Od zawsze prowadziłem wojny śmietnikowe. Tak się dla nas niefortunnie ułożyła lokalizacja wejścia do mieszkania, że musieliśmy przechodzić codziennie razy kilka, tuż, tuż obok dwóch kontenerów na śmieciowe odpadki. I w tym miejscu zaczynały się schody …
Niektórzy sąsiedzi uczciwie „pochylali się” nad problemem utylizacji i samym śmietnikiem. Podchodzili powoli. Z namaszczeniem. Delikatnie stawiali worek lub worki z odpadkami na ziemi. Ostrożnie podnosili pokrywę kontenera. Z zapobiegliwości. Żeby zminimalizować ryzyko rozpłaszczenia się na ich własnym obliczu, gwałtownie eksplodującego i zjeżonego ze strachu kota, którego ktoś wcześniej nieopatrznie zamknął ...
Inni jak to inni. Z odległości kilku metrów brali potężny zamach i wór leciał lotem koszącym w stronę … Często gęsto rozbijając się o ściankę kontenera, pobliski parkan, lub zamknięte wieko.
I w tym miejscu otwierało się moje pole dla mojej działalności. Wcale nie artystycznej. Zdzierżyć nie mogłem i spać spokojnie ze świadomością, że muszę egzystować (zdarzało się raczej na okrągło) tuż przy wysypisku śmieci. Ba ! Przechodzić przez góry śmieci, ażeby wejść do własnego mieszkania.
Interwencje, wszystkie możliwe zdały się psu na budę. Bo to Polska Panie. A więc chcąco niechcący jak rzekł kiedyś niewiarygodny klasyk – wzionem sprawy w ręce swoje. I przez dwa lata wspomagałem Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania i naginałem sprzątanie terytorium dokoła kontenerów rzecz jasna w grubych rękawicach ochronnych. Od chwili czynnego udziału mego w powolnym procesie zbliżania się cywilizacji zachodniej przynajmniej w kwestii elementarnej bo śmietnikowej dbałości o porządek – spałem spokojnie i już nie wstydziłem się wstępujących na me gościnne pokoje gości.
Zaniechałem prac społeczno-śmietnikowych wyjeżdżając za granicę. Kiedy na miejscu już na tyle okrzepłem, zacząłem rozglądać się dookoła. Stwierdziłem z satysfakcją (in minus), że europejczycy zachodni, nawet w kwestii śmietnikowej wyprzedzają nas o lata świetlne.
Dla każdego gospodarstwa domowego przypisane są bowiem dwa schludne pojemniki na odpadki. Przy czym każde gospodarstwo domowe dysponuje rocznym grafikiem przyjazdów firmy po nieczystości. Każde gospodarstwo domowe wyjeżdża ze swoje posesji w określonym dniu (same pojemniki są lekkie jak piórko i na kółkach) na chodnik. A po powrocie z pracy odpiera z chodnika i zawozi na zaplecze budynku. Do specjalnych skrytek. Lub obudowanych miejsc w przydomowych ogródkach.
I co ? I czysto jest ! Wszędzie ! I o ten zdawałoby się drobny element higieny zachodnia Europa wyprzedza wschodnią. W cuglach. A kiedy My dogonimy tę czystą Europę ? Obawiam się, że nie w tym stuleciu ...
Inne tematy w dziale Polityka