prywatne archiwum
prywatne archiwum
kierownik karuzeli kierownik karuzeli
818
BLOG

PIS owska biedota na wyżerce u Żakowskiego

kierownik karuzeli kierownik karuzeli Rozmaitości Obserwuj notkę 19
Takie jest życie. Jak w Madrycie. Albo jak w Warszawie... Ktoś dostaje wielkie subwencje na biznes i narzeka na kogoś innego, że też dostaje. Tylko, że temu pierwszemu należy się kasa, a ten drugi, przeżera i obciąża PKB

Zawiadamiam, że właśnie dostałem 13 emeryturkę. Coś ponad 1200 zeta. W zasadzie powinienem się cieszyć, podskakiwać, niemniej moją radość zakłóciła wypowiedz red. Żakowskiego, że „ PO będzie pilnowała, aby biedota nie przeżerała całego PKB” Natychmiast naszła mnie myśl, czy aby nie jestem taką biedotą? A ponadto – ogarnęło mnie przerażenie - co będzie, jak nagle, z niedzieli na poniedziałek – Platforma Obywatelska odzyska władzę. Czy wtedy, nie zapuka do mnie listonosz trzy razy, i zażąda zwrotu ekstra emeryturki?

W takim razie, czy nie rozsądnie będzie jak najszybciej  przejeść  owe  1200 złotych. Ba, jakie przejedzenie... najlepiej będzie natychmiast je przeżreć. Nie lubię słowa” żarcie” Żre pies, żre kot, żre mysz, ale nie człowiek, nawet jak należy do owej biedoty, niemniej strach ma wielkie oczy. Ponadto, jak Jacek Żakowski ten znany publicysta, twierdzi, że biedota żre, to żre. I nie ma w tym żarciu zmiłuj. Żre, podżera, trawi, wydala. Ponieważ takie jest życie biedoty... Natychmiast wiec udałem się do pobliskiej Biedronki po wielkie żarcie. Kupiłem kilka golonek, kiełbas, kilka żeberek, schab bez kości, schab z kością, Same kości, plus kasze, maki i cukry. Kupiłem też kilka piw, i wiatrołap na plaże, bo jak wiadomo, ostatnio biedota jedzie nad morze i tam wyleguje się na plaży. Pochowana za wiatrołapami pije piwsko i pożera kiełbachę. Potem trawi, wydala, i tak wkoło Macieju.

Wróciłem do domu i natychmiast zacząłem żreć. I kiedy tak żarłem, uświadomiłem sobie czy jednak nie za bardzo żre, nie za bardzo trawie i wydalam, czy jednak na gastronomicznej mapie Polski nie ma jakiegoś lokalu? Kulturalnej knajpeczki, gdzie mógłbym spodobać się Jackowi Żakowskiemu? Knajpeczki z lekkim wege jedzeniem, która ogranicza marnowanie żywności, który karmi w duchu “zero-waste” Knajpeczki, w której , gdy nawet podają kotlet, to kotlet jest przyrządzony a la Spurek. W której  nawet rurki do cocktaili są biodegradowalne.

Bez trudu znalazłem taki lokal. W samym centrum Warszawy, na Placu Konstytucji jest przecież ORŻO. Tak, to lokal w sam raz dla mnie. I być może tam, gdy mnie zobaczą, to nie odbiorą mi 13 -tki.

Mój optymizm wynikał także z tego, ze lokal ORŻO należy do syna red. Jacka Żakowskiego, czyli do Macieja Żakowskiego, znanego w Warszawie gastronomika, który jest także współwłaścielem kilku innych restauracji, serwujących dania, wg, podobnej „ zielonej” koncepcji

Co tchu udałem się więc na Plac Konstytucji. Zająłem stolik w ORZO, i kiedy podeszła miła Ukrainka zamówiłem tak: Miseczkę granoli o smaku cacao, podlanej sosem jogurtowym, z kawałeczkami melona, z borówkami i ziarenkami granatu. Dodatkowo, cocktail o nazwie: Tropical dream z mango i syropem z agawy. Powiedziałem także, głośno i wyraźnie, ze do cocktailu stanowczo żądam biodegradowalnej słomki/ rurki, a nie jakieś plastykowej, która rozkłada się przez tysiąc lat. Już dawno PIS zniknie. PO zniknie, a ta rurka wciąż będzie się rozkładała. I taki koncept bio- rozkładu absolutnie mnie nie interesuje.

Ukrainka kelnerka, spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Co jest zrozumiałe. Moja głośna uwaga była adresowana do Macieja Żakowskiego, który być może ukryty gdzieś w cocktail barze obserwuje swoich klientów. Czy jedzą, czy też bezmyślnie pożerają?

Może nawet ów syn dziennikarza donosi. Komu zabrać socjalne dodatki, i 13- tki, a komu nie zabrać, ponieważ nie obciążają  PKB. .

No nic... Ukrainka poszła zrealizować zamówienie a ja w tym miejscu muszę poczynić małą dygresje historyczną. Plac Konstytucji, tu, gdzie jest teraz ORZO, ma swoją historię. Jego nazwa wywodzi się z Konstytucji lipcowej PRL z 1952 r. Plac Konstytucji, nazywany także Placem MDM ( Marszałkowska Dzielnica Mieszkaniowa) otwarto właśnie w 1952 roku z wielką pompą. To standardowy przykład budownictwa socrealistycznego. Powstał także „ podbudowany” komunistyczną ideą „ Lud wraca do śródmieścia” Ówczesna propaganda twierdziła, że owe mieszkania są dla zwykłych robotników, jednakże prawda była taka, że prawie 80% mieszkań było przeznaczone dla nomenklatury partyjnej i rządowej, i to takiej od dyrektora departamentu wzwyż. Te mieszkania były wykonane jak na ówczesne czasy solidnie. Miały pewien rozmach i metraż. Wiele mieszkań było 3- 4 pokojowych. Miały służbówki ( chyba dla służby) a także między pokojami były drzwi rozsuwane, co raczej kojarzyło się z mieszkaniem mieszczańskim w kamienicy, a nie z bieda – proletariackim.

Sam Plac Konstytucji na początku lat 50 tych był takim ekwiwalentem placu defilad. Tutaj odbywały się komunistyczne uroczystości. Marsze. Tutaj obchodzono 1 Maja. Czy Światowy Festiwal Młodzież i Studentów w 1955 roku. Naczelnym Architektem Placu był niejaki Sigalin, Polak żydowskiego pochodzenia. Jak to się mówi: przywieziony na ruskich czołgach. Architekt – komunista, chociaż pochodzący z dobrej żydowskiej mieszczańskiej rodziny. Jego dziadek przywędrował do Polski z Gruzji. Przywiózł z sobą receptę na kefir. Tak, ze jego rodzina przed wojna miała pijalnie gruzińskiego kefiru, a wtedy kefir miał swoją markę, i picie kefiru było w modzie. I było zdrowe. Tak jak dziś, powiedzmy – Tropical dream z mango. Plus odrobina alkoholu.

Znam dobrze Plac Konstytucji, ponieważ jako dziecko, a potem, jako młody chłopak mieszkałem w pobliżu. Okolice Pięknej i Koszykowej. Na Placu Konstytucji znalem jedną taką dziewczynę, do której chodziłem uczyć się matematyki plus w przerwach, krótki kurs tańca. Pewnego dnia – kiedy tak uczyliśmy się – rozsunęły się te rozsuwane drzwi i w progu stanął srogi mężczyzna. Zapewne dyrektor departamentu, czy wyższy funkcjonariusz SB

 – Co robicie? – Spytał

- Uczymy się tańczyć twista – Odpowiedziała jego córka.

- Aha – Tylko to odpowiedział i zasunął te drzwi. A mnie z przerażenia aż zaschło w gardle. Na szczęście, na Placu, tam gdzie była kiedyś Cepelia stał saturator z wodą czystą i z sokiem. Jak miałem kasę to kupowałem sobie tą z sokiem. Za złotóweczkę. Ten saturator obsługiwała taka kobieta od saturatora. I to od rana do wieczora. Na tym socrealistycznym placu były a raczej są dalej płaskorzeźby z górnikiem, murarzem, nauczycielką, chyba też z tkaczką, ale nie ma plaskorzezby  z taką saturatorową. Ale taki był komunizm. Upamiętniał zawody z ciężkiego przemysłu a gastronomie miał w nosie. A one, te panie, tkwiły na posterunki przez cały dzień. I dzięki temu ludzie mogli gasić pragnienie. Sodówką za 30 groszy, lub pili z sokiem za złotoweczkę.

Podeszła kelnerka – Ukrainka i położyła na stole cocktail tropical dream mango. Plus porcje granole z owocami.

- Rurka słomka bio jest?  – spytałem

- Da – odpowiedziała.

A potem jeszcze zapytałem, czy mogę jeszcze zamówić taki dobry gruziński kefir, jaki robili dziadkowie Sigalina, tego, co wybudował Plac Konstytucji, a także dodatkowo poprosiłem o szklankę wodę sodowej, ale z sokiem. Takim za jedną złotóweczkę. Ale kelnerka absolutnie nie wiedziała, o co mi chodzi. Poprosiłem wiec Macieja Żakowskego właściciela restauracji. Specjalistę od biznesu gastronomicznego. Kilka osób przy stolikach obok spojrzeli na mnie zdziwieni. Chyba nie przypominałem spokojnego klienta zielonych restauracji, co to w milczeniu popijają zielony tropikalny cocktail. Także, zapewne nie wyglądam na młodego wykształconego z wielkiego miasta, chociaż za ten gustowny posiłek zapłaciłem 45 złotych plus 5 napiwek.

Wróciłem do domu głodny. Dobrze, że wcześniej kupiłem to, co wcześniej kupiłem. Muszę się do czegoś przyznać. Bardzo lubię wołowe zrazy. Kiszone ogórki. I ziemniaki puree, zwane także ziemniakami tłuczonymi z masełkiem.

 Plus kieliszek zimnej wódki.

GASTRONOMICZNY PROLOG

Co jeszcze znalazłem w karcie dań? Właściciele sieci ORŻO, a więc także pan Żakowski, w roku 2021 uzyskali subwencje finansową w ramach programu rządowego „ Tarcza finansowa 2.0 Polskiego Funduszu Rozwoju dla mikro, małych i średnich firm „ udzieloną przez PFR SA.

Ile tych pieniędzy? Nie wiem... Może kilkaset tysięcy, a może kilka mln. Przypominam, posiada 4 spore restauracje w całej Polsce.

I takie jest życie. Jak w Madrycie. Albo jak w Warszawie... Ktoś dostaje wielkie subwencje na biznes i narzeka na kogoś innego, że też dostaje. Tylko, że temu pierwszemu należy się kasa, a ten drugi, przeżera i obciąża PKB


Link do mojego bloga Mój Blog

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości