Ubolewamy, łkając nocką późną w prześcieradło nad francuskimi wydarzeniami. Ludzie ogólnie są pokręceni i dlatego spodziewamy się natężenia agresji. Prawie niemożliwej do wykrycia przed atakiem. Zastanawia nas jednakowoż wybiórczy napad histerii w związku z wydarzeniami w paryskiej redakcji. Wyrażający się słusznymi protestami wszystkich i wszędzie. Natomiast od wielu już miesięcy giną cywile w Doniecku i Ługańsku i nie widać ani słychać o protestacyjnych marszach, spotkaniach ogarniętych entuzjazmem żalu premierów i prezydentów, że o pogrążonym w żałobie entomologu w tym miejscu nie wspomnimy.
Po naszemu efekt upadających kostek domina ma się dobrze. Bez względu na to czy komuś to się podoba czy nie. Boli nas, że niepotrzebna śmierć w redakcji jest "be" a ta sama w Ługańsku już trochę inna. Bo absolutnie obojętna. Straszne to.
Czasem emigracja ma swoje plusy dodatnie. Z odległości, nie będąc w środku omiatamy spojrzeniem akwen od Bugu po Odrę. I dochodzimy do pozytywnego wniosku, że dziś akurat w niedzielny poranek nie chcielibyśmy za Chiny Ludowo Demokratyczne uczestniczyć za skarby żadne w żebraczej hucpie. W sposób, który z natury rzeczy pomija takt, wyczucie i dobry smak.
Przy czym nie interesuje nas czy i co dyrygent ugrywa sobie „na boku”. Jeśli w ogóle ugrywa. Może poczuł się już tak pewny siebie, że ma głęboko w nosie wszystko i wszystkich ? Co też zupełnie zgodne byłoby z naturą homo sapiens. Obrzydliwą naturą.
Ponadto natrętny, nachalny, oparty o KRZYK sposób dyrygentowej narracji wyzwalał w nas zawsze niszowe uczucia. Z obrzydliwością na pierwszym miejscu. Ale to jest tylko nasze zdanie. Po tylu latach bardziej cyrkowego spektaklu myślimy, że jeśli ogólnonarodowa kwesta cokolwiek pożytecznego „wspiera”, to powinna odbywać się bez sztucznej pompy i hałasu z harmiderem. A w sposób dyskretny i wyważony.
Dawno temu właściciel dużej restauracji w której pracowałem kazał mi przyjść w serduszkową niedziele o dwunastej rano. Dla nas rano bo sobotniego wieczoru pracowaliśmy też do dwunastej. W nocy. I uwaga. Ciepło było więc osiłkom zlecił wystawienie FORTEPIANU na ulicę. Młode i ładne kelnerki wyposażył w puszki i w ten sposób podpisał się pod ogólnopolską akcją. Trzepiąc jak leci wracających z kościoła mieszczan.
Poza tym nigdy nie braliśmy udziału w pokazach fajerwerków, koncertów wcale nie za darmochę. Apropos. Podczas pamiętnej niedzieli z ulicznym fortepianem, wszyscy zainteresowani wzięli swoją kasę. I nikt nie wybrzydzał. I nikt nawet nie pomyślał żeby wpisać się w ogólnonarodowy „trynd” oparty o wyimaginowaną dobroczynność. I tego się trzymajmy …
Inne tematy w dziale Polityka