kierownik karuzeli kierownik karuzeli
715
BLOG

Dziewczyna z kosztelą. Mini historia

kierownik karuzeli kierownik karuzeli Literatura Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

Nagle zatrzymał się, ponieważ skusił go widok jabłek na straganie. Przez chwilę wpatrywał się w nie, a potem kupił kilka. Wybrał kosztele, być może dlatego, że od dawna ich nie jadł. A nawet nie pamiętał, kiedy było to ostatni raz. Jadąc samochodem, w drodze do domu, nie mógł się powstrzymać, wytarł jabłko w rękaw koszuli i natychmiast je ugryzł. I wtedy wszystko sobie przypomniał. Las. Jezioro. I dziewczynę. Boże... Jak ona miała na imię? Joasia? Kasia? Nie, na pewno nie... Chyba jakieś inne było to imię. W każdym razie, kiedy przestali się całować, dziewczyna wyciągnęła z plecaka słodkie jabłko, ugryzła kawałek, a potem spytała – Chcesz gryza? To kosztela.
– Daj – odpowiedział. Jedli spokojnie. Nie śpiesząc się. Pamiętał, że na koniec zjadł ogryzek a ona zaśmiała się i powiedziała, że nigdy nie widziała chłopaka, który zjadałby jabłko do końca. Do ostatniej pesteczki... Tak, to pamięta, tą „ pesteczkę ” jej śmiech, i te jej słowa. Chociaż jej twarz rozpłynęła się już w niepamięci.
Przed domem, dokończył jeść jabłko a potem otworzył garaż i próbował wjechać samochodem. Próbował dlatego, że za każdym razem, kiedy wjeżdżał do garażu, czujniki ruchu w samochodzie reagowały zbyt przesadnie. Buczały na potęgę i było to doprawdy denerwujące. Samochód mrugał światełkami, dźwięczał, tak, jakby był, z jakiś powodów zły na właściciela. Pojadę w przyszłym tygodniu do warsztatu – pomyślał starszy pan – Niech cię wyregulują. Te nowe samochody mają zbyt wiele nowoczesnej elektroniki
Już w domu, kiedy kończył jeść następne jabłko wszystko dokładnie sobie przypomniał. Gdy skończyli się kąpać nago w jeziorze, a ona wyszła na brzeg, to otrząsnęła się niczym kocica i zarzuciła mu ręce na ramiona - Dobrze, będą się z tobą teraz kochać – wyszeptała, ale pod warunkiem, że w tym samym miejscu i o tej samej porze spotkasz się ze mną za 50 lat.
- 50 lat... Przecież zapomnimy o tym oboje.
- Przysięgnij.
Mój Boże była taka piękna, taka radosna, i taka mokra, że w tej jednej chwili mógłby spełnić każdy jej warunek.
- Przysięgam.
- Musisz to powiedzieć bardziej uroczyście.
- Przysięgam. Przysięgam – położył dłoń na sercu.
- To za mało... Przysięgi na to, że jak nie dotrzymasz przysięgi, to natychmiast skonasz. Umrzesz. I nic po tobie nie zostanie...
I wtedy przysiągł jej na wszystko. Na śmierć i życie
50 lat. 50 lat. 50 lat. Mój Boże... 50 lat temu stało się to, a wydaje się, jakby było to wczoraj. A potem stary człowiek uzmysłowił sobie kolejną rzecz. Najważniejszą. Te 50 lat minie dosłownie za kilka godzin. Lecz to tylko dwie godziny jazdy samochodem i będzie tam na miejscu. Tam, gdzie była ta polana. I to jezioro. I ta dziewczyna z jabłkiem.

XXX

Pojechał na to spotkanie po latach, także dlatego, że lubił jazdę samochodem. Lubił ten swój nowoczesny samochód, pełen światełek i przycisków. Jeszcze nie do końca poznany i oswojony. Koniecznie musi w przyszłym tygodniu pojechać do warsztatu i poprosić, aby wyregulowali mu te czujniki. A potem przestał myśleć o samochodzie, a wspomnieniami wrócił do tamtego wieczoru nad jeziorem. A może coś mu się pomyliło. Poprzestawiało w głowie, przecież ma już tyle lat. Może mu się, to wszystko po prostu przyśniło. Może nigdy nie było takiej dziewczyny, która wyjęła jabłko z plecaka. Nie było także jeziora, nie było nic. I teraz jest tylko starym żałosnym człowiekiem, któremu się wydaje, że czeka na niego dziewczyna nad brzegiem jeziora.
Jednakże, dlaczego akurat teraz, tuż przed upływem tego terminu, natknąłem się na ten stragan, i na te jabłka? I dlaczego były tam akurat kosztele... Myślał stary człowiek, który lubił przypisywać prozaicznym zdarzeniom szczególne znaczenie. Czy nie było to jednak oczywiste, nikt nie chce, aby jego życie było takie po prostu. Każdy chce mieć swój los. Osobny i szczególny. A jak jest los, to muszą być posłańcy przekazujący znaki. Czasami myślimy, że spotykamy ludzi, a tak naprawdę są to właśnie posłańcy. Z tym, że ci posłańcy, nie muszą być jacyś ekstra tajemniczy. Mieć skrzydła i przypominać aniołów schodzących po drabinie z nieba. Lecz mogą być to zwykłe dziewczyny, które wyjmują jabłko z plecaka i pytają – chcesz gryza?
Gdzieś tak po dwóch godzinach był na miejscu. Z drogi asfaltowej skręcił w bok, a wtedy jakiś głos w samochodzie, powiedział mu –Uwaga, droga nie- utwardzona.
- Przecież wiem, widzę, ale dziękuje. Damy sobie radę. – Odpowiedział, co było trochę dziwne, ponieważ z samochodami się nie gada.
Tak, to była ta droga, i ten zjazd nad jezioro. Chociaż do końca, nie był tego pewny. Przez te lata wiele musiało się zmienić. Byłoby nawet dziwne, gdyby się nie zmieniło. I tak też się stało. Teraz, w tym miejscu stała jakaś drewniana buda z napisem – KARCZMA, a pod spodem kolejny napis. KASZANKA Z GRILLA. BIGOS.
Wszedł do karczmy, w środku panował półmrok. Za ladą, w jakimś odrętwieniu siedziała kelnerka i przyglądała się swoim paznokciom. Tak, jakby kręcili film o niej i nakręcili tylko stop klatkę. Poszedł więc dalej. Na taras z widokiem na jezioro. Zajął miejsce przy stoliku. Obok siedziało małżeństwo, chyba małżeństwo, bo obok bawiło się dziecko. Jeszcze dalej siedział chłopak z dziewczyną. Siedzieli. Milczeli. Zapatrzeni w swoje smartfony. Ona miała wściekle podarte jeansy. Z dziurami. Pewnie teraz taka moda – pomyślał starszy pan. Im więcej dziur, im bardziej p o d a r t a dziewczyna tym lepiej. Trochę dalej siedziała jakaś stara pulchna baba i jadła kaszankę. Miała tłuste palce, które od czasu do czasu oblizywała. Boże... Horror z kaszanką w roli głównej. Kiedy skończyła jeść spojrzała na niego, ale krótko, przelotnie, a potem zaczęła kartkować kartę dań. Wyglądało na to, że chciała zamówić jeszcze bigos. Stary człowiek próbował przypomnieć sobie imię dziewczyny sprzed lat. A może to była Ewa? Chyba Ewa... Ale nie był do końca tego pewien. Może - w tym momencie - powinien krzyknąć do starej kobiety z tłustymi palcami – Ewa! Ewa, to ty!? – Ale czy nie głupio tak krzyczeć do obcej kobiety, która wpadła tu na moment, aby zjeść coś z rożna.
Wstał i szybko wyszedł z karczmy. Diabli nadali mu tą podróż. Na szczęście czekał na niego już jego samochodzik. Jego mały kochany samochodzik, który zaraz odwiezie go do domu.

xxx

W drodze powrotnej postanowił zajechać na stacje benzynową. Lubił tankować swój samochód. Gdyby mógł, to wciąż tankowałby go do pełna. A kiedy już go zatankował do pełna, to poszedł do kasy. I kupił także aromatyczną zawieszkę do samochodu. Przejrzał kilka, szukał takiej z zapachem jabłka i cynamonu. Jednak takiej nie było. Kupił więc taką z napisem - CRISPY APPLE.
Wracając do samochodu, coś go tchnęło i na wszelki wypadek powąchał aromatyczną zawieszkę. Jednak zawieszka nie pachniała jabłuszkiem, a jakimiś rzygowinami. Koszmar... jak mógłby coś takiego powiesić w swoim samochodzie?
Wściekły wrócił do kasy. Chciał zwrócić zawieszkę. Argumentując, że zawieszka nie pachnie. Zero aromatu, a jeżeli już, to raczej rzygowinami. A poza tym, napis sugeruje, że to apple nadaje się do schrupania, ale ani on, ani tym bardziej jego samochodzik, nie zamierza coś takiego schrupać.
Ludzie na stacji benzynowej spojrzeli na niego, ze zdziwieniem. Wściekły wrócił do swego samochodu i przetarł mu światła. Starannie, czule, to go trochę uspokoiło. Szczególną uwagę poświęcił drogowskazom, ponieważ drogowskazy są bardzo ważne. Przetarł więc lewy, a potem prawy. Przetarł także światełka stopu. Bo stop to stop. Bez stopu nie ma jazdy. Przetarł także samochodzikowi przednią szybę, ale nie tą brudną szczotą, które zazwyczaj stoją na stacjach w pojemnikach, do których dostęp ma każdy. Nigdy by nie pozwolił na to, aby jego samochodzik był wycierany czymś takim. Dlatego, jeżeli gdziekolwiek wyjeżdżał na dłużej, to brał z sobą pakiet podróżny. Kolorową bawełnianą szmatkę i gąbkę nasączoną płynem do zmywania szyb z odrobiną cynamonowego aromatu. To jest właśnie ten zapach, który lubił. On i jego samochodzik.
Kiedy znowu wsiadł do niego, to wewnątrz zapaliły się błękitne światełka, a także, niejako równolegle rozległa się przywitalna muzyczka. Jakiś rodzaj „ pościelowy” Był to zmiksowany spazm kobiecy z partią saksofonu. Taki właśnie rodzaj przywitania ustawił w swoim samochodzie.
- Przepraszam – powiedział starszy pan – Przepraszam cię bardzo. Dziś rano, powiedziałem coś o rozregulowaniu, i tym podobne bzdury. I to, że pojedziemy do warsztatu, i to, że zostawię cię tam na kilka dni. Po prostu byłem zdenerwowany.
Zamilkł jakby oczekiwał, że coś odpowie mu samochodzik, chociaż kilka słów, ale ten milczał jak zaklęty.
- Nie wiem co się stało. Rano kupiłem kilogram koszteli. Zupełnie bez sensu. Potem straciłem panowanie nad sobą i dlatego ta podróż. Lecz los ze mnie zakpił. Bo co mnie spotkało? Jakaś psia buda z napisem - KASZANKA Z GRILLA. I kobieta z tłustymi palcami. Koszmar. Naprawdę koszmar...
Nie wiedział, co ma jeszcze powiedzieć, jak to wszystko wytłumaczyć, więc tylko wcisnął duży, czerwony przycisk, z napisem – START. I wtedy samochodzik odpalił bez żadnej gry wstępnej. Naprawdę kochany. Natychmiast gotowy do podróży w nieznane...
Wyjechali na autostradę. Zapadł już zmrok, więc światła ustawione na „ automat” zapaliły się same - Przepraszam – wyszeptał stary człowiek - Czujniki masz w sam raz. Nie są rozregulowane, ale właśnie, takie czułe.
Poczuł jakąś potrzebę, aby nachylić się i pocałować swój samochodzik w kierownice. I tak zaraz zrobi, kiedy będą tylko sami w garażu. Pocałuje czule samochód. Lecz teraz czekała ich wspólna podroż. Stary człowiek poczuł jakieś ukucie w sercu. Było to podniecenie, radość, sam nie wie, co... Poczuł także smak jabłka w ustach, a na niebie zapaliły mu się już pierwsze gwiazdy.
Zapowiadał się ciepły uroczy wieczór.

Link do mojego bloga Mój Blog

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura