze. Więc nowa ordynacja mogłaby wpłynąć na niezadowolenie lokalnych struktur. Co więcej, pomysł takiej nowej ordynacji to wyzwanie, rzucone byłym miastom wojewódzkim.

W jakim sensie?

Tych okręgów było do tej pory 41. I to z grubsza odpowiadało dawnemu podziałowi na województwa. I jeśli te okręgi podzieli się na trzy, pod względem prestiżowym byłe miasta wojewódzkie stracą. Przykładem jest Tarnów. Województwa tarnowskiego nie ma, ale jest okręg wyborczy od Wieliczki i Bochni po Dąbrowę Tarnowską. Teraz zostałaby oddzielnie Wieliczka i Bochnia, oddzielnie Dąbrowa Tarnowska. Powiem szczerze – nie chciałbym być politykiem PiS, ogłaszającym podział okręgu wyborczego w Tarnowie. Pomysł nowej ordynacji może więc napotkać na duży opór wewnątrz Prawa i Sprawiedliwości. Nie wiemy też, czy kierownictwo partii dogadało się już w tej sprawie z prezydentem. Bo Andrzej Duda zapowiadał jakiś czas temu, że takie pomysły zawetuje.

Pomysł ordynacji zwiększającej liczbę okręgów ma dać jednak PiS-owi większą szansę na wygraną z opozycją?

Tylko, że efekt może być odwrotny. Jeśli PiS zrealizowałoby taki projekt, wszelkie debaty o tym, czy ma powstać jedna lista opozycji, stałyby się bezzasadne. Bo jedna lista po prostu musiałaby powstać. Więc Prawo i Sprawiedliwość postawiłoby sprawę na ostrzu noża, byłby wybór PiS, vs antypis, a w razie czego nie byłoby możliwości tworzenia koalicji z kimkolwiek. PiS nie miałoby bowiem żadnej gwarancji, że Konfederacja dostanie się do Sejmu. Na miejscu partii opozycyjnych dałbym na mszę, by PiS spróbował takiego rozwiązania. A nuż wyjdzie? Wprawdzie najpewniej nie uda się tego przeprowadzić, ale jeśli się uda, będzie to z korzyścią dla opozycji. Zmiany w ordynacji wyborczej to bardzo groźna broń. Ale często uderza w tego, kto zmiany te wprowadza.

Jednak pamiętajmy, że PiS od dawna usiłuje „wyciąć” małe partie. Przed wyborami 2019 roku rządzący skrócili czas zbierania podpisów na listy wyborcze. Paweł Kukiz oficjalnie przyznawał, że jego ruch nie byłby w stanie zebrać podpisów, co było powodem wejścia na listy PSL. I wiele małych ugrupowań wtedy poległo. Może ta zmiana ordynacji ma głębszy sens – chodzi nie tyle o wygraną w najbliższych wyborach, ale doprowadzenie do systemu dwupartyjnego i konkretnego podziału – PiS vs antypis?

PiS już raz próbował to zrobić w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Prezydent zmiany te zawetował. Gdyby stało się inaczej, to Biedroń nie wszedłby do Parlamentu Europejskiego, a z jego trzech mandatów dwa trafiłyby do PiS, jeden do Koalicji Europejskiego. Czyli PiS zyskałby jeden mandat więcej przewagi nad opozycją. O to szła cała rozróba. Rozumiem, że takie zmiany chodzą liderom partii rządzącej po głowie. Ale ja w tym nie widzę genialnego planu. Ale kolejny sposób na samookaleczenie. Podcinają gałąź, na której siedzą. Cytując Młynarskiego, „Mamy strasznie twarde drewno (…) lecz tym razem to przerżniemy już na pewno”.

CZYTAJ TEŻ:

Hołownia nie wytrzymał po doniesieniach o rozłamie w jego partii. Mocne słowa w telewizji

Rosja grozi, że zbombarduje Londyn. „Wysyp fake newsów jest dziś celem Moskwy”


Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka