W styczniu 2002 roku w obszernym artykule przedstawiłem główne argumenty przeciw wstępowaniu Polski do UE, podkreślając większość negatywnych właściwości tej organizacji i ostrzegając przed niebezpieczeństwami, które staną przed nami w związku łatwo dostrzegalnymi dążeniami głównych graczy UE do utworzenia super-państwa. Wszystko, co stało się po akcesji Polski do UE, potwierdziło moje wnioski i ostrzeżenia, a w wielu dziedzinach rzeczywistość przekroczyła domyślne granice negatywnych prognoz. Dzisiaj dość powszechnie słychać jęki zawodu: „Nie do takiej UE wstępowaliśmy!”, a ja wracam do mojego tekstu sprzed 24 lat i z gorzką satysfakcją mówię: „Wstępowaliśmy właśnie do takiej UE, jaką okazała się być.”
Znieśliśmy wiele przez te długie lata, ale mamy teraz sytuację całkowicie rozpoznaną, więc uporządkujmy jak najszybciej nasze polskie sprawy i zabierzmy się do głębokiej reformy Unii Europejskiej, powracającej do chrześcijańskich wartości.
To długi artykuł, ale zamieszczam go w całości, bo w internecie jest tak trudny do odnalezienia, że chyba traci ważność zasada: „W internecie nic nie ginie”.
Unia Europejska, a Polska - rozważmy to jeszcze raz
Decyzja o przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej ma tak znaczący historyczny wymiar, że nie wolno poprzestawać na hasłowej propagandzie stanowiska za, lub przeciw jej podjęciu. Obie strony muszą dokonać wszechstronnej analizy wszystkich możliwych konsekwencji i przedstawić solidną argumentację. Dramaturgia wyboru wyrasta z uzasadnionej pewności, że decyzja ma charakter jednostronny; po wejściu do Unii praktycznie nie ma odwrotu. Dlatego debata przed referendum musi być pełna i uczciwa; niestety do tej pory debata nawet się nie zaczęła. Zwolennicy integracji bezwstydnie uprawiają jednostronną propagandę i nieprzyzwoicie wykorzystują wszelkie państwowe, tylko im dostępne środki. Ten trwający już długo sposób postępowania może być koronnym argumentem dla przeciwników integracji, bo otwartej dyskusji unika zawsze ta strona, która nie ma przekonujących argumentów. Budowana atmosfera nieuchronności, także przedziwne nominacje, odsłaniają zamiary dzisiejszych decydentów - będziemy mieli sprawne, socjo-techniczne pranie mózgów przed referendum - w stylu kiepskiego marketingu, którego skuteczność zapewni założenie knebla przeciwnikom. Będzie demagogiczne pohukiwanie, a może nawet wsparcie działaniami odpowiednich służb - oczywiście to wszystko za nasze pieniądze, które już kolekcjonują zasłużeni towarzysze. A przecież uczciwa dyskusja powinna stać u początku wszystkiego.
Przed podjęciem dyskusji należy się wszakże zastanowić, czy ze wszystkimi warto ją prowadzić? W każdej debacie trzeba się oprzeć na pewnych wyjściowych zasadach i przesłankach przyjmowanych przez obie uczestniczące strony. W konkretnym przypadku dotyczącym integracji Polski z Unią Europejską warto dyskutować tylko z tymi, którzy przyjmują zasadę, że chodzi naprawdę o rozwiązania obiektywnie korzystne dla Polski i dla Europy, i to dla takiej Europy, która potrafiłaby realizować wspólne dobro wszystkich, traktowanych równoprawnie, narodów uczestniczących w zjednoczeniu. Warto też dyskutować tylko z tymi, którzy są otwarci na merytoryczną argumentację i wyrażają gotowość do ewentualnej zmiany swego stanowiska. W szerokim gronie propagatorów wcielania Polski do Unii Europejskiej nie zauważam zbyt wielu ludzi spełniających te warunki. Artykuł ten kieruję więc do tych nielicznych, którzy gotowi są podjąć merytoryczną polemikę. Panie i Panowie! Jestem otwarty na Wasze argumenty, być może się mylę, wyprowadźcie mnie z błędu - ale porzućcie dotychczasową demagogię!
Demagogią jest twierdzenie, że przeciwnicy integracji są anty-europejscy, że chcą izolacji Polski, że kierują się fobiami...etc. Nie spotkałem ludzi o takich poglądach. Osią podziału nie jest stosunek do Europy, czy niechęć do jej jednoczenia - istota różnicy dotyczy Unii Europejskiej, która przecież nie jest tożsama z Europą. Właśnie sposób jednoczenia Europy demonstrowany przez struktury UE budzi powszechnie kontrowersje i niechęć. Co więcej praktyka pokazuje, że zadany przez UE błędny kierunek jednoczenia jest właściwie nieodwracalny, a twierdzenie o możliwej zasadniczej korekcie tego kierunku po wstąpieniu Polski do UE są po prostu nierealistyczne, niepoważne i skrajnie naiwne.
Argumenty zwolenników integracji Polski z UE:
Rozpocznijmy od próby zestawienia tych argumentów. Natychmiast natrafiamy na trudności, bo przecież słyszymy wyłącznie hasła, a nie argumenty. Często hasła pełne sprzeczności z faktami i powszechnie obserwowaną praktyką. Podstawowy, ustawicznie przytaczany slogan brzmi:
"Dla przystąpienia Polski do UE nie ma alternatywy !"
Hałaśliwie powtarzany, zamykający usta oponentom i w zamiarze kończący wszelką dyskusję, przecież nie jest żadnym argumentem. Slogan ten jest zaledwie otwarciem dyskusji - jest wstępną tezą zwolenników integracji, której oponenci przeciwstawiają prostą anty-tezę: "alternatywą jest nie przystąpienie Polski do UE". Dopiero po tym otwarciu można rozpocząć argumentację o korzyściach i mankamentach obu rozwiązań. Zadziwiająca jest prostota, z jaką wyręcza się oponentów, formułując własną anty-tezę: "alternatywą dla Polski poza UE jest status Białorusi". To, pozbawione wszelkiego sensu twierdzenie, jest odkrywczo przytaczane przez ludzi uznawanych za ludzi dojrzałych intelektualnie. Można tylko wzruszyć ramionami i zapytać - dlaczego nie status Norwegii, lub Szwajcarii? Natychmiast pada riposta - przecież to są kraje bogate, Norwegia ma ropę, Szwajcaria ma banki. Przecież Polska też jest potencjalnie bogata - żyzna ziemia, bogactwa naturalne, nadzwyczajnie przedsiębiorczy ludzie, wreszcie optymalne strategiczne położenie, które przy kulturowo-cywilizacyjnych związkach z Zachodem i dobrej znajomości Wschodu może być prawdziwym, godnym pozazdroszczenia zadatkiem na szybki rozwój. I dlaczego wybiera się Białoruś jako zniechęcający, ostrzegawczy przykład? Pomińmy obraźliwą dla naszych sąsiadów wymowę tego ostrzeżenia kierowanego przez ludzi o "innej kulturze politycznej" - zauważmy tylko zasadniczo odmienną sytuację obu krajów. Ponad tysiącletnia państwowość Polski, jej historia, kultura i wyrazistość cywilizacyjna, świadomość narodowa, a nawet dojrzałość do demokracji, znacznie wyprzedzająca w czasie całą Europę Zachodnią, to atrybuty otwierające możliwość naszej znaczącej samodzielności. W 1989 roku Polska - dysponująca rzeszą samodzielnych, przyzwyczajonych do gospodarowania na swoim rolników, rzemieślników, kupców, drobnych przedsiębiorców, bogata w szeroką, wykształconą diasporę polonijną - była znakomicie przygotowana do zmiany systemu ekonomicznego. Nasze kontakty z zewnętrznym światem i znajomość jego realiów, choć dalece nie powszechne, były o wiele szersze, niż w jakimkolwiek innym kraju, stojącym przed podobnymi wyzwaniami. Oczywiście dzisiaj wiemy, że tych atrybutów zupełnie nie wykorzystano i świadomie wybrano niszczenie samodzielności Polski, a także uzależnienie jej rozwoju od czynników zewnętrznych. Ukoronowaniem tego procesu ma być bezalternatywne przystąpienie Polski do Unii Europejskiej. Mimo tych zaszłości i straconych szans, Polska wciąż jest zdolna do samodzielności i do wypracowania innego modelu jednoczenia Europy. Być może modelu, który z radością przyjmą narody europejskie, duszące się w zatęchłej strukturze wypracowanej przez egoistycznych, pozbawionych wyobraźni i skrupułów dzisiejszych polityków.
Posługujący się sloganem: "nie ma alternatywy", czasem uznają, że UE jest wprawdzie złym rozwiązaniem, ale nie mamy innego wyjścia. W tych przypadkach jest przynajmniej częściowa zbieżność w widzeniu spraw i można się skupić na przezwyciężaniu pesymizmu. Natomiast znamienna jest powszechność akceptacji tezy o "braku alternatywy" przez byłych komunistów, a więc przez tych, którzy już raz w życiu, w ważnej sprawie, tak bardzo się "mylili". Tutaj cudzysłów jest bardzo potrzebny, bo wiemy, że zarówno wtedy, jak i dzisiaj, nie chodzi o pomyłkę, a w grę wchodzi rozważanie wyłącznie własnych, osobistych korzyści. Ta grupa nie jest więc partnerem w dyskusji.
W propagandzie zwolenników UE pojawiają się jednak argumenty, które zasługują na komentarz.
"Polska na integracji zyska, tak jak zyskały inne kraje, np. Hiszpania, Portugalia, Grecja, Irlandia".
Najpierw rodzą się zasadnicze pytania: kto dokonał pełnego bilansu zysków i strat w tych krajach, nawet tego prostego bilansu dotyczącego wymiaru czysto materialnego? Kto potrafi ustalić, jak wyglądałby rozwój tych krajów bez "dobrodziejstw" płynących z uczestnictwa we wspólnocie? Czy można zaprzeczyć, że w ciągu wieloletniej przynależności tych krajów do wspólnoty różnice poziomów życia raczej się utrwaliły, a wewnętrzne rozwarstwienie społeczeństw stale się pogłębia? Czy zatem wszyscy zyskują, czy może tylko niektórzy? Ale najważniejsza słabość tego argumentu tkwi w tym, że sytuacja dzisiaj jest całkowicie odmienna od sytuacji, w której do Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej przystępowała Hiszpania, Grecja, czy Portugalia. W odróżnieniu od dawnej wspólnoty gospodarczej, dzisiaj mamy do czynienia z polityczną, zasadniczo nową, i złą strukturą zrodzoną traktatem Maastricht - strukturą, która nie potrafi rozwiązać żadnego z narastających problemów i staje się coraz większym obciążeniem dla wszystkich społeczeństw europejskich. W dzisiejszej Unii są kraje bogate, nastawione na pilnowanie wyłącznie własnych egoistycznych interesów, są kraje, które skazane są na pozostawanie w przedsionku dobrobytu, jest wreszcie miejsce na slumsy, które przeznaczone jest dla ubezwłasnowolnionych społeczeństw nowych członków. Taka wizja nie jest przecież wynikiem nieracjonalnych uprzedzeń, a opiera się na praktyce dotychczasowego postępowania UE wobec Polski i innych krajów kandydujących. Skąd więc bierze się naiwna wiara, że Polska coś zyska. Z tym samym argumentem wiążą się głośne obietnice i zapowiedzi dotacji dla rolnictwa, dla rozwoju infrastruktury, dla ekologii ..itd. Zapowiedzi te w miarę upływu czasu głoszone są coraz ciszej, stają się coraz bardziej mityczne, a wkrótce okaże się, że rozmiary dotacji staną się o wiele mniejsze niż nasze wpłaty, jak pokazuje dzisiaj sytuacja w dziedzinie współpracy naukowej. Analiza niektórych pomocy finansowych dla Polski jasno wskazuje, że ich celem jest bardziej inwestycja w przyszłość dla siebie, niż dla Polaków.
"Uczestnictwo w UE da Polakom możliwość osiedlania się i pracy we wszystkich krajach członkowskich".
Przynęta ta, kierowana głównie do ludzi młodych, szybko straciła swoją atrakcyjność w zderzeniu z rzeczywistością. Rynek pracy we wszystkich krajach członkowskich kurczy się, a administracyjne ograniczanie tych swobód będzie wciąż narastać. Problem staje się nawet już teraz ważnym elementem warunków wstępnych naszej akcesji. Ale "dobrodziejstwo" tego wspaniałego otwarcia swobód dla Polaków staje się szczególnie wymowne wobec pogarszającej się sytuacji w kraju. Argument staje się kontrargumentem. Jak pokazują dotychczasowe efekty współpracy Polski z krajami UE, to właśnie przymus ekonomiczny ma nam otworzyć "nowe i szczególnie atrakcyjne" perspektywy pracy poza Polską. Jesteś prostytutką?- zapraszamy od zaraz, jesteś pielęgniarką?- mamy ofertę zajęcia się naszymi zniedołężniałymi obywatelami, jesteś informatykiem?- proszę bardzo, popracuj dla nas na kilkuletnim kontrakcie - po co masz pracować dla Polski, w której zdobyłeś wykształcenie? Chcesz w sezonie pomóc naszym bauerom?- zapłacą ci więcej, niż możesz zarobić w Polsce w ciągu całego roku.
Czy oferta wyjazdu na saksy ma nas przekonać do uczestnictwa w Unii Europejskiej? Czy może jest to argument dla kilku tysięcy kandydatów na przyszłych urzędników rozrastającej się biurokracji unijnej? Doprawdy, chyba Polacy rozsiani po całym świecie najlepiej dostrzegą chichot kusicieli obiecujących, że integracja Polski z Unią Europejską otworzy atrakcyjne możliwości życia i pracy poza Polską - przecież każdy Polak o niczym innym nie marzy, jak o tym, by oddalić się od stron ojczystych i zapuścić gdziekolwiek korzenie.
"Rozszerzenie Unii Europejskiej powstrzyma konflikty, którymi Europa była przez całe wieki wstrząsana".
Często słyszę taki argument od tych, którym należy wprost odpowiedzieć: "nie wywołujcie wojen, to ich nie będzie". Unikanie konfliktu nie może jednak polegać na tym, że jedna strona zaakceptuje swoim kosztem interes drugiej strony. Jeżeli przez wieki byliśmy przedmiotem bezpośredniej agresji i stawialiśmy opór, to nie po to, by dzisiaj przyjmować obcy dyktat narzucany nam innymi, nie wojennymi metodami. Tylko godna, sprawiedliwa i obustronnie pożyteczna współpraca może zapewnić trwały pokój. Dzisiaj mamy do czynienia z niespotykaną w historii agresją ekonomiczną, a przystąpienie w tych warunkach do Unii Europejskiej będzie aktem kapitulacji, stawiającym wielki znak zapytania nad naszymi wszystkimi historycznymi zmaganiami.
"Sprzeciw ludzi wobec UE związany jest z brakiem szczegółowych informacji" - wystarczy dotrzeć do ludzi z rzetelną informacją, by rozwiać wszelkie nieracjonalne obawy.
To kolejne hasło brzmi niemal humorystycznie. Skierowane jest do anonimowego, bezmyślnego odbiorcy, który gotów jest przyjąć, że jego wątpliwości oparte są wyłącznie na intuicji. Gdyby posiadł choćby cząstkę tej wiedzy, którą dysponują "autorytety", to już na pewno musiałby uznać wspaniałe perspektywy dla Polski po wstąpieniu do UE. A przecież cały czas mamy do czynienia ze zjawiskiem dokładnie odwrotnym; właśnie pogłębianie wiedzy o Unii zwiększa szeregi jej przeciwników. W Polsce jest to ciągły proces, mimo że ta wiedza dociera powoli, bo prawdziwej informacji trzeba szukać między wierszami. W krajach członkowskich, gdzie mity wprost zderzają się z rzeczywistością, a prawda o Unii jest niemal dotykalna i często bolesna, wciąż rośnie liczba przeciwników takiego jednoczenia Europy. Niewiele jest krajów, w których zwolennicy UE mieliby dzisiaj szansę na wygranie referendum - wręcz powstają organizacje i ruchy stawiające sobie za cel wystąpienie z UE.
Można współczuć zwolennikom integracji Polski z UE, bo ich zadanie zaiste nie jest łatwe. Przecież niemal każdy dzień przynosi fakty, które nie mogą ujść uwadze wielu ludzi. Ileż to niemądrych, niepotrzebnych, szkodliwych rzeczy propaguje się w Polsce, a nawet wprowadza, z uzasadnieniem: "....bo tak jest w Unii Europejskiej". Z jaką trudnością musi się spotykać zwolennik UE, który na zapytanie: "dlaczego dostosowując nasze prawo do unijnego wprowadza się zapisy prawne ewidentnie gorsze od tych, które dotychczas obowiązywały?", jest zmuszony do odpowiedzi: "Może to brzmi paradoksalnie, ale musimy czasem zepsuć własne prawo, aby później, wspólnie z innymi go naprawić" (to naprawdę autentyczna, publiczna wypowiedź!). Jak rozwiać obawy ludzi w związku z wykupywaniem polskiej ziemi, jak ich przekonać, że nikt nie ma takiego zamiaru, jeżeli gołym okiem widać niesłychaną wprost determinację struktur UE, by taki proceder natychmiast uruchomić. Dlaczego dla nich jest to tak ważne? Jeżeli nie mają zamiaru wykupywać, to dlaczego nie chcą zaakceptować naszej ostrożności, a choćby naszego przeczulenia tak dobitnie uzasadnionego historycznymi zaszłościami. Jak można przekonywać polskich rolników, że powinni rezygnować z pracy na roli, bo jest ich za dużo, a jednocześnie otwierać drogę dla przesiedlania rolnych osadników z Unii. Doprawdy, im głębsza znajomość faktów, tym więcej sprzeczności i wątpliwości.
Nie potrafię już więcej argumentów wyłuskać z zestawu dotychczasowej agitacji za Unią Europejską. Natomiast dziwię się, że nie słychać nigdy tego, co powinno być najważniejszą zachętą dla jednoczenia Europy, mianowicie: na harmonijnej współpracy i zjednoczeniu wszyscy zyskamy, bo w jedności siła. Ta siła musi jednak wynikać z zachowania całej ubogacającej różnorodności wszystkich narodów europejskich, z poszanowania wspólnych historycznych korzeni, z oparcia się na fundamencie chrześcijańskim, który umożliwi rozwój wspólnoty ducha, tak bardzo potrzebnej w usuwaniu niesprawiedliwości szybko narastających w nowym, trudnym i wymagającym czasie. Właśnie tutaj leży istota różnicy zdań, bo w Unii Europejskiej na pewno nie o to chodzi.
O ileż bardziej racjonalnie brzmią argumenty przeciwników integracji Polski z Unią Europejską. W odróżnieniu do bałamutnych haseł, zapowiedzi, a nawet gróźb, argumenty te zasadniczo opierają się na wnioskach płynących z obserwacji dotychczasowych praktyk działania UE. Mówimy: nie przekonujcie nas jak będzie, co zyskamy kiedyś, nie straszcie nas co stracimy jeżeli podziękujemy za uczestnictwo w takim jednoczeniu. Zejdźcie na ziemię i spójrzcie sami na rzeczywistość taką jaka jest. I nie mówmy teraz o jednoczeniu Europy, mówmy o Unii Europejskiej, która jest strukturą wyraźnie zdefiniowaną zapisami traktatowymi, która swą istotę ujawnia w działaniu i w wypowiedziach prominentnych polityków, w której niepokojące tendencje wskazują zamierzony dalszy kierunek rozwoju.
Spójrzmy najpierw na argumenty ogólne, dotyczące wszystkich uczestniczących w UE.
1. Unia Europejska nie rozwiązała dotąd żadnego z ważnych problemów, z którymi borykają się społeczeństwa europejskie. Bezrobocie rośnie, różnice poziomów życia się powiększają, groźba kryzysu finansów narasta, przestępczość wkracza w nowe dziedziny, narkomania ogarnia coraz szersze kręgi, kultura i nauka się degenerują, moralność upada, fasadowej integracji towarzyszy narastanie tendencji separatystycznych, a wilcza pogoń za zyskiem dehumanizuje życie. Czy można wskazać jakieś przyszłościowe rozwiązania, które UE proponuje dla całej wspólnoty? Dotychczas każdy kraj wyszarpuje strzępy rozwiązań dla siebie, a jeżeli może to robić np. kosztem Polski, to naiwne wizje przyszłej wspólnoty idą po prostu w kąt.
2. Unia Europejska rozwija system gigantycznej biurokracji, a jej dalszy rozrost jest nieunikniony. Coraz bardziej złożone procedury biurokratyczne obejmują każdą dziedzinę i równolegle rosną zastępy urzędników. Wykazywanie swojej niezbędności zawsze staje się głównym celem biurokracji, dlatego prędzej, czy później wkroczą oni w najbardziej szczegółowe dziedziny życia, także życia prywatnego. Doświadczenie uczy, że nie ma takiego idiotyzmu, którego by urzędnicy nie wymyślili, by uzasadnić zwiększenie swoich dochodów i podkreślić wagę swoich urzędów. W wieloletniej historii UE mamy wiele przykładów zupełnie idiotycznych uregulowań. Często są one powodem do wesołości, ale nigdy się nie zdarzyło, by je wycofano, tym bardziej nigdy z tego powodu nie napiętnowano urzędnika, dbając zawsze o pełną anonimowość autorów.
3. Unia Europejska jest strukturą gwarantującą istnienie korupcji. Dysponowanie ogromnymi środkami finansowymi zawsze powoduje, że korupcja jest nieunikniona, bez względu na budowanie piętrowych systemów kontroli. Dotychczas UE wykazała demonstracyjną tolerancję dla korupcji. Tylko jeden z drastycznych przykładów na krótko wstrząsnął opinią publiczną, bo znalazł się sprawiedliwy urzędnik, który zdecydował się na ujawnienie afery. Czy późniejszy los tego sprawiedliwego i bezkarność sprawców afer nie mają wymiaru symbolicznego? Czy powierzanie stanowisk w instytucjach europejskich polskim politykom odpowiedzialnym za korupcję, za niszczenie polskiej gospodarki i finansów, za afery prywatyzacyjne - czy to nie jest korupcja? Czy rażąco wysokie uposażenia wszelkich biurokratów europejskich, pozostające w kompletnej dysproporcji do uposażeń w innych zawodach, niezależne od kwalifikacji, kompetencji, a zwłaszcza pozostające bez związku ze skutkami działań - czy to nie jest korupcja? Spójrzmy przez chwilę na kilku aktywnych zwolenników wcielania Polski do UE, wśród nich zapewne są pretendenci do późniejszych brukselskich synekur - zapowiadają się swojsko. Oto były minister spraw zagranicznych, który piastując tak odpowiedzialne stanowisko, równocześnie pobierał apanaże z dziesięciu rad nadzorczych. Oto były minister finansów, który korzystając z tej właśnie funkcji, we własnym i swoich towarzyszy interesie, podbijał na giełdzie cenę akcji Banku Śląskiego. Oto organizator afer prywatyzacyjnych, który w każdym cywilizowanym kraju nie mógłby pozostawać na wolności, a w Polsce bryluje na scenie publicznej. Oto jedyny w swoim rodzaju geniusz ekonomiczny, wspierający spekulantów finansowych i hamujący rozwój gospodarki. Oto specjalista od nielegalnych pożyczek szmuglowanych w walizce w ramach tajnej współpracy międzynarodowej. Czy od tych ludzi można oczekiwać czegoś pozytywnego dla Polski? Dla Europy? Czy będziemy mieli wpływ na ich postępowanie w Brukseli, jeżeli nawet w Polsce nie potrafimy wyegzekwować odpowiedzialności? Magiczna siła pieniądza związanego z posadami w Brukseli zapewnia negatywną selekcję i ciągłe oliwienie mechanizmów korupcyjnych.
4. Unia Europejska marnotrawi finanse i nie tworzy żadnych zysków. Do instytucji UE przede wszystkim wpłaca się pieniądze, a potem dopiero trzeba uruchomić wielki, także kosztowny wysiłek, by część z nich odzyskać. Marnotrawstwo UE pochłania olbrzymią część środków finansowych, bywa że ich większość, jak pokazała np. historia funduszy pomocowych skonsumowanych prawie w całości przez Europejski Bank Rozwoju. Polska będzie zmuszana do wpłat ogromnych sum, by ledwie część z nich odzyskać na projekty preferowane przez urzędników UE, projekty często niezgodne z naszym interesem narodowym i zawsze współ-finansowane z własnych środków. Nie ma kraju, który hojnie zgodziłby się na altruistyczne wspieranie innych swoimi środkami finansowymi. Na czym zatem oparte są propagandowe twierdzenia o wielkich dotacjach finansowych dla Polski?
5. Unia Europejska prowadzi do szkodliwej unifikacji kultury, obyczajów i produkcji. Centralizacja władzy w UE, wyraźne tendencje do budowy super-państwa i tłumienie narodowej różnorodności, to zubażanie Europy i groźba realizacji totalitaryzmu opartego na technokratycznych strukturach nie poddających się żadnej kontroli. Wyraźne tendencje do ujednorodnienia kultury i obyczajów, które mają tworzyć złudne poczucie jedności, w gruncie rzeczy przekształcają narody w łatwo sterowalne "zasoby ludzkie", bezmyślne, przyjmujące narzucane im mody i nastawione na nieograniczoną konsumpcję. Unifikacja i standaryzacja produkcji wymagana obłędnym pędem do zwiększania efektywności i zysków zabija różnorodność, zwłaszcza tę najbardziej pożądaną, związaną z produkcją żywności. Tutaj mamy najwięcej drastycznych przykładów kompletnej paranoi urzędniczej, a także dramatycznych skutków dostosowywania się producentów do narzuconego wyścigu w pogoni za zyskiem.
6. Unia Europejska narzuca zły i niebezpieczny model rolnictwa. Specyficzna sytuacja Polski w tej dziedzinie jest wymownym przykładem bezrozumnego i niebezpiecznego podejścia ideologów UE. Jest rzeczą oczywistą, że zachowanie modelu rolnictwa, w którym rodzinne gospodarstwa dają utrzymanie i niezależność wielu milionom ludzi, to rozwiązanie najbardziej korzystne wszędzie, a zwłaszcza w Polsce dzisiaj i jutro. W każdym przypadku rozwój w tej dziedzinie musi mieć charakter ewolucyjny, rozłożony na generacje. Mieszkańcy wsi sami powinni decydować o budowaniu związków i wspólnot produkcyjnych zwiększających efektywność, atrakcyjność i zbyt produkowanej żywności. To oni sami mają rezygnować z produkcji rolniczej, gdy znajdą inne, bardziej sprzyjające rozwojowi możliwości. Brutalnie narzucane warunki niszczące gospodarstwa rodzinne, by wypełnić kwoty arbitralnie wymyślone przez bezdusznych, dobrze płatnych urzędników, to bodaj najbardziej jaskrawy przykład, nakazujący zastanowienie się nad tym, o co naprawdę chodzi realizatorom takiej wizji Europy. Wielkoobszarowe gospodarstwa zamieniające kulturę rolniczą w zdehumanizowaną produkcję żywności, rolników w najemników, a produkty rolne w pełne chemii substytuty określane coraz dokładniej normami unijnymi, nie są modelem dobrym dla Europy, a na pewno nie może go zaakceptować Polska.
7. Unia Europejska jest anty-chrześcijańska. Nie ma potrzeby, by przytaczać fakty i klarowne wypowiedzi polityków UE, uzasadniających tę oczywistą tezę, która stanowi wystarczający powód, by Polska pozostała poza strukturami UE. Nie ma w historii Europy żadnego systemu ideologicznego, który mógłby zastąpić chrześcijaństwo w roli fundamentu spajającego życie społeczne. Wszelkie próby takiego zastąpienia zawsze kończyły się tragicznie i pora wyciągnąć nauki. W imię jakich celów te próby są dzisiaj ponawiane? Czy są takie zasady i wartości chrześcijańskie, które mogą budzić zasadniczy opór ludzi niewierzących? Najgorsze przejawy nietolerancji, agresji i okrutnych prześladowań inicjowane były przez siły zwalczające chrześcijaństwo. Pozbawianie narodów europejskich dziedzictwa i fundamentu chrześcijańskiego, wprowadzanie relatywizmu moralnego i ewidentne propagowanie barbarzyństwa w obyczajowości, a zwłaszcza w traktowaniu życia ludzkiego, jest próbą nawrotu do najgorszych tradycji tych destrukcyjnych sił. Jak ktoś chce budować siłę Europy, wyzwalając w ludziach instynkty upodabniające człowieka do zwierzęcia - demoralizacja społeczeństw zawsze prowadziła do upadku - tak padały imperia.
8. Unia Europejska jest anty-demokratyczna. Obserwujemy ciągły proces degeneracji ustroju demokratycznego, a jego skutkiem jest masowa rezygnacja ludzi z udziału w fikcji procedur demokratycznych. Metody socjo-techniczne, monopolizacja środków masowego przekazu, finansowe sterowanie wyborami, a nawet oszustwa wyborcze eliminują niezbędne dla demokracji poczucie skutecznego uczestnictwa. Tak jest prawie wszędzie, ale w strukturach UE demokracja po prostu w ogóle nie działa, mimo wielkich słów i pełnego hipokryzji uwielbienia dla rządów ludu. Jakież to demokratyczne umocowanie mają, kim są, ci wszyscy komisarze, wyżsi urzędnicy i funkcjonariusze, obdzielający się nawzajem zaszczytami, brzęczącą monetą, odbywający kosztowne spotkania, królujący w mediach i decydujący o losach wielkich grup społecznych i narodów? Jak wyłaniane są te grona międzynarodowej nomenklatury, wspierające się nawzajem i nie wahające się, by przy otwartej kurtynie ingerować nawet w personalne sprawy poszczególnych krajów? Czy bezpośrednia sugestia, kto personalnie ma reprezentować interesy Polski, nie będącej nawet jeszcze członkiem UE, to tylko wyskok nieodpowiedzialnego prominenta? Jest znacznie gorzej! Demokracji w UE się nie toleruje, gdy lud powie coś innego niż zaplanowano. Demokrację odesłano w kąt, gdy wybory w Austrii się "nie udały". Tej kompromitacji nie wolno nikomu zapomnieć, tym bardziej, że reakcja na wyniki ostatnich wyborów w Polsce była podobnie histeryczna, choć sankcje nie były jeszcze potrzebne, bo sytuacja nie wymknęła się spod kontroli. Takie użytkowe podejście do demokracji jest charakterystyczne dla UE od samego zarania - "demokratyczne" referendum powtarza się aż do skutku - przegraliśmy, to powtórzymy. Zapewne podobnie skuteczne "uszanowanie" demokratycznego wyboru czeka nas w Polsce, a nie można wykluczyć, że pomiędzy kolejnymi powtórkami będą bolesne sankcje.
9. Unia Europejska nie ma przyszłości, bo nie jest budowana w jedności związanej ze wspólnym interesem wszystkich członków. Mamy raczej do czynienia z doraźnymi wysiłkami godzenia interesów między najsilniejszymi. Często są to interesy sprzeczne i podbudowane wzajemną nieufnością - niedawno ujawniono nawet wzajemne działania wywiadowcze między członkami UE. Dominująca rola Niemiec budzi powszechne obawy, które coraz częściej są artykułowane bezpośrednimi porównaniami z przeszłości. Jest zresztą znamienne, że w społeczeństwie niemieckim obserwuje się stosunkowo najmniej sprzeciwów wobec UE, a trudno wprost pominąć liczne wypowiedzi niemieckich polityków, w których przesyłają swemu społeczeństwu sygnały o realizacji narodowych interesów w ramach Unii. Wobec rosnących problemów gospodarczych i finansowych, sprzeczności będą narastać i nastanie moment, w którym żadne doraźne zabiegi polityczne nie wystarczą, by utrzymać tak sztucznie budowaną jedność. W tej postaci Unia Europejska jest skazana na rozpad - po co więc Polska płaci tak straszliwą cenę i wyrzeczenia.
Europejskie superpaństwo.
Nasza suwerenność.
Przyjrzyjmy się zatem specyficznej sytuacji Polski, tak zapalczywie wcielanej do Unii Europejskiej. Pierwsza i fundamentalna sprawa dotyczy naszej niepodległości i suwerenności. Mówią nam: nie ma dzisiaj kraju w pełni suwerennego, musimy więc też zrzec się części naszej suwerenności. Części?
Jeżeli bezkrytycznie przyjmuje się prawo stanowione gdzie indziej, akceptuje się narzucane ograniczenia, co nam wolno produkować, w jakich ilościach, z kim handlować, jakie spełniać warunki finansowe, jakie podatki nakładać? Jeżeli, wbrew własnym dalekosiężnym interesom, mamy zmieniać strukturę społeczną, rujnować polską wieś, ograniczać produkcję żywności, zmieniać swój jadłospis i stosować idiotyczne normy wymyślane przez chorych technokratów? Jeżeli, zaniedbując sami siebie, mamy dopieszczać różne mniejszości, tolerować paranoję obyczajową, znosić upokorzenia, pozwalać na fałszowanie własnej historii, edukować młodzież według narzuconych z zewnątrz wzorów, a nawet przekazywać w obce ręce sposób w jaki mamy być informowani? Jeżeli mamy oddawać obcym własność naszych banków, całych gałęzi przemysłowych, całych dziedzin produkcji, handlu, a nawet ziemi i terenów rekreacyjnych? Jeżeli wreszcie mamy na każde zawołanie wysyłać swoich żołnierzy, by walczyli o niejasne i często obce nam sprawy, jeżeli mamy organizować wspólną policję, przyjąć wspólną walutę, a ochronę zewnętrznych granic powierzyć obcym formacjom?
To na czym w końcu ma polegać nasza suwerenność? Czy na tym, że jeszcze przez jakiś czas wolno nam będzie mówić po polsku? Śpiewać polskie pieśni? Grać polski hymn? Mieć własne reprezentacje w różnych dziedzinach sportu i powiewać polską flagą?
Każdy naród zasługuje na to, by być suwerenem swoich najważniejszych spraw, gospodarzem we własnym domu - w przeciwnym razie tworzy się potężne źródło konfliktów. Unia Europejska wyklucza utrzymanie suwerenności, bo dzisiaj już nikt nie ukrywa, że chodzi o likwidację państw narodowych. Nikt w Polsce nie kompromituje się już, mówiąc jednym tchem o Unii Europejskiej i Europie Ojczyzn - choć tak niedawno jeszcze używano powszechnie tej zasłony. Unia Europejska jest budowana jako super-państwo, które w zamierzeniach miałoby powtórzyć fenomen Stanów Zjednoczonych.
Ta próba naśladowania Stanów Zjednoczonych skazana jest na niepowodzenie, bo w Europie mamy zupełnie inne warunki początkowe. Stany Zjednoczone budowane były przez ludzi wyselekcjonowanych przez szczególne okoliczności, które ich skłoniły do zerwania z dotychczasowym środowiskiem, by uczestniczyć w budowie Nowego Świata. Każdy, kto w ciągu pięciu wieków płynął przez ocean, mógł mieć własne wizje, ale był przygotowany i z góry akceptował swój udział w tworzeniu czegoś nowego - ci, którzy nie płynęli, tzn. rdzenna ludność, musieli zostać wyeliminowani. W Europie mamy prawie wyłącznie rdzenną ludność, ukształtowaną w długiej i burzliwej historii w grupy narodowe, wrośnięte korzeniami w swoją ziemię, swoją tradycję, kulturę i obyczaje. Jedność musi być budowana stopniowo, ze wzajemnym poszanowaniem, w sprawiedliwości i równości. Unia Europejska jest bardziej próbą powtórki budowy Związku Sowieckiego, choć narzędzie jakim wtedy była przemoc fizyczna zastąpiono dzisiaj przymusem ekonomicznym. To właśnie narzędzie nam pokazują, mówiąc: nie macie alternatywy. Perspektywy jednak są podobne - ta droga musi zakończyć się pełnym fiaskiem. Nie ma żadnej analogii ze Stanami Zjednoczonymi - UE to nie jest układ równych z równymi, z pewnością nie chodzi o autentyczne dobro wszystkich.
Polacy nie powinni mieć tutaj żadnych złudzeń- całe doświadczenie "współpracy" Polski z krajami UE po 1989 roku, to ciąg działań skierowanych na kolonizację naszego kraju. W wielu okresach historii odczuwaliśmy bezwzględny egoizm Europy, na który niczym nie zasłużyliśmy. Mogliśmy oczekiwać, że po gehennie drugiej wojny światowej i narzuconym w jej następstwie zniewoleniu komunistycznym, doceniona zostanie nasza postawa i stworzy się warunki do szybkiej reanimacji i rozwoju. Przecież nie oczekiwaliśmy żadnej szczególnej pomocy, przecież nie liczyliśmy nawet na cząstkę takich kapitałów, które Niemcy wpompowali w swoje wschodnie landy. Mogliśmy tylko mieć nadzieję, że Polsce nie będzie się przeszkadzać, że będzie życzliwa, obustronnie korzystna i sprawiedliwa współpraca.
A jak było? Trudno wprost przytaczać przykłady bezwzględnych działań, przekrętów, oszustw, przekupstwa, straszenia, demagogii, w których uczestniczyły kraje UE z pośrednictwem lokalnych łajdaków, wypranych z szacunku dla własnego narodu, prześcigających się w czołganiu do Europy, nadstawiających piersi po niepolskie zaszczyty i ordery, wyciągających ręce po wynagrodzenia i obietnice synekur. Nie można mówić o życzliwym partnerstwie, gdy widzimy skutki - przejęto nasze banki, opanowano całe gałęzie przemysłu, zlikwidowano jego najbardziej konkurencyjne części, łapczywie przejmuje się handel, środki masowego przekazu, brutalnie niszczy się rolników przejmując zakłady przetwórcze, wreszcie wypycha się Polskę ze wschodnich rynków i blokuje eksport spekulacyjnymi zabiegami wobec polskiej złotówki. A wszystko według planu głośno zadeklarowanego już dawno temu przez jednego z bardziej aktywnych realizatorów takiej polityki: "Polacy nie muszą żyć z własności, mogą żyć z pracy".
We wszelkie układy wchodzi się tylko z partnerem uczciwym, zwłaszcza w sytuacji, gdy nie ma się w ręku narzędzi pozwalających wymusić uczciwe postępowanie. Po 12-letnich doświadczeniach nie musimy sobie niczego wyobrażać, lub antycypować - w przypadku UE nie mamy do czynienia z partnerem uczciwym. Nie sposób pominąć w tym układzie dominującej roli Niemiec, bo nikt nie ma prawa żądać od nas zapomnienia o historii - wręcz musimy o niej pamiętać, by uniknąć błędów. Pełen arogancji stosunek do Polski, zachłanność w przejmowaniu kontroli nad żywotnymi dla naszego narodu dziedzinami, a nawet legalne i nielegalne sięganie po naszą ziemię - to próba osiągania celów, których wcześniej nie udało się osiągnąć wojną. Tak niedługo po zjednoczeniu powraca buta, pogarda dla historii, nawet pretensje i oskarżenia urągające pamięci historycznej. Mamy pełne prawo do uczulenia i obaw opartych na wielowiekowych doświadczeniach. Chcemy współtworzyć dobrosąsiedzki pokój, ale nie wystarczy przebaczenie, potrzebna jest też sprawiedliwość. Wejście Polski do Unii Europejskiej w dzisiejszych warunkach to otwarcie szybkiego procesu likwidacji Państwa Polskiego, przekształcenia Polski w rejon europejski i wielkie zagrożenie dla przetrwania naszego Narodu.
Trzeba jeszcze rozważyć bolesną sprawę stanowiska w tej kwestii niektórych Pasterzy naszego Kościoła, które już zaczyna być nagłaśniane i wykorzystywane jako podstawowy argument. Istotnie niektóre wypowiedzi mogą budzić niepokój, bo przecież daleko im do jasności i precyzji z jaką Ojciec Święty mówi o Europie budowanej jako Wspólnota Ducha. Właściwie we wszystkich sprawach ekonomicznych, społecznych i politycznych artykuł niniejszy zawiera argumenty polemiczne dla każdego kto domaga się wcielenia Polski do Unii Europejskiej - w tych sprawach także polemika z autorami takich wypowiedzi jest uprawniona, przy pełnym szacunku dla Ich mądrości i przenikliwości. Są jednak inne sprawy, sprawy najważniejsze, w których uznanie szczególnych kompetencji i posłuszeństwo jest nakazem. Możemy więc tylko z pokorą pytać: "Dlaczego ukochani Pasterze chcecie nas wprowadzać do tej klatki bez wyjścia?". Słyszymy odpowiedź: "Bo Europa nas potrzebuje i my potrzebujemy Europy". Pytamy więc dalej: "To nie Europa, to Unia Europejska - przecież tam nie ma Boga, tam się z Bogiem walczy?". Odpowiadają nam: " Wy tam Boga wniesiecie, otworzycie Chrystusowi drzwi Europy!". I tutaj rodzą się wątpliwości: Czy my, tak moralnie już osłabieni, tak bardzo zmuszeni do walki o byt, pozbawieni przewodników, upokarzani, już dzisiaj zbałamuceni, czy my potrafimy temu podołać? Przecież warunki będą o wiele trudniejsze, niż te, w których dzisiaj nie potrafimy podjąć wyzwania. Przecież ich narzędzia i metody będą jeszcze bardziej skuteczne, a nasze możliwości obrony jeszcze mniejsze. Więc na co mamy liczyć? Na co Wy liczycie, drodzy Pasterze? Czy naprawdę mamy przestać myśleć i zdać się wyłącznie na Opatrzność? Czy nie powinniśmy z Boską pomocą szukać innej, lepszej drogi? Dla Polski, dla Europy, dla Świata? Musi być inna droga!
Rozważmy zatem alternatywę:
Należy oprzeć się na jednej podstawowej przesłance, którą oczywiście trzeba uzasadnić. Przesłanką tą jest stwierdzenie: "Polska dla Europy jest bardzo ważnym krajem - jest krajem tak ważnym, że zjednoczona Europa nie może się bez Polski obyć".
Przyjęcie takiej przesłanki wprowadza rewolucyjną zmianę w stosunku do dotychczasowego podejścia, w którym Polakom wmawia się, że tylko nam zależy na wejściu do UE, powinniśmy więc nie kaprysić i cieszyć się, że nas w ogóle zechcą przyjąć, bez względu na warunki w jakich to nastąpi. Oczywiście, oparcie się na tej wyjściowej przesłance otworzy zupełnie nowe perspektywy naszego jednoczenia z krajami dzisiejszej Unii Europejskiej. Dlatego trzeba uzasadnić, że powyższe twierdzenie jest prawdziwe i realistyczne.
Polska jest krajem tak dużym terytorialnie i ludnościowo, a także tak centralnie i strategicznie położonym, że żadna wersja zjednoczonej Europy nie może dopuszczać pozostawania jej jako zewnętrznej, niezależnej i samodzielnej enklawy. Można pogodzić się z narodowymi kaprysami Szwajcarii i Norwegii, traktując je jako zjawisko przejściowe, ale pozostawanie Polski poza zjednoczoną Europą podważa zasadniczo sens i hamuje dalszy proces jednoczenia w każdej jego wersji. Szczególnie w realizowanej dzisiaj skrajnie liberalnej wersji zjednoczonej Europy, samodzielna Polska jest zasadniczą przeszkodą, jako duży i centralnie ulokowany potencjalny rozsadnik idei i zachowań sprzecznych z planami globalizacyjnymi. Takie wnioski jasno wynikają z postawy Polaków w dziejach historii dawnej i tej całkiem współczesnej. Podobne rozumowanie zawsze kierowało na nas agresję, dawniej wojenną i rozbiorową, dzisiaj stosującą znacznie bardziej wyrafinowane metody. Poza Polską nie ma w Europie drugiego kraju, na którym tak zdecydowanie i tak wielowymiarowo skupiono by agresję po nowym otwarciu w 1989 roku. Pełne osłabianie i uzależnianie w dziedzinie ekonomicznej i finansowej, pauperyzacja i rozwarstwienie w sferze socjalnej, korupcja i zamieszanie w działaniach politycznych, kompromitacja aparatu sprawiedliwości i fikcja praworządności, bezwład systemu ochrony zdrowia, niszczenie edukacji i nauki, a równolegle, nieoczekiwana i skuteczna deprecjacja zrywu 1980 roku, trywializacja kultury, intensywne i ciągłe ataki podważające wartości patriotyczne, bezprecedensowe akty urągające godności Narodu, także spotwarzanie wartości religijnych, często na granicy bluźnierstwa. Te zjawiska dzieją się z tak oczywistym i wyraźnym wsparciem z zewnątrz, że nie można szukać ich przyczyny jedynie wewnątrz Polski - ta, wyjątkowo intensywna agresja zewnętrznych sił politycznych jest ważną wskazówką dla uświadomienia sobie szczególnego znaczenia Polski w planowanym procesie jednoczenia. Natomiast, bardziej widowiskowego argumentu dostarczyła obserwacja zachowania różnych europejskich kręgów politycznych w momentach kryzysowych w Polsce, zwłaszcza wtedy, gdy powstawało niebezpieczeństwo wymknięcia się sytuacji spod kontroli sił realizujących zewnętrzne zapotrzebowania. Było kilka takich sytuacji, ale najłatwiejszym do przypomnienia jest moment związany z wynikiem wyborów 2001, gdy histeryczne reakcje z zewnątrz przybrały wręcz zaskakujące rozmiary. Nie ulega wątpliwości, że przegranie referendum w sprawie przystąpienia Polski do UE byłoby dla Unii Europejskiej wstrząsem o wiele poważniejszym, niż odrzucenie traktatu nicejskiego przez Irlandczyków, "nieudane" wybory w Austrii, czy nie przyjęcie nowej waluty przez trzy kraje członkowskie. Dlatego powinniśmy docenić swoją wagę i, pozostając poza UE, stawiać twarde warunki określające naszą wizję jednoczenia Europy.
Mamy w tej sytuacji wyjątkowy komfort wynikający z historycznej spuścizny, którą pozostawili nasi Przodkowie. Polska swoją konsekwentną postawą i poświęceniem dla dobra całej Europy zawsze brała na siebie o wiele więcej obowiązków niż jakikolwiek inny europejski kraj, z tego powodu zbieraliśmy baty, cierpieliśmy, odpieraliśmy agresję, mimo to trwaliśmy przy słusznych zasadach. I zawsze mieliśmy rację, zawsze bieg wydarzeń przyznawał nam rację. I wtedy, gdy odpieraliśmy hordy ze wschodu, broniąc chrześcijaństwa, i wtedy, gdy przeciwstawiliśmy się krzyżackim wypaczeniom naszej wiary, gdy dawaliśmy pierwsze wzory jednoczenia i współpracy równoprawnych narodów, gdy pokazywaliśmy praktycznie na czym polega tolerancja, gdy przyjmowaliśmy zewsząd wypędzanych Żydów, gdy próbowaliśmy wprowadzać demokrację, gdy walczyliśmy prawie wszędzie o wolność "waszą i naszą", gdy powstrzymaliśmy bolszewicką nawałnicę, gdy Hitlerowi powiedzieliśmy "nie!", przyjmując w osamotnieniu straszliwe ciosy, także wtedy, gdy przeciwstawiliśmy się komunistycznemu zniewoleniu w czasie, gdy dzisiejsi organizatorzy Europy skwapliwie współpracowali z totalitarnym systemem.
Dlatego mamy prawo dzisiaj oczekiwać, że nasze obawy i ostrzeżenia będą docenione. W referendum powiemy, że takim modelem jednoczenia Europy jakim jest Unia Europejska nie jesteśmy zainteresowani. Zaczekamy na zewnątrz i wspólnie wypracujemy zasadnicze zmiany, które będą warunkiem naszego udziału w jednoczeniu równoprawnych narodów.
Europa musi twórczo przemyśleć całą swoją historię i krytycznie spojrzeć na cały okres po rewolucji francuskiej. Tutaj rozpoczęła się pycha Człowieka i walka z Bogiem, która wstrząsnęła fundamentem naszej cywilizacji i rozpoczęła całą serię nieszczęść i prawdziwych kataklizmów. To leży u podłoża niesprawiedliwości, egoizmu i nierówności, które muszą przynosić dalsze wstrząsy. To jest podstawą tworzenia orwellowskiego świata w Unii Europejskiej, gdzie technokracja, biurokracja i pozbawieni skrupułów politycy chcą być panami życia i śmierci.
Polsce natomiast potrzebny jest jeszcze czas, aby bez ingerencji z zewnątrz uporządkować swoje sprawy. Rozwój życia politycznego musi wyłonić wreszcie przywództwo prawdziwie reprezentatywne dla naszego narodowego interesu, który przecież nigdy nie był sprzeczny z interesem innych narodów. Gospodarczo Polska musi się umocnić, Polacy muszą odzyskać kontrolę nad swoimi finansami, nad gospodarką, handlem, by stworzyć możliwości budowania własnego dobrobytu, równowagi społecznej i perspektyw na przyszłość. Jeżeli Polsce nie da się tej szansy, jeżeli będą zakusy na ukaranie nieposłusznego narodu, to będzie to najbardziej wymowna wskazówka, o co w tym wszystkim chodzi. Szantażu nigdy nie wolno przyjmować, ale warto też pamiętać, że nie jesteśmy sami, że mamy sprzymierzeńców, mamy nawet wśród innych narodów całe grupy obserwatorów, którzy z nadzieją oczekują jak się zachowamy. W gruncie rzeczy społeczeństwa europejskie są w swej przeważającej większości wspaniale przygotowane do innego, bardziej sprawiedliwego sposobu jednoczenia - dobro jest powszechne, choć zło tak łatwo demonstruje swoją obecność.
Stoimy wszyscy przed wielkim wyzwaniem, musimy uruchomić wyobraźnię, musimy porozumieć się z europejskimi narodami ponad głowami obecnych polityków. Dzisiaj przede wszystkim musimy uniknąć historycznego błędu jakim byłoby przystąpienie w obecnych warunkach do Unii Europejskiej - to byłoby trudne do naprawienia, byłby to prawdziwy skok w przepaść.
Pora, by podsumować te obszerne rozważania. Starałem się przedstawić możliwie kompletnie argumenty podważające sens przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, a także wskazać na związane z tym zagrożenia dla Polski i dla Europy. Szczerze mówiąc, nie liczę na merytoryczne odpowiedzi zwolenników UE. Mają oni coraz bardziej wyraźne trudności z uzasadnieniem swojego stanowiska, a zatem z pewnością poprzestaną na dalszym nękaniu ludzi jednostronną propagandą. Warto im jednak wciąż uświadamiać, jak bardzo nieuczciwe jest postępowanie, w którym wykorzystuje się państwowe środki dla propagowania jednego tylko stanowiska. Kiedyś Naród upomni się o pieniądze marnotrawione w taki sposób.
Liczę, natomiast, na reakcję tych, którzy podzielają przedstawiony tutaj punkt widzenia i pomogą uzupełnić argumentację bardziej szczegółowym omówieniem niektórych spraw. Szczególnie pożądanym odzewem byłoby rozwinięcie twórczej debaty na temat alternatywnego sposobu jednoczenia Europy. Może powinno się rozpocząć od wypracowania tak dawno postulowanej i oczekiwanej Karty Praw Narodów.
Kraków, 4 styczeń 2002 Rafał Broda
Klub "Myśl dla Polski"
Jestem emerytowanym profesorem w dziedzinie fizyki jądrowej. Zawsze występuję pod własnym nazwiskiem.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka