źródło: Facebook
źródło: Facebook

Pierwszy rozbiór Konfy. Ekipa Mentzena popełniła kardynalny błąd

Rafał Woś Rafał Woś Rafał Woś Obserwuj temat Obserwuj notkę 188
W tej kampanii wyborczej liczy się już tak naprawdę tylko jedno pytanie. Kto pożywi się bardziej na trwającym właśnie rozbiorze poparcia dla Konfederacji?

Kampania pod znakiem migracji i prywatyzacji

Zastanawiacie się dlaczego końcówka kampanii rozgrywa się wokół tematu migracji? I dlaczego grzeją go obie strony: zarówno PiS jak i KO? Albo inne pytanie: dlaczego Trzecia Droga tak bardzo pompuje Ryszarda Petru, a ten w mediach odpala wszystkie swoje prastare fajerwerki z postulatem prywatyzacji Orlenu, PKO BP i Pekao SA na czele?

To przecież bardziej niż oczywiste, że nie chodzi tu już o przekonanie jakichkolwiek niezdecydowanych albo mitycznych (bo nie wiadomo, czy jeszcze w Polsce istniejących) wyborców centrowych. Jedyna gra jaka tu się jeszcze toczy to ta o rozbiór Konfederacji. A jest co rozbierać. Konfa wyrosła w wiosenno-letnich sondażach przerażając wszystkich naokoło: i PiSowców i antyPiSowców. Poważnie zrobiło się zaś wtedy, gdy z symulacji podziału mandatów zaczęło wychodzić, że bez poparcia Mentzena i spółki ani jedni ani drudzy nie będą w stanie sformułować po wyborach większościowego rządu.


Strategiczny błąd Konfederacji

Ale wtedy Konfiarze popełnili strategiczny i zasadniczy błąd. Powinni byli ogłosić, że cieszy ich bardzo ta rola języczka u wagi i że czekają na oferty od jednej i drugiej strony politycznego sporu od poniedziałku do piątku w godzinach 14-16. I zobaczyć jak zaczynają do nich puszczać oko ludzie Kaczyńskiego, a Tusk wysyła przez umyślnych kwiaty oraz czekoladki. Na swoje nieszczęście (spowodowane zapewne brakiem politycznego obycia) Konfederacja zaczęła jednak symetryzować. Ogłaszając, że PiS PO jedno zło i że oni z nikim po wyborach w żadną koalicję wchodzić nie będą, bo nikt „nie jest ich godzien”.

I to była właśnie ta wtopa. Strzał w stopę - jak to się czasem (z angielskiego) - określa. Deklaracja o braku zainteresowania rządzeniem wywołała dwie reakcje. Jedną u swoich potencjalnych wyborców, którzy - osłupiali - zobaczyli, że stawiają na partię, na którą trochę nie wiadomo po co głosować. Bo ta partia nie ma najmniejszej ochoty na rządzenie. To trochę tak, jakby kandydat na stanowisko nowego selekcjonera reprezentacji Polski w piłce nożnej ogłosił, że on - broń Boże - nie zamierza walczyć o żadne zwycięstwa. I po takiej deklaracji - zadowolony z siebie - oczekiwał, że PZPN zaoferuje mu kontrakt.


PiS i antyPiS: Z Konfederacji nic nie będzie

Ale była jeszcze druga konsekwencja. Oto zarówno PiS jak i antyPiS zobaczyły, że z tej Konfy nic nie będzie. I zamiast się do niej wdzięczyć przystąpiły do jej bezceremonialnego ostrzału. Z jednej oskarżając Mentzenowców o „dzieciuchowatość” i brak powagi (Kaczyński). Z drugiej (antyPiS) wytaczając przeciwko nim dobrze znany arsenał oskarżeń o faszyzm i skrajną prawicowość. Po fazie ostrzału i straszenia wyborców Konfy, że ich głos się zmarnuje zaczął się faktyczny rozbiór elektoratu. Uderzenie poszło na tych kierunkach, które stanowią i zawsze stanowiły specjalność Konfederacji. Nie jest więc przypadkiem, że to właśnie migracja stała się tak wielkim tematem tej kampanii. I PiS i antyPiS wiedzą bowiem, że ta kwestia zawsze była dla elektoratu środowisk narodowych szczególnie ważna.

Drugie pole to oczywiście nóżka libertariańska, na której Konfa tez mocno stała. Tu antyPiS ma lepsze karty, bo PiSowcy jednak już jakiś czas temu z „dziecięcej choroby liberalizmu” się wyleczyli. I trudno by im było wiarygodnie argumentować za małym państwem albo iść w zawody o to, kto będzie większym społecznym darwinistą. Ale opozycja może to robić i robi jak najbardziej. Niezawodny Ryszard Petru został odpalony by rzucić wyzwanie Mentzenowi na to, kto głośniej podniesie rytualny lament na „zły los prześladowanego polskiego przedsiębiorcy”. Albo jak szybciej sprywatyzować wszystko wokoło, bo przecież „prywatne zawsze lepsze od państwowego”.

W sondażach rozbiór już widać. A Konfederacja z marzeń o 15 proc. skończy raczej w okolicach 10 proc. Albo nawet mniej. Pytanie tylko kto zada im więcej strat: czy PiS czy antyPiS? I to jest pytanie, które powinno zdecydować o wyniku tych wyborów. A odpowiedź na nie będzie widać już niedługo - właśnie na ostatniej kampanijnej prostej.

Nie odchodźcie więc od radioodbiorników.

Rafał Woś

Fot. Sławomir Mentzen i Krzysztof Bosak. Źródło: Facebook/Canva 

Czytaj dalej:



Rafał Woś
Dziennikarz Salon24 Rafał Woś
Nowości od autora

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka