prawo cytatu
prawo cytatu
kierownik karuzeli kierownik karuzeli
635
BLOG

Bajka o aborcji

kierownik karuzeli kierownik karuzeli Aborcja Obserwuj temat Obserwuj notkę 9

Czasami ją spotykałem. W parku. Siadała na ławce i karmiła wróble. A i gołębie przylatywały. Czy inne ptaki? Nawet takie strojne, nieznane, kolorowe. Chociaż najwięcej było naszych polskich szarych wróbli. Jaka była to kobieta? Kobieta była stara. Pomarszczona. Ale za to na głowie miała gustowny kapelusik. I chyba miała dobre serce, bo wróble ją lubiły. Pewnego razu, usiadłem obok niej, i ni to z gruszki, ni z pietruszki, zapytałem, czy miała męża?

Stara Kobieta - Męża to nie.... Raczej takiego pół męża. Ale dziecko tak. Dziecko, tak. Kobieta musi mieć dziecko. Teraz wiele kobiet boi się rodzić, boi się dzieci, boi się obowiązków. Ale ja zawsze chciałem mieć dziecko, chociaż na dwie zmiany do fabryki biegałam.

Ja – Kobieta musi mieć dziecko?

Stara Kobieta – Tak. Ja te swoje urodziłam w szpitalu. Potem do łóżka przyniesiono mi dziecko, i powiedziano – Proszę. To pani córka - A więc Bóg chciał, aby to była córka.

Ja - To pani wcześniej nie wiedziała? Syn będzie czy córka?

Stara Kobieta - Ano nie. I nie chciałam widzieć. Teraz wszystko się wie. Kiedyś tak nie było. Zresztą traktowałam dziecko, jako cudowny prezent. Czy chciałbyś prezent urodzinowy odpakować dzień przed urodzinami?

Ja - Raczej nie

Stara Kobieta - Widzisz. Bóg to ustalił, że będzie to córka i dobrze. Tylko, że ja wcześniej, w swojej głupocie nie ustaliłam ze swoim, jakie dać jej imię? Chociaż mój, coś tam wspomniał o Marii, bo takie imię nosiła jego babka. Ale ja sobie Helenkę wymyśliłam, a raczej imię Nela, bo mój dziadek, w Pustyni i w Puszczy mi czytał. I to imię bardzo mi się podobało. Tak sobie kalkulowałam, że jak będę miała córkę Nelę, to ona będzie jeździła po całym świecie. Może nawet do Afryki sobie pojedzie. I kiedy tak rozmyślałam nad imieniem dla mojej córki, to przysnęłam, a po kilku godzinach gdy się obudziłam, to usłyszałam jakieś głosy i płacz dzieci. Ktoś wszedł czy wyszedł. Chyba mąż kobiety, która leżała obok. Pamiętam, że to był taki bardziej brunecik. Przyniósł jej kwiaty i uśmiechał się. Chciałam nawet podnieść głowę i zobaczyć, jakie to są kwiaty, i posłuchać, co mówi do żony? Ale przecież głupio tak podglądać, wiec tym bardziej oczy zacisnęłam i leżałam, niby to śpiąc. Potem ten jej mąż wyszedł, ale zaraz przyszedł następny mąż. Pokaźny, w garniturze.

Ja – W prążki?

Stara Kobieta - Dlaczego w prążki?

Ja - Kiedyś mi pani opowiadała o przystojnym mężczyźnie w garniturze w prążki.

Stara Kobieta - Nie, nie, to nie był ten. Potem odwróciłam się do ściany. Nie chciałam, aby ktoś zobaczył jak płacze. I gdyby na świecie były pastylki na znikanie, to zaraz bym je połknęła i zniknęła na wieki wieków amen. Jednak tak, aby nikt tego mojego znikania nie widział. Chociaż znikać nie powinnam, ponieważ miałam córkę, która nie ma jeszcze ustalonego imienia. Na szczęście pastylki na znikanie nie połknęłam, tylko sobie wymarzyłam, że mój niby mąż także przyszedł do szpitala. Nawet bez kwiatów i bez garnituru w te prążki. Ważne tylko, aby coś mi powiedział

Ja – Oczywiście. W takiej sytuacji dobrze coś powiedzieć kobiecie.

Stara kobieta – Nawet, dzień dobry. Albo... Jak się czujesz złotko? Urodziłaś już to nasze dziecko? Podobno ma mieć na imię Nela ? Tak, zgadza się – wtedy bym mu odpowiedziała. A jak będziemy mieć jeszcze syna, to damy mu na imię Staś. I wtedy razem pojadą do Afryki

Ja – Jak? Podmiejskim tramwajem? -  Zaśmiałem się, a stara kobieta spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

Starta Kobieta - Ale głupi jesteś?

Ja – I co było potem?

Stara Kobieta - Potem, potem, co mogło być potem? Ten mój zaraz po urodzeniu dziecka poszedł pić.

Ja – Pępkowe?

Stara kobieta - Tak. Pępkowe. Ale ile można pić pępkowe? Tydzień? Miesiąc? Jaka matka to wytrzyma? Jakie dziecko zgodzi się na takiego pępkowego ojca?

Ja – Fakt. Jaki był poza tym ten pani mąż?

Stara Kobieta - Po pierwsze to był niby mąż, a po drugie miał ładne oczy. Chyba piwne? Szare? Chyba tak… Już mi wszystko ucieka, zapominam. Nawet kolor oczu.

I wtedy stara kobieta wyjęła z torby kawał chleba. Pokruszyła go i rzuciła na trawnik. I kiedy to robiła, to zaczęła śpiewać

-Głęboka studzienka, głęboko kopana,                                                                                                                                                                A przy niej Kasieńka jak malowana
Och... Żebym cię, Jasieńku, choć raz zobaczyła,                                                                                                                                                To bym do studzienki za tobą wskoczyła

Potem przestał śpiewać i zapytała

Stara Kobieta - Myślisz, że jestem starą wariatką?

Ja – Nie, tak nie myślę. Jest pani mądra kobietą, a co do lat nie będę się wypowiadał, bo się nie znam.

Stara kobieta – Ja i mądra. Skąd to wiesz?

Ja – Nie skoczyła pani do studni

Stara Kobieta -  Ani razu. A nawet nie lubię zaglądać do studni. A powinnam. Ten mój miał taką dziwną smykałkę, że wszystko kleiło mu się do ręki. A to worek cementu, a to kielnia. Taki to był tego typu facet, że zamiast jego, to częściej dzielnicowego widziałam i pytałam się go, co mam dalej robić z tym swoim chłopem? A dzielnicowy jak to dzielnicowy, rzekł, że ma swoje urzędowe papierki, a w tych papierkach nie ma takiej rubryki - Jak mąż, który raz przychodzi, a dwa razy wychodzi.

Ja – Rozumiem. To smutny koniec opowieści. Chyba już pójdę...

Stara Kobieta. – Poczekaj. To jeszcze nie koniec. Po jakimś czasie okazało się, że znowu zaciążyłam, wiec natychmiast po pracy wróciłam do domu i położyłam się. Kołdrę na głowę nasunęłam i o tej swojej studzience rozmyślałam. A tu nagle, drzwi się otwierają i wchodzi on. Patrzy na mnie patrzy, i nawet nie pyta, dlaczego tak leżę z kołdrą na głowie i myślę o studzience. Kiedy w końcu zaczęłam mówić, to on tylko krzyknął, że nie lubi dzieci. Wprost nienawidzi ich. Omija je z daleka. A ponadto, ma rozmaite choroby, różne takie wariactwa, a to picie, a przede wszystkim to chorobliwe złodziejstwo, które trapi go aż od dzieciństwa i dlatego jedno dziecko mi wystarczy.

Ja - I co?

Stara Kobieta - I pstro. Czy mam mieć kolejne dziecko z niedzielnym mężem? Wstałam z łóżka i już bez słowa poszłam do szpitala. I tam powiedziałam, że mój maż ma chorobę, i różne takie pijackie i złodziejskie geny, wiec natychmiast mi to dziecko usunęli…

Ja - Mój Boże.

Stara Kobieta - Ty Boga do tego nie mieszaj. Bóg zajmuje się innymi sprawami. Ważnymi. Nie w głowie mu panna z dzieckiem. Panna z dzieckiem, wiesz, że tak na mnie mówiono. Nawet palcem wytykano - Patrzcie się ludzie, kto idzie! Panna ze swoim dzieckiem! Chociaż to dziecko Nela miało na imię. Prawda jest także taka, że można być nawet panną z jednym dzieckiem. Jednym! Ale nigdy z dwoma… widział ktoś kiedyś pannę z dwojgiem dzieci

Ja - Staś i Nel. To byłaby piękna para. Jak u Sienkiewicza?..

Stara Kobieta - Nie pierdol! O Sienkiewiczu teraz będziesz mi gadał. - Znowu rzuciła trochę chleba na trawnik, a ja nie wiedziałem, co mam jeszcze powiedzieć.  - Chociaż tak po prawdzie, syn na stare lata by mi się przydał. Pomógłby mi w komórce, z węglem, może by mi coś kupił na urodziny. Nowy kapelusik.

Ja – Ten, co ma pani jest ładny. I torebka modna.

Stara kobieta – Fakt. Mieści dużo chleba. Lecz to chyba nie jest ostatni krzyk mody... Tak, mogłam mieć nie jedno dziecko. Mogłam. Mówię to jak na spowiedzi. Ja przez całe swoje życie, może ćwiartkę wódki wypiłam. Nigdy do fabryki się nie spóźniłam, ani też nic nie ukradłam. Nawet niteczki czy szpuleczki w kieszeni nie wyniosłam. Bo byłam taka, jak mój tatuś, który był szanowanym portierem w teatrzyku zdrojowym, który nazywał się Bajką.

Chyba dopiero wtedy – po słowie „ bajka” na trawnik sfrunęło kilka wróbli i zaczęły pośpiesznie wydziobywać chleb. Potem przyleciał nawet jakiś kolorowy ptak, którego nazwy nie znałem, podziobał, podziobał, ale zaraz gdzieś w krzakach zniknął. Może szykował się do odlotu do ciepłych krajów. 

Stara Kobieta – Jak masz na imię? Może Staś?

Ja – Ja... Nie, nie ...

Stara Kobieta. – Pasuje ci imię Staś. No nic. Musze już iść – powiedziała stara kobieta – Dasz im więcej chleba? - Dam – odpowiedziałem - Stara kobieta wstała z ławki. Poprawiła swój kapelusik i powoli odchodziła aleją parkowa. Miałem nadzieje, że na końcu alei stanie i odwróci się, może mi pomacha. Na pożegnanie. Nie pomachała. Po prostu odeszła. Zostałem sam z jej wróblami.

Link do mojego bloga Mój Blog

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo