Manifestacja na ulicach Barcelony, fot. PAP/EPA/Juan Carlos Cardenas
Manifestacja na ulicach Barcelony, fot. PAP/EPA/Juan Carlos Cardenas

Rośnie napięcie przed referendum w Katalonii. Policja blokuje lokale wyborcze

Redakcja Redakcja UE Obserwuj temat Obserwuj notkę 45

W hiszpańskich miastach odbyły się marsze poparcia lub sprzeciwu wobec referendum niepodległościowego w Katalonii. W siedzibie centrum informatycznego rządu Katalonii przeprowadzono rewizję. Policja ogrodziła połowę szkół, które wyznaczono na lokale wyborcze.

Szef rządu Katalonii chce mediacji UE

Szef rządu Katalonii Carles Puigdemont zażądał mediacji w konflikcie z władzami centralnymi w Madrycie.
- Musimy wyrazić wyraźną wolę mediacji niezależnie od scenariusza, czy zwycięży "tak, czy "nie" (w referendum) - powiedział Puigdemont w wywiadzie udzielonym agencji AFP.

- Kto zgodzi się wziąć na siebie tę mediację, wie, że będzie mógł liczyć na wolę uczestniczenia w niej i w rozmowach strony katalońskiej (...) A od tej chwili aktywna postawa obserwacji i zainteresowania ze strony Unii Europejskiej miałaby sens - dodał, nie odwołując się - jak zauważa AFP - do żadnej konkretnej instytucji.

Powiedział, że wciąż jest gotów zrezygnować z głosowania, które zostało zakazane przez Trybunał Konstytucyjny, jeśli konserwatywny rząd premiera Hiszpanii Mariano Rajoya zgodzi się rozpocząć rozmowy umożliwiające przeprowadzenie legalnego referendum.

- Jeśli państwo hiszpańskie powie "zgadzamy się na referendum", to to zatrzymamy. Tak, oczywiście, jest to droga, której chcą wszyscy Katalończycy - zapewnił szef rządu Katalonii. I dodał, że wszystko jest gotowe, aby odbyło się referendum, którego Madryt chce za wszelką cenę zakazać. - Próbuję nie dać się zdominować emocjom, nawet jeśli wszyscy jesteśmy nimi ogarnięci. Ale generalnie w tej chwili czuję, że spoczywa na mnie wielka odpowiedzialność. To jest poważna chwila - dodał.

Hiszpańskie MSZ: To kpina z demokracji

- Plan przeprowadzenia referendum niepodległościowego to "kpina z demokracji" - oświadczył szef MSZ Hiszpanii Alfonso Dastis. Oskarżył władze tego autonomicznego regionu o działania wbrew celom i ideałom UE. W wywiadzie udzielonym agencji Associated Press minister podkreślił, że referendów nie można porównywać z demokracją, ponieważ często są one "instrumentem wyboru dyktatorów".

- To, do czego prą (Katalończycy), nie jest demokracją. To jest kpina z demokracji, parodia demokracji - ocenił Dastis. - Katalończycy, którzy są częścią Hiszpanii, nie mogą sami decydować za cały kraj - zaznaczył.

Minister bronił decyzji władz centralnych w Madrycie o rozmieszczeniu tysięcy dodatkowych policjantów w Katalonii w celu zapobieżenia głosowaniu. - To jest całkowicie usprawiedliwione - podkreślił. Dodał, że jeśli w niedzielę dojdzie do jakichś niepokojów, to "najwyraźniej po stronie tych, którzy popierają referendum".

Szef hiszpańskiego MSZ wskazał, że radykalnie lewicowe, antysystemowe ugrupowanie Kandydatura Jedności Ludowej (CUP), które wspiera separatystyczny rząd Katalonii, "przyjmuje podobne do nazistowskich metody, jak wyznaczanie ludzi, którzy są przeciwko referendum, i zachęca innych, by ich nękali". Minister dodał, że CUP "rozwieszał plakaty z wizerunkami burmistrzów, którzy nie popierali referendum", co można porównać z tym, jak naziści oznaczali domy, w których mieszkali Żydzi.

Minister skrytykował również regionalne władze, że wykorzystują w ten weekend dzieci do okupowania szkół w Katalonii, żeby mogły tam działać lokale wyborcze w zaplanowanym na niedzielę referendum.

Policja w szkołach, obrona lokali

Niedzielne referendum w Katalonii stoi pod znakiem zapytania. Wprawdzie autonomiczny rząd Carlesa Puigdemonta zapowiada, że plebiscyt odbędzie się w ponad 2300 lokalach wyborczych, ale władze centralne w Madrycie uznają plebiscyt za nielegalny. Rząd premiera Hiszpanii Mariano Rajoya wskazuje na niekonstytucyjność katalońskiego plebiscytu i na różne sposoby próbuje do niego nie dopuścić.

Policja ogrodziła 1 300 z 2 315 szkół w Katalonii, które tamtejsze władze wyznaczyły na lokale wyborcze w zakazanym przez Madryt referendum niepodległościowym. 163 szkoły były okupowane przez rodziny. W jednej z nich, w szkole w Manlleu, nieznany sprawca w nocy zranił z wiatrówki cztery osoby. Według świadków obrażenia, jakich doznały ofiary zajścia, są lekkie.

Zwolennicy referendum spędzili noc z piątku na sobotę w szkołach, by nie dopuścić do nakazanej przez szefa katalońskiej policji ewakuacji i zamknięcia lokali wyborczych przed wyznaczonym na godz. 9 w niedzielę początkiem głosowania. Szef katalońskich funkcjonariuszy, Mossos d'Esquadra deklarował, że policja zamknie w niedzielę rano wszystkie komisje wyborcze.

Rząd blokuje referendum

Funkcjonariusze hiszpańskiej Gwardii Cywilnej (Guarda Civil) dokonali przed południem rewizji w siedzibie centrum informatycznego rządu Katalonii. Interwencja w Barcelonie służy uniemożliwieniu elektronicznego liczenia głosów oddanych w trakcie plebiscytu.

Gwardia Cywilna weszła też nad ranem do Centrum Bezpieczeństwa Informacyjnego Katalonii (Cesicat). Głównym celem akcji było przejęcie adresów lokali wyborczych, w których w niedzielę ma się odbyć referendum. Łącznie jest ich 2315.

W ostatnich dniach Madryt zarekwirował ponad 13 mln kart do głosowania, zamknął strony internetowe informujące o referendum, zablokował konta katalońskiego rządu, a także zatrzymał 16 osób, w tym kilku wysokich urzędników katalońskiego gabinetu odpowiedzialnych za organizację plebiscytu. W piątek katalońska policja zapowiedziała, że będzie, zgodnie z zaleceniami rządu w Madrycie, blokować referendum i konfiskować urny do głosowania.

Manifestacje przeciwko i w obronie referendum

Jedna z największych manifestacji przeciwko referendum w Katalonii odbyła się w centrum Madrytu. Według policji uczestniczyło w niej ponad 10 tys. osób. Protestujący wznosili okrzyki: "Nie dla nielegalnego głosowania!", "Jesteśmy Hiszpanami!".

Manifestacje przeciwko plebiscytowi w Katalonii odbyły się także w kilkudziesięciu innych miastach na terenie całego kraju. Największe z nich zorganizowano w Sewilli, Walencji, Valladolid, Santander, w Kadyksie, a także w Santiago de Compostela.

Zwolennicy jedności Hiszpanii zorganizowali też akcje sprzeciwu wobec referendum w kilku miastach Katalonii. Ponad tysiąc osób zgromadziło się na wiecach w Barcelonie oraz w Tarragonie.

Tego dnia w całej Hiszpanii protestowali również zwolennicy organizacji referendum w Katalonii. Marsze odbyły się w Madrycie, Pampelunie, Salamance, Alicante, Gijonie, Walencji, Huesce, Las Palmas, a także w Kadyksie oraz w Santiago de Compostela. Głównym hasłem manifestacji było żądanie uszanowania przez centralny rząd Mariano Rajoya prawa regionów Hiszpanii do swobodnego głosowania.

Jednym z największych wydarzeń była licząca kilkadziesiąt tysięcy uczestników manifestacja poparcia dla plebiscytu, która odbyła się w Bilbao, największym mieście Kraju Basków. Zorganizował ją ruch społeczny Gure Esku Dago, który zabiega o prawo Basków do samostanowienia. Łącznie manifestowało ok. 100 tys. ludzi.

W połowie września kierownictwo Guru Esku Dago zapowiedziało, że ruch zorganizuje referendum niepodległościowe dotyczące przyszłości Kraju Basków. Plebiscyt, zaplanowany na 5 listopada, będzie miał jedynie charakter informacyjny, a zwycięstwo sympatyków niepodległości nie będzie oznaczało secesji od Królestwa Hiszpanii.

Hiszpański rząd Mariano Rajoya zapowiedział, że zrobi wszystko, aby nie dopuścić do niedzielnego plebiscytu w Katalonii, który uważa za nielegalny. Premier wielokrotnie nazywał go “chimerą”, grożąc wyciągnięciem konsekwencji wobec organizatorów. W ostatnich dniach Madryt zwiększył też obecność hiszpańskich policjantów i funkcjonariuszy Gwardii Cywilnej w tym najbogatszym regionie Hiszpanii.

źródło PAP

ja

© Artykuł jest chroniony prawem autorskim. Wykorzystanie tylko pod warunkiem podania linkującego źródła.






Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka