Proces kierowcy autobusu z Katowic, który został oskarżony o zabójstwo 19-latki, do którego doszło 31 lipca ubiegłego roku. (fot. PAP)
Proces kierowcy autobusu z Katowic, który został oskarżony o zabójstwo 19-latki, do którego doszło 31 lipca ubiegłego roku. (fot. PAP)

Kierowca autobusu oskarżony o zabójstwo 19-latki nie przyznaje się do winy

Redakcja Redakcja Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 9
Kierowca autobusu, który w lipcu ubiegłego roku przejechał 19-letnią dziewczynę w centrum Katowic, nie przyznał się do jej zabójstwa. Mężczyzna przekonywał, że nie widział jej przed pojazdem, a o jej śmierci dowiedział się dopiero później od policjantów.

Pierwszy dzień procesu kierowcy autobusu z Katowic

W poniedziałek miał miejsce pierwszy dzień procesu w tej sprawie. 32-letni kierowca autobusu składał wyjaśnienia przed Sądem Okręgowym w Katowicach. Łukasza T. oskarżono o zabójstwo 19-latki oraz usiłowanie zabójstwa trzech innych osób. Prokuratura jest zdania, że kierowca celowo wjechał w grupę ludzi stojących na jezdni, a autobus prowadził on po wpływem środków psychoaktywnych.

Oskarżony sytuację tę określa jako wypadek, który był skutkiem agresywnego zachowania przebywających na jezdni osób. Łukasz T. stanowczo zaprzeczał, by intencjonalnie kogoś potrącił. Mężczyzna wielokrotnie przepraszał rodzinę 19-letniej Barbary, która zginęła pod kołami prowadzonego przez niego pojazdu. Podkreślał również, że w przyszłości chciałby zapracować na zadośćuczynienie dla bliskich dziewczyny.

Kierowca nie przyznaje się do winy

Jeszcze przed odczytaniem aktu oskarżenia przez prokuratora Rafała Nagrodzkiego obrona domagała się wyłączenia jawności rozprawy. Sąd jednak nie wyraził na to zgody, a chwilę później przystąpił do odbierania wyjaśnień Łukasza T. Oskarżony wielokrotnie przepraszał bliskich nieżyjącej Barbary. Jak przekonywał, gdyby wiedział, że znalazła się pod kołami autobusu, na pewno by się zatrzymał.

— Żałuję, że sprawy przybrały taki tor, a nie inny — oświadczył kierowca. Dodał, że gdyby mógł, cofnąłby czas i przywrócił życie 19-latce. Zaznaczył również, że chciałby po wyjściu z aresztu podjąć pracę, by chociaż finansowo zadośćuczynić dwójce dzieci, osieroconych przez Barbarę.

— Żałuję strasznie — podkreślił mężczyzna, który zdecydował się odpowiadać na pytania sądu i swoich obrońców.

Tragedia w centrum Katowic

Opisywane w akcie oskarżenia wydarzenia miały miejsce 31 lipca 2021 roku, nieopodal przejścia dla pieszych u zbiegu ulic Mickiewicza i Stawowej – w ścisłym centrum Katowic. Na opublikowanym w mediach społecznościowych nagraniu widać, jak kierowca autobusu wjeżdża w grupę młodych ludzi, z których część uczestniczyła w bójce na pasie ruchu. Nastolatka znika pod kołami pojazdu, który ciągnie ją przez kilkadziesiąt metrów, zaś jeden z mężczyzn jest popychany przez jadący autobus, inni uciekają na boki, a następnie biegną za odjeżdżającym pojazdem.

Kierowca przed sądem wyjaśniał, że kiedy jechał ul. Mickiewicza zauważył grupę bijących się osób. Jak opisywał, podjechał bliżej tej grupy i zatrzymał się dwa-trzy metry od niej, używając klaksonu. W pewnym momencie usłyszał huk, co zinterpretował jako uderzenie w autobus przez któregoś z uczestników bójki, po chwili jeden z mężczyzn stojących przy pojeździe zaczął uderzać rękami i kopać w przednie drzwi autobusu, niemal je otwierając. Posypały się też wyzwiska i groźby. Wówczas pojazd ruszył dalej do przodu. Łukasz T. nie był w stanie jednoznacznie odpowiedzieć, czy to on nacisnął pedał gazu, czy też zwolnił się hamulec przystankowy, uruchamiający się automatycznie przy otwieraniu drzwi.

"To była panika, stres, za dużo się działo"

Oskarżony podkreślił, że w tym czasie przez kilka sekund patrzył w prawą stronę, z której autobus był atakowany, a nie przed siebie, w kierunku jazdy. Tłumaczył też, że nie pamiętał jakie czynności i w jakiej kolejności wykonywał.

— To była panika, stres, za dużo się działo — podkreślił. Łukasz T. zapewniał, że nie czuł, by coś uderzało w podwozie i dodał, że o potrąceniu kobiety nie zaalarmował go nikt, ani spośród pasażerów, ani ludzi na zewnątrz. Dodał, że gdyby zorientował się w sytuacji, zatrzymałby pojazd i wezwał pomoc. Jak przekonywał, odjeżdżał stamtąd ze świadomością, że nikomu nic się nie stało, a o tragedii dowiedział się dopiero w zajezdni od policjantów. Odnosząc się do zarejestrowanego przez świadka filmiku, T. oświadczył, że był zaskoczony tym, co na nim zobaczył, bo wcześniej nie widział, by jacyś ludzie biegli tuż przed autobusem.

Łukasz T. opowiadał też w swoich wyjaśnieniach o różnych niebezpiecznych sytuacjach, które przytrafiły mu się kiedy prowadził autobus. Jak mówił, raz został raniony nożem przez agresywnego mężczyznę. Jak dodawał, nigdy nie był szkolony w jaki sposób powinien radzić sobie z agresywnym tłumem.

Prokuratura ma wiele dowodów

Jak przekazała w połowie września prokuratura, w śledztwie zebrano bardzo obszerny materiał dowodowy. Przesłuchano świadków, w tym osoby znajdujące się na jezdni ul. Mickiewicza i osoby znajdujące się w pobliżu. Zabezpieczono nagrania, na których utrwalony został przebieg zdarzenia. Uzyskano liczne opinie biegłych, w tym z zakresu medycyny sądowej, badań fizykochemicznych, toksykologii i chemii sądowej, biologii i genetyki sądowej, informatyki i ruchu drogowego. Przeprowadzono też eksperyment procesowy na miejscu tragedii. Według prokuratury, dowody wskazują, że kierowca widział pokrzywdzonych i celowo najechał najpierw na jedną z kobiet usiłując pozbawić ją życia, a następnie z zamiarem pozbawienia życia najechał na kolejną pokrzywdzoną, która zmarła w wyniku poniesionych obrażeń oraz próbował najechać dwóch kolejnych mężczyzn.

Łukasz T. był pod wpływem substancji psychoaktywnych?

Z opinii biegłych wynika, przed zdarzeniem kierowca zażył substancje psychoaktywne, w tym tramadol. Prowadzenie autobusu pod wpływem tramadolu, środka działającego podobnie do alkoholu, równoważne jest ze stanem nietrzeźwości w odniesieniu do alkoholu etylowego – wskazują śledczy. Łukasz T. wyjaśniał, że nie wie, w jaki sposób ten środek mógł znaleźć się w jego organizmie. Jak zapewniał, w czasie, gdy doszło do opisywanych w akcie oskarżenia wydarzeń brał tylko ogólnie dostępne specyfiki, które miały mu pomóc rzucić palenie, a we wcześniejszym okresie także m.in. środki przeciwbólowe bez recepty i suplementy na problemy gastryczne. Jednocześnie oskarżony przyznał, że w 2017 r. przeszedł próbę samobójczą po rozstaniu z dziewczyną, późnej zasięgał porady psychologa, ale nie kontynuował terapii.

Oskarżony również w śledztwie nie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów. Składał obszerne wyjaśnienia, podając m.in., że obawiał się agresywnego zachowania osób przebywających na jezdni. W ocenie prokuratury zgromadzony materiał nie potwierdza faktu agresywnego zachowania się uczestników grupy w stosunku do kierującego pojazdem. Od czasu przedstawienia zarzutów podejrzany jest w areszcie. Może mi grozić nawet dożywocie.

Następna rozprawa odbędzie 22 listopada. Na tym terminie mają zeznawać m.in. pokrzywdzeni.

RB

Czytaj dalej:

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka