Kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Fot. PAP/EPA/HANNIBAL HANSCHKE/Canva
Kanclerz Niemiec Olaf Scholz. Fot. PAP/EPA/HANNIBAL HANSCHKE/Canva

Reparacje od Niemiec? To przecież normalne negocjacje

Rafał Woś Rafał Woś Rafał Woś Obserwuj temat Obserwuj notkę 124
Postawienie tematu reparacji wojennych od Niemiec to dość oczywista konsekwencja tego, jak Komisja Europejska (z błogosławieństwem Berlina) pogrywa z Polską w ostatnich miesiącach.

Przykręcanie Polsce śruby

Dziwie się tym, którzy się dziwią. I nie rozumiem tych, co nie rozumieją.

Polecamy:

Błyskotliwa akcja hakerów, zaatakowali rosyjskiego Ubera. Paraliż Moskwy

Niepokojące wieści z Rosji. Polska na celowniku

Sekwencja wydarzeń wydaje się przecież najzupełniej spójna i logiczna. Ale może nie dość przypominania. Zacznijmy od tego, że mniej więcej rok temu Komisja Europejska postanowiła ostatecznie przywołać krnąbrną Polskę do porządku. Rząd PiS nie podobał im się oczywiście od pierwszego dnia. Parę lat zajęło jednak udawanie, że przecież trzeba się dogadać. Działo się to ku wielkiemu i nieskrywanemu niezadowoleniu polskich anty-PiS-owców, którzy nie raz domagali się od Europy przykręcenia Polsce śruby.

Strategia Berlina i Brukseli

Berlin i Bruksela tę swoją strategię - przypominającą szkołę aktorstwa Romana Wilhelmiego („dowalić-odpuścić-dowalić-odpuścić”) - już wobec Polski kiedyś testowały. Za pierwszego PiS-u kanclerz Angela Merkel spacerowała z Lechem Kaczyńskim po plaży nad Bałtykiem i zapewniała o niemieckim zrozumieniu dla polskich obaw. A z drugiej strony w niemieckich mediach trwał festiwal złośliwości i portretowania rządzących Polską demokratycznych przywódców jako „półfaszystów” i „kieszonkowych dyktatorów”.

Wtedy to wystarczyło. Kaczyńscy przegrali wybory i w relacjach polsko-europejskich zapanowało coś, z perspektywy Niemiec jest „normalnością”. Polega zaś na tym, że Warszawa z grubsza robi to, czego się od niej oczekuje i zajmuje przewidziane dla nas miejsce w szeregu. No ewentualnie - jak Radosław Sikorski w 2011 roku - domaga się od Niemiec „więcej odważnego przywództwa”. Ale - ku obrzydzeniu unijnego establishmentu - pisowski enfant terrible powrócił. Co gorsza, tym razem nie wygląda na to, by dało się go znów tak łatwo przeczekać. Więcej nawet, w międzyczasie Polska zaczęła podburzać inne kraje Europy i lansować jakieś własne pomysły. Jakieś Trójmorze, inna polityka wobec Rosji, sprzeciw wobec polityki klimatycznej. Tego było za wiele.

"Zagłodzić Polskę"

Tak mniej więcej rok temu zapadła więc decyzja, że z Polską trzeba ostrzej. „Zagłodzić ich” - powiedziała europosłanka Katarina Barley. I tak się właśnie stało. Pieniądze na KPO zostały aresztowane i służą do machania nimi Polsce w nadziei, że część wyborców zgłupieje i wyłączną odpowiedzialnością za ich brak obciąży PiS. Ten żenujący - i znamionujący dość otwartą pogardę dla demokracji i prawa krajów członkowskich do samostanowienia - spektakl trwa od roku. I stawiam - obym się mylił - że potrwa dokładnie do dnia polskich wyborów roku 2023. Jak PiS przegra to nagle wszystko stanie się możliwe i wszelkie przeszkody ustąpią.

A jeśli PiS nie przegra? No właśnie. To jest chyba ten element, którego stare europejskie elity w swym paternalistycznym postrzeganiu nowych krajów członkowskich kompletnie nie biorą pod uwagę. Im się nadal wydaje, że w tej części Europy mieszkają wygłodniali tubylcy, którzy za „euro z Unii” gotowi są sprzedać ostatnią parę dziurawych kaloszy. Tymczasem nastroje w Polsce są inne niż te 15 albo nawet 10 lat temu. Owszem, liberalne elity wciąż mają duże możliwości nakręcania zbiorowej histerii - na zasadzie „olaboga, co też sobie o nas w Europie pomyślą!”. Ale to zjawisko jest coraz słabsze. Coraz większa część wyborców (i to nie tylko twardych PiS-owców) jest świadoma tego, że Europa pogrywa z nami nie fair. I że w sumie to można by się jej trochę postawić.

Zbrodnie wojenne Niemców to fakt

Dla nich oficjalne ogłoszenie, że będziemy się domagać od Niemiec reparacji za zbrodnie wojenne jest zupełnie zrozumiałym elementem negocjacji z nieprzychylnym partnerem. Nikt tu nie oczekuje, że Niemcy rażeni nagłymi wyrzutami sumienia prześlą nam na konto w NBP te 6 bilionów 220 miliardów 609 milionów złotych.

Każdy rozsądny i nie zacietrzewiony obserwator jest świadom, że ten rachunek (z resztą niewzięty z sufitu, bo wojenne zbrodnie Niemców to fakt a nie żaden wytwór antyniemieckich propagandy) jest pałką, która ma pomóc w sparowaniu kolejnych ciosów spadających na nas ze strony Berlina.

Wedle zasady: może być miło, ale może też być niemiło. Decydujcie. Wróćmy do grania piłką, a nie pałką. A piłka jest - drogie rządzie Republiki Federalnej - po waszej stronie. 

Rafał Woś

Czytaj dalej:

Orlen dostarczy MPK Poznań paliwo wodorowe. Jest umowa

Biden rzucił poważne oskarżenie w stronę Trumpa. "Reprezentuje ekstremizm"

Będzie kolejny HiT. Drugi podręcznik ma być alternatywą dla Roszkowskiego

Rząd rozprawi się z wyłudzeniami dodatku węglowego. Nowelizacja jeszcze we wrześniu

Klęska Putina. Jego plan upadł, rosyjska armia ma związane ręce

Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka