Aleksander Chłopek - outsider221 Aleksander Chłopek - outsider221
1065
BLOG

W trzynasty dzień grudnia, o świcie.

Aleksander Chłopek - outsider221 Aleksander Chłopek - outsider221 Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 63

W tamtą niedzielę kończyłem 35 lat. Od tamtej niedzieli mija dziś również 35 lat. Czas przełamuje się w połowie. Zycie trwa.

Że coś przygotowują, wiedziałem od kilku miesięcy. Już w październiku 1981 r. ostrzegałem szefa gliwickiej oswiatowej "Solidarności". Bez skutku, bez refleksji.

Najbliżsi, którzy zgromadzili się na urodzinach, spali w najlepsze, gdy próbowałem wczesnym rankiem regulować zaprószony ekran telewizora. I nagle ukazał się generał. Przecieraliśmy zaspane oczy, nie bardzo rozumiejąc, że to już nie sen. Skurcz serca, strach.

W ciągu pół godziny dom opustoszał, siostry i bracia z rodzinami odjeżdżali w pośpiechu. Ja biegłem do szkoły usuwać ślady "zbrodni", by zdążyć, zanim się zjawią. Zdążyłem.

By być zupełnie szczerym, trzeba przyznać, że wraz z trwogą, nawet przerażeniem, poczułem wówczas także ulgę. Stan napięcia ostatnich miesięcy był nie do wytrzymania. Teraz wreszcie wszystko stawało się jasne. Mogliśmy już bez dyplomacji i koniecznej ostrożności, określić swoje stanowiska i podjąć otwarte działania. Wprowadzając stan wojenny,  odsłonili się. Skończyło się kłamstwo. Stanęliśmy w prawdzie - oni też. Choć, jako że komuna żyje z kłamstwa i w kłamstwie, próbowali wmówić nam, że to "S" przygotowywała zbrojne powstanie. W kraju, w którym stacjonowała liczna Armia Czerwona i trzymano w pogotowiu Ludowe Wojsko!!!

Ulga, jak nieoczekiwanie się pojawiła, tak szybko minęła. Opór był znikomy, aresztowania powszechne, a "Solidarność" uwięziona. Bohaterstwo górników i hutników wstrząsało, ale tragiczny koniec uświadamiał, że generał jest zdecydowany na wszystko. Głos tak zwanego wolnego świata był, jak zawsze, współczujący i odrealniony. Zdany tylko na siebie, oczekiwałem w każdej chwili aresztowania.

Dziś trzeba się przyznać do tego, co jest z pewnością dla nas nieco wstydliwe: że stan wojenny odebrał nam nadzieję. Nadzieję na przyszłe normalne życie, na realizację własnych planów zawodowych, na osobisty rozwój, na swobodę wyrażania własnych przekonań. Na nasze prawo do wolności osobistej i narodowej. Byliśmy wówczas przekonani, że już do końca życia przyjdzie nam wegetować w PRL-u i to w tym najgorszym, bo wojskowo-esbeckim wydaniu. Cofnięto nas przecież do rzeczywistości przypominającej przełom lat czterdziestych i pięćdziesiątych. Niepokornych się pozamyka, gdzieś wywiezie, w najlepszym razie odsunie na margines życia zawodowego i społecznego, resztę się złamie i zmusi do podpisania tzw. "lojalki", co było równoznaczne z wyrzeczeniem się wczorajszych jeszcze idei oraz ze zdradą uwięzionych kolegów. Straciliśmy nadzieję w wymiarze osobistym. Bo że naród przetrwa i zwycięży, dla mnie nie ulegało nigdy wątpliwości. Stąd wzięło się tajne nauczanie i próba wytrwania w pracy nauczycielskiej, jak długo się da. Wierzyłem, że moi uczniowie doczekają.

Ten stan naszej świadomości trzeba przypominać, zwłaszcza młodszym, tak skorym dziś do surowych ocen, do potępiania, bez uwzględniania historycznego kontekstu. Mnie przywrócił dopiero nadzieję na możliwość wcześniejszych zmian o. Jan Siemiński, nasz duchowy opiekun w Duszpasterstwie Ludzi Pracy. Ale to było dopiero w roku 1986.

Z życiem bez perspektyw, być może bez pracy, a jeżeli z pracą, to z nieuchronnymi represjami, pogodziłem się z bólem, choć bez wahania. Tak, jak godzić się trzeba z tym, co nieuchronne. Ale nie potępiam tych, którzy nie udźwignęli ciężaru tej świadomości i okazali się słabsi. Z różnych względów -  to często kwestia rodzinnego domu, wyjątkowych nauczycieli i katechetów, a także w ogromnym stopniu właściwych lektur.  Więc dość powszechne było podpisywanie "lojalki". Rozgrzeszał ten akt, pamiętajmy, list pasterski Prymasa Glempa.  Sam, po wyjściu wtedy z Kościoła, miałem chwilę wewnętrznej rozterki.

Jak napisałem: nie potępiam. Oceniam surowo tylko tych, którzy ukrywali, czasem ukrywają nadal, swoje chwile słabości, narażając się tym samym w III RP na szantaż służb. Jak dowodzi najnowsza  historia  - skuteczny często szantaż.  I to jest niewybaczalne.

I tak oceniam posła Piotrowicza. Nie ukrywał swojego życiorysu, choć się nim specjalnie nie chwalił. Bo nie było czym. Mam mu jedynie za złe, gdy mówi, że "niczego się w swoim życiorysie nie wstydzi". Tu się różnimy mocno. 

Akces do PZPR był naganny. Nawet w sytuacji, gdy wydawało się, jak mnie wówczas, że nie mam innego wyjścia. Już po pierwszych dwóch zebraniach czułem się podle i wstydziłem się swej decyzji. Powstanie "Solidarności" dawało szansę na rehabilitację, na odzyskanie honoru. Tak rozumiałem obronę mojego Związku "S" i naszych wartości na posiedzeniach partyjnych - i to obronę skuteczną. I udokumentowaną. A stan wojenny był w jakimś paradoksalnym sensie osobistym wyzwoleniem. Partia odsłoniła swoje przestępcze oblicze. Decyzja mogła być tylko jedna, z pełną świadomością, że zapłacę za to wysoką cenę. 

Tylko wartości wyższego rzędu mogły usprawiedliwić w tamtym czasie trwanie w organizacjach komunistycznych. Ja ich w moim przypadku nie widziałem. Piotrowicz inaczej oceniał swoje możliwości i nie mnie go osądzać. Był prokuratorem, mógł ludzi ratować, chociaż oni nie musieli o tym wiedzieć, bo nie mogli.

Jak wiele dobrego mógł uczynić jeden przyzwoity człowiek po tamtej, komunistycznej stronie,  napiszę jutro. W oparciu o dokumenty.  Na dziś wystarczy.

 

 

 

Pochodzę z wielodzietnej rodziny z ośmiorgiem dzieci, znam wartość takiej rodziny i bardzo wiele zawdzięczam Rodzicom i Rodzeństwu. Od 18 roku życia byłem inwigilowany przez SB i objęty prze te służby wielokrotnie operacjami rozpracowującymi. Przepracowałem 35 lat w zawodzie nauczycielskim jako polonista, dwie kadencje w Sejmie, w Klubie parlamentarnym PiS. Od 12 lat bezpartyjny. Obecnie na emeryturze, ze statusem represjonowanego politycznie w PRL. Uczestniczę w lekkoatletycznej rywalizacji sportowej na Mistrzostwach Polski Mastersów, zdobyłem kilkanaście medali, w tym 7 złotych (w skokach: wzwyż, w dal, trójskok i o tyczce). Sympatyk PJJ.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura