Leopardy 2 trafią na Ukrainę. I polska dyplomacja ma w tym swój wielki wkład - pisze Rafał Woś.
Leopardy 2 trafią na Ukrainę. I polska dyplomacja ma w tym swój wielki wkład - pisze Rafał Woś.

Polska namieszała ws. Leopardów. I bardzo dobrze

Rafał Woś Rafał Woś Rafał Woś Obserwuj temat Obserwuj notkę 167
Niezależnie od wszystkich naszych polskich sporów większość zgodzi się chyba, że w minionym wojennym roku polska dyplomacja zdała swój trudny egzamin na mocną piąteczkę.

Czy Niemcy zdecydowaliby się (w końcu) przekazać Ukrainie Leopardy gdyby nie namolne naciski Polski z ostatnich tygodni? I szerzej: Czy gdyby nie polska aktywność dyplomatyczna po wybuchu wojny NATO i (zwłaszcza) Unia odpowiedziałyby tak samo mocno na rosyjską agresję? Czy może jednak ta odpowiedź byłaby słabsza i bardziej rozmyta? Albo jeszcze szerzej: Czy Zachód tak łatwo podchwyciłby (i przyjął jako swoją) tę całą spójną opowieść o używaniu przez Rosję surowców do prowadzenia polityki zagranicznej innymi środkami? Czy stało by się to tak łatwo i tak naturalnie, gdyby nie kraje - na czele z Polską - które krzyczały o tym na prawo i lewo przy każdej okazji przez całą ostatnią dekadę? I dzięki nim nie trzeba było tej narracji budować od nowa, bo już leżała gotowa na stole. 

Nikt dziś na takie pytania z pełną odpowiedzialnością odpowiedzieć nie może. Nie mamy pełnego obrazu, dostępu do zakulisowych decyzji oraz potrzebnego odstępu czasowego umożliwiającego taką refleksję. To przyjdzie kiedyś. Historykom formującym swoje opinie ex post będzie łatwiej.

Ale już dziś - i to nawet bez tej stuprocentowej pewności - możemy powiedzieć jedno: Polska zrobiła w ciągu ostatniego roku wyraźną różnice. Wyliczmy to wszystko razem raz jeszcze. 

Polska umacnia Ukrainę 

Po pierwsze, prowadzone od pierwszego dnia działania polskiej dyplomacji (prezydent plus rząd) budujące przekonanie, że Ukraina nie musi tego starcia Dawida z Goliatem przegrać. Co rozpisane było przecież na gesty i inicjatywy duże oraz małe. Od tego, że polscy dyplomaci nigdy się z Kijowa nie ewakuowali. Po fakt, że to polscy politycy byli pierwszymi zagranicznymi gośćmi, którzy się u prezydenta Zełeńskiego osobiście (a nie wirtualnie) pojawili. 

Lewy z Bicepsem w Salonie24. Oglądaj:


Po drugie, mocne wsparcie ekonomiczne Ukrainy. Nie wszyscy bowiem wiedzą, że to Narodowy Bank Polski był pierwszą zagraniczną instytucją, która wsparła ukraiński bank centralny zaopatrując go w potrzebną do utrzymania stabilności systemu płynność walutową. To było ważne - zwłaszcza na samym początku i pomogło Ukrainie nie rozsypać się finansowo (lekko nie jest, ale się trzymają). Bez tego, kto wie, jak potoczyłyby się losy tej wojny i jakie byłoby morale ukraińskiego społeczeństwa.

Po trzecie, otwarcie polskich granic dla kilku milionów uciekinierów wojennych. I ogarnięcie tej kwestii od strony logistyczno-humanitarnej. Bez katastrofy organizacyjnej. Co stało się dzięki wspólnemu wysiłkowi władz publicznych oraz społeczeństwa obywatelskiego.  

Piękne gesty to nie wszystko

Po czwarte, Polska dość szybko zaczęła najgłośniej w Europie mówić o tym, że moralna solidarność z Ukrainą jest ważna i dekorowanie ulic europejskich miast żółto-niebieskimi flagami to piękne gesty. Ale one wojny z Rosją nie wygrają. Bo do tego potrzebne są konkretne zasoby wojskowe. To znaczy broń, broń i jeszcze raz broń. Oczywiście ktoś może powiedzieć (i to jest oficjalny przekaz strony rosyjskiej), że tak naprawdę za dostarczaniem broni Ukraińcom stoją Amerykanie. Do pewnego stopnia trudno z tym polemizować - to USA są przecież główną potęgą militarną NATO - i bez ich wiedzy na polu zbrojeń nic wydarzyć się nie może. Ale nawet jeśli tak jest, to bez wzięcia na siebie przez Polskę roli rzecznika dozbrajania Ukrainy Europa Zachodnia ociągałaby się z tym dużo mocniej. Czego dowodzi niemieckie zwlekanie w sprawie dostarczenia na wschód Leopardów.

I wreszcie po piąte. Czy bez polskiego (czasem irytującego) wychodzenia przed szereg w sprawie sankcji ekonomicznych Zachód nie próbowałaby kluczyć i zwlekać. Licząc, że się to wszystko jednak jakoś utrzęsie. I nastąpi szybki powrót do zasady „business as usual”?  

Plan na Rosję działa

Co będzie jutro? Tego nikt nie jest w stanie przewidzieć. Zbyt wiele - jak to na wojnie - mamy niewiadomych. Jak na razie plan trzymania Rosji na dystans od naszego terytorium jednak działa. Ukraina przetrwała, ocaliła wolność i walczy dalej. My zaś zaczęliśmy realnie zwiększać swój potencjał obronny na wypadek gdyby miało dojść do realizacji tych najgorszych scenariuszy. A NATO i Unia nie rozpadły się pod wpływem sprzecznych wizji dalszych stosunków z Rosją. Nawet mimo przyciśnięcia Zachodu przez Moskwę ograniczeniem podaży gazu i co za tym idzie wysokimi cenami surowca i inflacją. Nie zrealizował się więc scenariusz na który liczył - jak się zdaje - Putin wydając rozkaz rozpoczęcia agresji.

Polska zaś nie była w tym - żywotnie nas przecież dotyczącym - procesie tylko biernym statystą. I za to należy się państwu, władzy i społeczeństwu przynajmniej solidna pochwała. 


Rafał Woś 

Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka