kierownik karuzeli kierownik karuzeli
6447
BLOG

Wałęsa. Skok przez mur. Legenda czy legendowanie?

kierownik karuzeli kierownik karuzeli Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 144

Co raz częściej słyszymy zarzut, że obecna władz gumkuje Wałęsę. W takim razie czekam, aż opozycja przeciwstawi się tej narracji historycznej i chociażby powoła stosowną grupę rekonstrukcyjną. Co miałaby rekonstruować owa grupa? Chociażby wydarzenia tamtych epokowych sierpniowych dni, a dokładnie epokowy skok Wałęsy przez mur. Mogłoby to być bardzo malownicze wydarzenie. Wysoki mur z cegieł, nieco popękany, może nawet pomazany napisem – PRECZ Z PZPR - i po tym murze wspina się szczupła postać rekonstruktora w szarym robotniczym drelichu. A może jednak w koszuli i marynarce, bo jednak ktoś, kto chce być przywódcą strajku musi jakoś wyglądać… Tak to widzę i raczej tego kiszczakowatego jumpera, ubrałbym w coś przyzwoitego … Jeszcze jeden wysiłek na jego twarzy, palce ślizgają się po murze, już …. Już … I robotnik siada okrakiem na szczycie muru i sarmackim gestem podkręca wąsa. Oklaski. Wiwaty. Lecz rekonstruktor ucisza KOD – kapele, przewodniczącego Schetynę, przewodniczącą Lubnauer, posłankę Kamile Gasiuk, ucisza innych totalsów, i kiedy zapada dramatyczna cisza, dopiero wtedy, skacze na drugą stronę muru. 

 xxx

Pierwsze dni sierpnia 1980. Pod wpływem informacji o wyrzuceniu Ani Walentynowicz z pracy, w środowisku Wolnych Związków Zawodowych zapadła decyzja o strajku w Stoczni Gdańskiej im. Lenina. Z inspiracji Borusewicza, wcześnie rano, Lech Wałęsa ma przedostać się na teren Stoczni i przyłączyć do strajku, a nawet pokierować nim. I tak też się stało. Dokładnie 14 sierpnia 1980. To jest ten dzień, dzień przełomowy w najnowszej historii Polski, który miał się okazać jakże brzemienny w polityczne i społeczne skutki. Jednak ten dzień a także wszelkie okoliczności jakie towarzyszyły przedostaniu się Wałęsy na teren Stoczni skryte są w mrokach tajemnicy, a przynajmniej na różne sposoby opowiadane. Bardzo ważna jest informacja. Wałęsa już od czterech lat nie pracował w Stoczni i dostanie się do zakładu – nawet tak rozległego jak Stocznia Gdańska – bez przepustki, nie było sprawą prostą. Miał „ przedostać się” wcześnie rano, najlepiej o szóstej, ale dopiero, gdzieś tak o 11, wsparł strajk, wchodząc się na koparkę i przemawiając do robotników. Miałem napisać „ wdrapał się”, ale na koparce tylko się staje, dokładnie - na gąsienicach, i to już wystarczy, aby z tej wysokości przemówić do robotników.

Dlaczego się jednak spóźnił? Co było przez te 4 godziny opóźnienia, trudno powiedzieć, sam Wałęsa tłumaczy to spóźnienie względami rodzinnymi. Ale najważniejsze pytanie, na które do tej pory nie odpowiedziano w sposób jednoznaczny i potwierdzony, brzmi - w jaki sposób Wałęsa dostał się na teren Stoczni? Odpowiedzi na to pytanie szukali liczni historycy, dziennikarze, powstawały rozmaite interpretacje. I nic. Dokładnie nic nie wiemy… Krążą rozmaite plotki czy hipotezy. Aż od skrajnej, rozpowszechnianej przez Walentynowicz, że Wałęsę przywieziono motorówką marynarki wojennie, aż po banalną i prozaiczną, że Wałęsa znalazł „ dziurę w siatce” i tamtędy przelazł. Ot i cała prawda. Sam Wałęsa w różnych czasach, rozmaicie to opisywał: Raz, po prostu stwierdza, że „ przeskoczyłem płot” raz, że „ przeskoczyłem mur” A w znanym wywiadzie dla Fallaci, opisał to, jako „ przeskoczenie bramy stoczni”

XXX

Można zadać pytanie, czy to jest ważne? Właśnie to pytanie – jak Wałęsa dostał się teren stoczni? Czy była to motorówka, czy dziura w płocie, czy ów mityczny skok przez płot? Jednak właśnie tak się rodziła wolna Polska. To były jej pierwsze minuty życia. I dobrze wiedzieć jak wyglądał – ów poród. Każdy szczegół, każdy fakt i każde słowo mu tu znaczenie. Jeżeli zapamiętane są słowa sprzed ponad dwu tysięcy lat, króla Sparty, Leonidasa – „ Przyjdź i weź” to dlaczego my – Polacy, nie mamy prawa, ba, czy nie powinniśmy wiedzieć jak wyglądał ów skok. Albowiem Historia potrzebuje mitu, legendy, ale także potrzebuje konkretu. A gdy legendzie brakuje prawdy a także wiarygodnych emocji, zaczyna się legendowanie.

 XXX

Załóżmy taką hipotezę, że prawdą jest, ów skok Wałęsy przez mur. Mur stoczni ma wysokość 3, 5 metra, i jest praktycznie nie do przebycia bez osób pomagających, ale – mimo to - Wałęsie jakimś nadludzkim wysiłkiem udało się wdrapać na ten mur, a potem zeskoczyć na stronę Stoczni. Czyż nie byłby to przepiękny obrazek, wręcz heroiczny, budujący na setki lat naszą wyobraźnię historyczną. Utrwalający mit 3 Rzeczpospolitej. Ten mur, ten kawałek muru powinien stać się miejscem adoracji i natychmiast przeniesiony na Wawel. Zaś Wałęsa były jak ten Ordon, wysadzający redutę, jak ten Kozietulski pod Somosierrą, lecz nic takiego się nie stało. Zostają tylko domysły, hipotezy od „ dziury w płocie” po motorówkę czy kuter torpedowy. Lecz mimo braku faktograficznego potwierdzenia, nagle „ urodziło” się w Polsce całe pokolenie skoczków. Tak, my też, także i my skoczyliśmy przez mur. Może niższy, może bardziej pochyły, ale też przeskoczyliśmy, a nawet jak nie przeskoczyliśmy, to wierzymy w ów skok Wałęsy. I każdy, kto nie wierzy, a raczej nie wierzył ów skok powinien być odsunięty na margines życia społecznego. Powstał cały legion skoczków i pół - skoczków, nawet ćwierć- skoczków budujących swoją karierę życiową na adoracji owego mitycznego muru. Kim ty jesteś? Skoczek mały. Zdawała się powtarzać znacząca część polskiej inteligencji, która zawsze sceptyczna i racjonalna, potraktowała wiarę w ów skok przez 3, 5 metrowy mur, jako codzienny pacierz klepany rano i wieczorem. Przypomnijmy sobie, dla przykładu – materiały przygotowywane przez dziennikarzy TVNu. Najpierw wcale nie dopuszczano do wiadomości i wypierano ze świadomości, jakiekolwiek fakty współpracy Wałęsy z Esbecją. Potem – ok, zgoda. – były trzy, no może cztery podpisy, młodego stoczniowca. Biednego i naiwnego, pałętającego się obok budki z totalizatorem. Nic więcej. Tylko to … Potem, już po otwarciu szafy Kiszczaka, powiedziano, no dobrze - Wałęsa był Bolkiem. Lecz tylko na początku lat 70 tych, a potem już poprowadził stoczniowców do zwycięstwa. Teraz zaś zwycięża koncepcja, że była to tragiczna postać uwikłana w historię.

No dobrze, Historia Historią, nawet ta z dużej litery, jednakże ja wciąż pytam się o konkret … Chce wiedzieć. Chce wiedzieć najprostsze fakty. To w końcu jak było z tym skokiem przez mur? Sposób dostania się do stoczni może wyjaśnić wszystko. Czy Wałęsa to Kmicic czy Babinicz? Czy też tylko zwykły „ Bolek”

 Jakie tu piękne pole działania chociażby dla Kolendy Zalewskiej z TVNu, która zawsze robiła landrynkowe reportaże i wywiady z Wałęsą. Może dziś, w końcu – ten starszy pan w bezrękawniku kupionym w Biedronce - zdradzi dziennikarce, jak dostał się na teren Stoczni. Opowie nam historie. Opowie wiarygodnie i raz na zawsze zamknie gębę jego krytykom. Ma szansę, ( przepraszam za te słowa) – póki jeszcze żyje. To będzie historia, nasza żywa historia naszego pokolenia.

Jaka by nie była…

A w co ja wierze? Bo o wierze należy tu powiedzieć, a niesprawdzonych faktach. Odrzucamopowieść A. Walentynowicz, że Wałęsę przywiozła wojskowa motorówka. I to jeszcze komandora R. Wagi. Który potem zrobił wielką karierę i Wałęsa awansował go na admirała. Pewnie prawda była banalna, zwykle prawda jest banalna i, wielkiej historii nie jest potrzebna żadna motorówka rozcinająca fale zatoki gdańskiej. Wystarczą nożyce do cięcia drutu i jakiś esbek, po prostu, przeciął nożycami druciany płot, czy blachę. Może nawet zapomniał owych nożyc i przeklinając musiał wrócić na komendę. A kiedy wrócił z tymi nożycami, to okazały się tępe, bo w komunizmie wszystkiego brakowało, nawet ostrych nożyc, więc musiał wrócić – ten esbek - znowu na komendę i tam w jakieś piwnicy naostrzyć nożyce. Stąd to tajemnicze opóźnienie Wałęsy na strajk. Albo też – co jest chyba bardziej prawdopodobne, to sam Wałęsa znalazł ową dziurę w płocie. Nic więcej… Żadnych nożyc, żadnego esbeka, tylko ta dziura w plocie. To był szczęśliwy traf i, tą dziurą przelazł Lechu. Może tylko podarł sobie marynarkę. ( o ile wtedy ją miał) Wyszarpał sobie podszewkę, ale przecież nie z takimi kosztami własnymi radziła sobie władza ludowa. Nic więcej tego ranka się nie przytrafiło. I taka była prawda pierwszego dnia strajku. Nic takiego i nic wielkiego, przecież nikt wtedy nie wiedział, że właśnie tak się zaczyna wielka historia. Bo przecież wtedy chodziło tylko o jakąś Walentynowicz i o kilka groszy na kiełbasę. Często wielki historyczny dzień zaczyna się banalnie. Nie ma sinego zachmurzonego nieba, nie ma czarnych ptaków na niebie. Tylko jest rozdarta podszewka i obrona suwnicowej. Dzień, jak co dzień w tamtych czasach.

Tak to sobie wyobrażam nocą. Aż do bólu realistycznie. Punkt po punkcie. Właśnie tą „ podszewkę” historii. Ten płot, i te tępe nożyce i to czekanie Wałęsy na dziurę w płocie, ale gdy zaświeci słonce, chyba znowu zabraknie mi polskich herosów. Śmiałków przeskakujących 3, 5 metrowy mur.


Link do mojego bloga Mój Blog

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka