Banknot papierowy z dynastii Song, Chiny, XI wiek.
Banknot papierowy z dynastii Song, Chiny, XI wiek.
A-Tem A-Tem
2988
BLOG

Pieniądze

A-Tem A-Tem Gospodarka Obserwuj notkę 36

 W dwóch rozdziałach przedstawię Państwu, co to są pieniądze. Opowiem też o ich prawdziwym znaczeniu i o drelowaniu społeczeństw nie tylko z bogactw naturalnych, ale wręcz z ludzi, z pomocą drukowanych pieniędzy. Opowiem o wysokim ukrytym opodatkowywaniu pracy tych, którzy nie wyjechali, i o tym, jak bronią się przed podatkami wyjeżdżający na roboty do Niemiec, Norwegii, Anglii, Ameryki. Polska propaganda rządowa nazywa nakładanie tego podatku „rozwojem gospodarczym”. Jeżeli ktoś dopatrzy się związków niniejszego artykułu o sprawach polskich ze scenariuszem podporządkowania pod zawołaniem „rozwijania gospodarki” ościennej Rzeczpospolitej, a dawniej do niej należącej, Ukrainy – to osiągnąłem cel. 

 
 
Wstęp
 
Co to jest pieniądz transakcyjny?
 
To narzędzie ułatwiające wymianę dóbr i usług. Przeciwieństwem transakcji pieniężnych są transakcje barterowe – wymiana dóbr na dobra, czy usługi za usługę. Barter oznacza „ja tobie to, ty mi tamto”. Transakcje barterowe wymagają każdorazowego ustalenia kursu wymiany, czyli co wymieniamy, i ile tego czegoś teraz wymienimy, aby transakcja doszła do skutku. Transakcje pieniężne to potrójnie uelastyczniony barter. Rozciągnięcie czasowe transakcji wymiany (ja tobie dziś, pieniądze odłożę, a ty mi za rok), rozciągnięcie handlu na ponad dwa podmioty handlu, na wielu wymieniających się (ja tobie, ty obcemu, obcy mi), a także globalizacja czyli rozciągnięcie transakcji w przestrzeni (ja w Gdańsku, ty w Londynie, towar w Amsterdamie, bank w Windhoek) umożliwiają dopasowanie handlu do wymogów życiowych. Elastyczny handel jest niemożliwy przy transakcjach wyłącznie wymiennych, barterowych. 
 
Pieniądz transakcyjny (nazywany też przez bankowców agregatem monetarnym typu M1) to twór trójrodzajowy. Jest to nie tylko: 1. gotówka, ale i 2. wkłady bankowe płatne na każde żądanie, a także 3. wkłady oszczędnościowo-terminowe. Agregaty pieniężne dalszych rzędów (M2, M3, i wyższe) obejmują dodatkowo zobowiązania banków wobec podmiotów niebankowych, wieloletnie depozyty, i inne. Money M3 stanowi interesującą sumę znanego, zdefiniowanego tu pieniądza M1, plus kredyty. Upraszczając: M3 jest ważny, a resztą nie będziemy się nimi zajmować. Wiedząc co to jest pieniądz transakcyjny, sformułujemy następujący lemat.
 
Wniosek wstępny.
Pieniądze są i zostaną z nami już na zawsze. Sądzę, że są zbyt wygodne, by je zlikwidować. Rzecz w tym, by były to dobre pieniądze w tym sensie, że procedury z nimi związane ułatwiają pracę i handel, a utrudniają kradzież tego, co społeczeństwo wypracowało. Pieniędzy w całości spełniających te dwa warunki nie ma. Związanych z tymi pieniędzmi procedur, również spełniających te dwa warunki, jeszcze nie ma. Mamy więc pole do popisu.
 
Gwoli uściślenia pojęć, przepiszę tu teraz kilka zdań po angielsku; cytuję dokument, definiujący desygnat pojęcia bankowego „M1”. Tako rzecze Federal Reserve Bank of Chicago, IL, USA:
 
Money used in transactions is mainly of three kinds:
— currency (paper money and coins in the pockets and purses of the public); 
— demand deposits (non-interest bearing checking accounts in banks); and
— other checkable deposits, such as negotiable order of withdrawal accounts, at all depository institutions, including commercial and savings banks, savings and loan associations, and credit unions.
 
    
1. Znaczenie pieniądza.
 
Pieniądz nie jest towarem. Papierowe ścinki z portfela ani metalowe krążki nie przedstawiają wartości; lub najwyżej zaniedbywalnie niewielką wartość, mikroskopijną wobec napisów, wobec nadrukowanych na papierze cyfr, czy wybitych w metalu znaków. Wartość „towarowa” gotówki jest pomijalna. Koszty uzyskania kartki papieru, czy skrawka metalu, są niewielkie. Są te koszty celowo dobrane tak, by były wręcz nieistotne. Bezwartościowe są też zapisy księgowe, potwierdzające stan konta. Linijka tekstu w zeszycie, czy zmiana stanu czipa nie ma wartości towarowej (commodity value). Z banku da się dziś wynieść tylko pracownika banku, komputer, roślinę biurową, ewentualnie parę niemodnych mebli. Nic więcej w instytucji zwanej bankiem nie ma. Dlaczego więc chcemy akceptować bezwartościowy towar, jakim jest zadrukowany papier i plastik, dostarczany przez nich?
 
Znaczenia nadaje agregatowi monetarnemu typu M1 – dalej w skrócie nazywanym „pieniądzem” – przekonanie użytkowników, że możliwa będzie w przyszłości wymiana pieniądza na realne towary, na świadczone realnie usługi. Znaczenie/wartość pieniądza zależy od ludzi chętnych do przyjmowania go; zależy od mnogości żądających wręczenia pieniędzy. Znaczenie pieniądza zależy także od istnienia dostawców, oferujących zamianę posiadanych realnych dóbr na pieniądze. Wartość pieniądza zależy więc bezpośrednio od sterowanego niedoboru wyemitowanego pieniądza w stosunku do (również sterowanej) nadmiarowej, niemożliwej do skonsumowania na raz oferty towarów i usług. Wyjaśnia to, dlaczego państwa tzw. demokratyczne popierają prostytucję. To jest oferta usług. Im więcej prostytuujących się oferuje usługi, ach te ogłoszenia za każdą wycieraczką samochodową (starczy zaparkować w centrum Warszawy na pół godziny), tym więcej pieniędzy może wydrukować dla siebie rząd. Dla siebie, bo przecież nie dla nas a już wcale nie dla prostytutek.
 
Na czym jeszcze polega to sterowanie, oprócz łaskawego spojrzenia rządu na dynamiczny rozwój sektora usług?Otóż pieniądz traci na wartości, gdy emisja staje się rozpasana, gdy zaczyna przekraczać wzrost oferty dóbr i usług. Poznać tę stratę można po tym, że „rosną ceny wszystkiego”. Odwrotne działanie, czyli sztucznie wysterowane ograniczenie emisji pieniądza własnemu, produktywnemu i wydajnemu, społeczeństwu oznacza natomiast natychmiast zauważalny „spadek cen wszystkiego”, wywołany naddatkiem towaru, którego nie ma kto odebrać. Stałe ograniczenie emisji pieniądza prowadzi do załamania opłacalności produkcji, a w konsekwencji do powszechnego, trwałego zaprzestania produkcji; zwłaszcza jeśli dane społeczeństwo jest pracowite, zaawansowane przemysłowo i rolniczo. Nadmierna emisja jest szkodliwa, ale zbyt mała emisja pieniądza to również jest ekonomiczny nonsens. 
 
Nowoczesne państwo emituje więc stale powiększający się strumień pieniądza, eksportując nadwyżki na rynki zewnętrzne, a także dotując konsumpcję wewnętrzną. To ów wspomniany wymóg utrzymania stabilnych cen wywołuje powstanie dwóch warstw drenujących państwo: urzędniczej oraz dotowanej: pobierającej emerytury i zasiłki. To jest wysoko opłacalny wymóg, więc sfera konsumująca pieniądze, choćby w formie zbrojeń, jest koniecznie potrzebna. Kontrolowanie emisji pieniądza bez istnienia sfery zużywającej pieniądze (w powyższym przykładzie dla uproszczenia nazwałem tylko dwie grupy: urzędników i emerytów) byłoby niemożliwe. Proszę zwrócić uwagę, że mianowanie urzędników spośród biedaków, którym trzeba zapłacić co miesiąc, zamiast dobierać ich spośród bogaczy, którzy mają na utrzymanie do końca życia, umacnia mechanizm podatkowy, polegający na dewaluacji waluty. Urzędnikowi rząd dodrukuje pieniądz, a tymczasem posiadającym zje ich gospodarskie oszczędności inflacja. Płatny urzędnik naciska na państwo, by emitowało pieniądz nieustannie, niezależnie od stanu gospodarki. Bogaty urzędnik naciskałby na państwo inaczej: by chroniło własność, a gdy produktywność gospodarowania wzrośnie, samodzielnie wyemitowałby potrzebną ilość pieniądza dla ułatwienia wymiany wyprodukowanych towarów. Widać po tym, że świat gdzie emisja pieniędzy jest w rękach pracujących, niewiele się różni od tego za szybą. Podstawową różnicą są niższe podatki tam, gdzie pieniądz emituje się lokalnie. Jeśli więc trudno miejscami zrozumieć ekonomię, to ta krótka rada pomoże odróżnić działanie progospodarcze od antygospodarczego: podnoszenie podatków zawsze oznacza próbę przywrócenia równowagi przez centralny rząd, tracący kontrolę nad rozkręconą emisją waluty, rozkręconą bo za dużo wydrukowano dla siebie i dla swoich popleczników, a teraz nie ma komu pracować na wypłukiwaczy pieniądza z powietrza. 
 
Jest więc ważna nie tyle kreacja pieniądza, ile kontrola kreacji pieniądza. Oto następne przykłady szczegółowe, pokazujące przeniesienia tej kontroli od lokalnych społeczności lub wręcz rodzin do centrali. Obok kontroli zasiłków i pensji w budżetówce, można centralnie sterować medycznym zaopatrzeniem społeczeństwa, przez regulowane państwowo ubezpieczenia. Dwa aktualne przykłady. Gdy okazało się, że Śląskie Kasy Chorych znakomicie funkcjonują bez kantara warszawskiego, podłączono je przymusowo do centralnego rozdzielnika świadczeń i zezwoleń na zakup sprzętu. Dążność tę do silniejszej kontroli emisji pieniądza widzimy także w USA. Niedawno uchwalono tam ACA, Affordable Care Act. ustawę mającą scentralizować kontrolę nad usługami medycznymi przez rząd. Nikogo w obecnym rządzie USA oczywiście nie interesują chorzy: cała reforma ma tylko jeden cel, jakim jest kontrola emisji waluty, a dokładnie ma zapewnić tę kontrolę przez naprzemienne ograniczanie i nadymanie oferty usług medycznych, zależnie od potrzeb niezrównoważonej kasy państwowej. Chorzy są środkiem do celu, jakim jest drukowanie maksymalnej ilości pieniędzy dla popleczników aktualnie zainstalowanego rządu. Maksimum najwygodniej znaleźć można każąc płacić wszystkim. Wróćmy teraz z USA do przykładów rodzimych.
 
Polska bankowość zrealizowała niedawno trochę odmienne od amerykańskiej reformy ubezpieczeń zdrowotnych przedsięwzięcie; odmienne owszem, ale tak samo służące sterowaniu i kontroli ilości pieniędzy w rękach obywateli. „Przesunięto” papiery dłużne, wyemitowane przez rząd, przejściowo zaparkowane w ZUS, na rachunek rządowy. Sam sobie wypłacił rząd zerowe rozliczenie? Bynajmniej. Zaparkowane „na koncie ZUS-owskim” każdego obywatela długoterminowe obligacje teraz są kontrolowane przez bank centralny, który finansuje poczynania rządu. Widzimy mechanizm: bez centrali clearingowej*), bez NBP, obywatele mieliby w ręku argument, dyscyplinujący rząd. Byłaby to obiecana wypłata zaciągniętych przez rząd zobowiązań.Dodatkowo obowiązywałby zakaz dalszych emisji z powietrza wziętych; obowiązywałby zakaz zadłużania państwa powyżej arbitralnego progu 60%. No ale obywatele podstępem pozbawieni zostali obydwu sposobów kontroli. Mimo pozornej „zerowej sumy” karuzeli przesunięć, faktem jest, że przeniesiono kontrolę nad wydatkami rządowymi z rąk obywateli dążących do jak najniższych podatków, przekazując ją instytucji centralnej zainteresowanej jak najwyższym opodatkowaniem obywateli. 
 
Czy więc przyszli emeryci mogą liczyć, że dostaną cokolwiek z ZUS, a jeśli tak, to ile dostaną, czy im wystarczy na życie? – Odpowiedź jest bardzo prosta. Po pierwsze: tak, emeryci dostaną. Po drugie: czy tego wystarczy na życie, to akurat nikogo nie obchodzi, nikogo kto bankiersko-rządowe sztuczki w Warszawie uskutecznia. Przyszli emeryci dostaną dokładnie tyle, ile w danej chwili będzie potrzebne do sterowania pieniądzem M1. Dokładnie tyle, ile będzie potrzebne do zrównoważenia napięcia, wywołanego drukowaniem coraz większych ilości pieniądza. Dodruk interesuje każdego, natomiast nikogo w Warszawie nie obchodzi, czy emeryci mają na życie. Mechanizm sterowania ilością pieniądza przy pomocy banków centralnych, rzekomo narodowych, opisałem wyżej. Zupełnie możliwe jest, że emeryci w Polsce chwilowo dostawali nieproporcjonalnie wysokie świadczenia, kiedy komuś wyszło przy grze komputerowej, że trzeba rzucić pieniądze w lud. Mechanizm ten działa w obie strony: może pozbawić emerytów wypłat zapewniających przeżycie, może też rzucić emerytom nadmiar pieniądza, jeżeli takowy wykreowano bez głowy. Rzucają więc, szafa gra, kasa się zgadza, wnuczek nie może znaleźć pracy, wnuczka wyjeżdża do Anglii, a kasa się ciągle zgadza. Lub też właśnie dlatego rachunek się zgadza, bo babcia dostała dwa dwieście zaś wnuczek nawet na zatrudnienie za głodowe osiem stówek nie ma szans. Proszę nie obruszać się na mnie, że opisuję wypłacanie budżetówce (a więc nie tylko emerytom...) nadwyżek ciążących rządowi. Mechanizm opisany tutaj działa też „w Europie”. Emerytury używane są przez wiele państw jako dogodny regulator pieniądza. Zbrojenia podobnie. Regulują bankierzy, podżyrowują płatni z wydrukowanych pieniędzy ekonomiści a suweren teoretycznie rządzący państwem nie ma przy tym nic do powiedzenia. 
 
O jaką kwotę emisji pieniądza chodzi w Polsce? Od roku 1994 do 2014 roku ilość pieniędzy w obiegu wzrosła 10x – słownie: dziesięciokrotnie. Ten wzrost nas interesuje. Ktoś dodaje pieniądz do obiegu. Ten ktoś drukuje pieniądz na wielką skalę. Oto liczby: w 1994 roku obieg agregatu pieniądza M3 całej gospodarki ujawniono jako 100 miliardów PLN, w 2014 roku będzie to nie mniej niż 1000mld PLN. Jednocześnie zaciekle zwalczany jest obieg gotówkowy: o ile w 1994 roku co piąta złotówka była gotówkowa, to w 2014 roku już tylko co dziesiąta. Dziewięć dziesiątych obiegowych pieniędzy nie ma dziś już żadnej formy materialnej; nie ma ich nawet „na papierku”. Nie ma ich nigdzie. Maszyny drukarskie zwalniają, w portfelu gotówki nie przybywa, za to pieniądza przybywa wykładniczo. Pieniądza na karcie, pieniądza na koncie, pieniądza na książeczce przybywa eksponencjalnie. U niektórych. Mowa o statystyce.
 
Interesujące zjawisko wskażę Państwu: depozyty, czyli zaufanie do banków, spadły od 2010 roku. Słusznie, bo Polska ma pokrycie depozytów wynoszące raptem 3,5%. Trzy złote za każde sto w banku... skąd my to znamy? – Starsi pamiętają wymianę pieniędzy w 1948 roku, kiedy to wypłacono trzy nowe złote peerelowskie za każde sto złotych przedwojennej Rzplitej, jeśli ktoś potrafił udokumentować posiadanie. Dokładnie tyle dostaną obecni właściciele, gdy zechcą gotówkę podjąć w banku przestrzegającym przepisów o rezerwie minimalnej. Gdy dany bank posiada rezerwy nadmierne, większe niż wymagane, to wypłaci w papierze najwyżej 1 za każde 10 złotych „istniejących na rachunku bankowym”. Więcej gotówki, niż papierowe 10PLN za każde 100PLN zarachowane na koncie fizycznie NIE MA. Po tym widzimy, jak zaciekle zwalczany jest gotówkowy obieg pieniądza.
 
Społeczeństwo polskie posługuje się więc na co dzień pieniądzem nieistniejącym materialnie, nieistniejącym fizykalnie. Gorzej, nawet te istniejące jako papier 10% PLN nie ma pokrycia. Podobno jest gdzieś w Londynie depozyt polskiego złota, które ma pokrywać ułamek procentu złotówek w obiegu w kraju. Roztoczmy optymizm, zakładając odważnie, że informacja o złocie w Londynie to prawda. Pozostaje jeszcze pięć poważnych problemów. Raz, że chodzi o ułamek procenta, a nie o polską gotówkę. Dwa, że przy stale rosnącej ilości pieniądza niezmienny (niepowiększany systematycznie) depozyt złota oznacza faktycznie malejące pokrycie obiegowych środków.  Trzy, dlaczego akurat w Londynie – nikt nie ma ani teraz, ani w przyszłości, żadnego zamiaru prowadzić III Wojny Światowej, jak przypuszczam? Cztery, kto zdziesięciokrotnił ilość pieniądza w obiegu w latach 1994-2014? I wreszcie pięć, kto kontroluje takie „zdziesięciokrotnianie” i w jaki sposób? (Ostatnie pytanie jest najważniejsze ze wszystkich).
 
 
2. Kreacja pieniądza.
 
They say: the money maker gets all that money can buy. Is it really so?
 
Kto emituje (wydaje/wytwarza/drukuje) pieniądze, ten jest w uprzywilejowanej pozycji, bo bez kosztów własnych – za emisję płaci zawsze użytkownik, obracający pieniądzem – emitent może wytworzyć ich tyle, ile tylko zechce. Emitent może nabyć za wytworzone pieniądze wszelkie dobra i usługi, jakich wartość wymierna jest w pieniądzu. Kto taki emituje?
 
Odskoczmy od tego pytania. Interesujące jest dla nas nie tyle kreacja pieniądza, lecz KONTROLA emisji pieniądza. Tę sterującą funkcję wykonywać może każdy z nas. Tak się jednak nie dzieje. Państwowe ustawodawstwo dąży z wyszukanym sprytem, sięgającym wychowania przedszkolnego, do odebrania ludziom ich zdolności kredytowych (co nazywa się perfidnie „potwierdzaniem zdolności kredytowej”) na rzecz banku centralnego. Taki twór bynajmniej nie jest potrzebny. Dam przykład z USA, gdzie bank centralny istnieje dopiero od 1914 roku zaś niepodległe państwo amerykańskie od 1776 roku. Bank centralny w istocie zajmuje się uzasadnianiem własnej niezbędności, a za tym parawanem systematycznie okrada obywateli**). Instytucje przedstawicielskie takie jak Sejm, Senat itp. nie mają władzy nad podatkami ściąganymi przez bank centralny. Póki NBP istnieje, póty będzie czerpał zyski z Polaków w formie nakładania podatków, pozostających poza kontrolą tzw. instytucji demokratycznych. 
 
Podstawowym warunkiem zatrzymania zinstytucjonalizowanego złodziejstwa jest likwidacja banku centralnego. Zamiast takowego, kreacja pieniądza odbywać się ma podobnie do ogrzewania mieszkania: w zimie pali się w piecu, w lecie załącza się klimatyzację – lokalnie, na miejscu. Nie istnieje i istnieć nie może żaden „centralny narodowy państwowy bank emisji i oszczędności ciepła”. Metafora ta pokazuje bezsens istnienia „centralnego polskiego banku narodowego ds. emisji pieniądza”. Jedynym uzasadnieniem jest pobieranie bezzasadnej opłaty emisyjnej przez ekologów i przez bankierów – obydwa przypadki są wzięte z życia. Opłaty za emisję ciepła, nazywane „ekologicznymi” dodają pieniędzy bankierom; faktycznie jest to dodatek podatkowy ściągany przymusowo przez państwa członkowskie jakiejś dętej konwencji – bez możliwości zatrzymania tego podatku przez suwerena, przez parlament. Podobnie też bank centralny ściąga podatek „od emisji” bezwartościowego papieru, za to przymusowo od każdego obywatela – bez możliwości wyzwolenia się od niego uchwałą parlamentarną. Można jedynie wyjechać do innego państwa, gdzie jest inny bank centralny. Niewiele więc ucieczka od jednego do drugiego przyniesie. Powróćmy do sprawy emisji tego ciepła oraz tego pieniądza, które rzeczywiście są potrzebne – lokalnie.
 
Niekoniecznie każdy z nas będzie mieszkał samotnie w kilkupokojowym, zawsze ogrzanym mieszkaniu, niemniej każdy najlepiej wie, kiedy jemu jest dostatecznie ciepło. Podobnie z wytwarzaniem pieniądza transakcyjnego M1: niekoniecznie każdy będzie milionerem – każdy jednak rozumie, kiedy posiada wystarczające środki, aby bezpiecznie żyć, aby bezpiecznie móc się rozwijać. Przeciwieństwem bezpieczeństwa u siebie jest sytuacja, gdy ktoś musi najpierw wyemigrować, by mógł przeżyć fizycznie – lub aby wystarczyło mu/jej nie tylko na siebie, ale i na rodzinę, zabezpieczoną. No właśnie: starczyć musi na bezpieczną, ciepłą finansowo i ciepłą fizycznie, rodzinę. Kreacja pieniądza powinna więc wrócić tam, gdzie potrzeby są najdokładniej rozpoznane. Do rodzinnych, do lokalnych społeczności. Należy zabrać tę możliwość bankom centralnym. Należy wprost zlikwidować banki centralne.
 
Opiszę teraz przypadek współczesnego niewolnictwa. Wspomniane w przedwstępie „łapanki na roboty do Niemiec” to oczywiście przeszłość. Przykładowo nazwane, niegdyś decydujące popychanie gospodarki wojennej, dziś już w tej formie nie istnieje, bo Niemcy się postarzały. Niemcy nie są już młodym, agresywnym państwem. Przeciwnie – Niemcy nie dość, że się starzeją biologicznie, to jeszcze starzeją się socjologicznie, bo mają u siebie do czynienia z problemem wyjeżdżających młodych. Dziesiątkami tysięcy najlepsi, najbardziej obrotni młodzi Niemcy uciekają za granicę. Czy to nam czegoś nie przypomina? Nie są to jeszcze rozmiary spotykane w Polsce, skąd wyjeżdżają setki tysięcy, ale już zjawisko jest znaczące. Gdzie to wyjeżdżają najzdolniejsi z Niemiec i najbardziej zaradni, ale przyciśnięci podatkami z Polski? 
 
Pierwszy typ, czyli Norwegia, ta załapała się przypadkiem na listę celów wyjazdu. Norwegia ma nierozpoznane jeszcze, nieopisane, olbrzymie naturalne zasoby energetyczne. Norwegia już dzisiaj korzysta z nich sama, sprzedaje innym państwom produkty naftowe, i zatrudnia przy ich wydobyciu, przeróbce i transporcie zagranicznych pracowników – a na lądzie lekarzy i nauczycieli. Jednak Norwegia to małe państwo niemające żadnego znaczenia w świecie, poza pozycją w roczniku statystycznym. Norwegia myśli poważnie o obronie, a jednak jeden „oszalały Breivik” wystarczył, by przywołać samodzielnie politykujących Norwegów do porządku. Z łatwością można było wsadzić na minę norweską nader samodzielną politykę bliskowschodnią – na przykład. Zajmować się więc dalej ani emigracyjnym w typie państwem niemieckim, ani nieistotnym państwem norweskim nie będziemy, gdy chodzi o łowienie w buszu niewolników, sprowadzanych do pracy w metropolii. Rzeczywista metropolia domagająca się niewolników stoi gdzie indziej. Spójrzmy na Anglię oraz na USA. 
 
Spotkałem nie tak dawno amerykańskiego menedżera bankowego, zatrudnionego w Nowym Jorku. Gość pochodził z Albanii. Werbunek polegał na wyborze najlepiej grającego w trzy karty. W jeden dzień „przebadano” około półtora tysiąca cwaniaczków. Facet wykałatał wszystkich konkurentów i pojechał na koszt firmy na świeżutkim paszporcie do pracy do USA. Nie pozostawiała ta rozmowa żadnych wątpliwości, że jego obecne obowiązki niczym wielkim się nie różnią od ładowania w trąbę przypadkowych przechodniów na ulicy. Tyle że teraz jego ulica nazywa się „kontynentalna Europa” a ochroniarzem naszego gracza w trzy kubki jest niejaki Chase Manhattan, Inc.
 
Inny przykład, choć też z miasta Frankfurt. Pracowników banków handlowych, I do dealing roomów (można wyguglać) rekrutuje się tutaj zaskakująco często spośród Czechów. Oraz, oczywiście, Czeszek. Próbowałem porozmawiać. Nie da się. Dopiero wejście na życiorys odrobinę otworzyło tych Czechów, I Czeszki. Są to, prawie bez wyjątku, sportowcy. Nie najwyższej klasy, niemniej wyróżniający się, wybitni. Banki niemieckie rekrutują ich na stadionach lekkoatletycznych, I na kortach tenisowych. Zrozumiałe jest więc, że ktoś nauczony młócić powietrze rakietą, a potem przerzucony do młócenia powietrza, to jest, pardon, pieniędzy, klawiaturą po 14 godzin dziennie w najwyższym napięciu „kto sprzedaje, gdzie kupują” nie jest partnerem do rozmowy. Żadnej rozmowy. Czeszki z tutejszych banków są świetnymi klientkami salonów piękności. Czesi wydają najwięcej na samochody. Tyle mogę powiedzieć. Reszta jest milczeniem. Powróćmy do ogólnego trendu wyłapywania talentów, sportowców, Czechów, i innych – naukowo, biznesowo – obiecujących pracowników.
 
Albański niewolnik wysłany z ulicy za biurko wymagał schwytania, a przynajmniej przesiania przez sito kwalifikacji, hmmm, do zawodu. Pozostali przyjmowani do pracy przed ekranem i klawiaturą przesiewani są dość kreatywnie, często znacznie prościej i taniej; tacy prosto schwytani przyjeżdżają też inaczej, bo sami. Właściwie, to nie trzeba ani łapać, ani ich przywozić. Zamiast kosztów, zatrudniający księguje zyski od pierwszego kroku procedury kwalifikacyjnej, opłacana jest ona bowiem osobiście przez każdego potencjalnego niewolnika. Kandydatom mówi się o demokracji, nauce czy co tam jest uważane w jego/jej środowisku za atrakcyjne. Stypendium naukowe? – Proszę bardzo. Stypendium artystyczne? – But of course. Stypendium beznazwowe dla szanownego? – Mamy tu takie, oto ono.
 
Ważne jest, że stypendysta jest najlepszy, lub możliwie najlepszy; że będzie potem posłuszny, że swoje (niewątpliwe, podkreślam) zdolności wykorzysta ściśle w nadany mu sposób. Nie wie nasz niewolnik, że zupełnie nie ma znaczenia, w jakiej to dziedzinie on jest najlepszy. Imperium bierze każdego, byle wyjątkowo uzdolnionego – a najlepiej, jeśli uzdolnionego skrajnie wybiórczo. W jednej dziedzinie haruje jak wół, w innych niczego nie rozumie, nie widzi, nie pojmuje, nie słyszy. Za to gdy już taki łyknie haczyk, I pojedzie do pracy, czy na wspomniane stypendium, to dostaje nagrody niewyobrażalne zupełnie: pierwsi, którzy z Niemiec pojechali na Fulbrighta, dostali potem, in a due course, co najmniej szefostwo koncernów. A czasem też prezydenturę państwa.
 
Amerykę stać przy tym na pomyłki, bo wystarczy tam pieniędzy (tu powracamy do tematu) na wykształcenie tych paru krnąbrnych wolnościowców, takich grzecznych na studiach, a nieoczekiwanie niesterowalnych po studiach. Cel werbunku kadr w „Ye Olde Continental Europe” jest jednak jasny. Werbownicy szukają gangsterów lepszych, niż ichnia miejscowa paczka, bo ta obecna – to jest zawsze możliwe – składa się z zadowolonych leserów, którzy dojrzeli do wymiany. Profilaktycznie werbuje się więc świeże uderzeniowe kadry, na pierwszą linię. Zagęszcza się pool żołnierzy sterujących społeczeństwami. Nie tylko społeczeństwami zagranicznymi, poza USA. Także własne społeczeństwo czy to angielskie, amerykańskie, czy australijskie również poddaje się eksperymentowaniu. Społeczeństwa te czują presję ze strony cybernetyków społecznych. Tutaj jest schowana szansa dla nas. Zamiast wyłącznie rozmawiać z rządzącymi, zamiast poddawać się sterowaniu, samemu posterować życiem.
 
Celem werbującego jest wyalienowany gangster. Nawet gdy zostanie odsunięty do kraju, skąd przyjechał, wpasowuje się go tam w organizację alumnów, byłych kolegów, których z rampy selekcyjnej skierowano w lewo, do obozu. Pamiętajmy, że to jest METAFORA. Dzisiaj nie ma ramp I bocznicy kolejowej, a niewolnicy sami zamykają się za drutem kolczastym organizacji międzynarodowych, które nad bramą wejściową wieszają szczytne hasła. Oczywiście hasła biblijne – dziś już nie po niemiecku, lecz po angielsku, lub dla niepoznaki I zamaskowania narodowości właściciela danego obozu – po łacinie.
 
Rekrutację finansuje się, drukując pieniądze. Wypłukując je z powietrza. Kwoty zużyte na przyciągnięcie kolejnej generacji wyselekcjonowanych Czechów, Albańczyków, Polaków, etc., płacą wszyscy, którzy pozostali na miejscu. To oni spłacają międzynarodowe zadłużenie. To na nich nałożony został niespłacalny podatek. Nałożyli go podłączeni przez Metropolie do handlu ludźmi premierzy rządów, zarabiający na tym handlu jak kiedyś władca Hesji.
Bankowość nadal skupiona jest w tym samym heskim Frankfurcie, co wtedy, Także ta Bahnhofstrasse, ta sama co kiedyś, mieści domy clearingowe. Dzisiaj handluje się z tych samych miejsc nie tylko młodymi Hesjanami, lecz Polkami, Ukraińcami, Mołdawianami. Zamiast być u siebie i rozwijać się, zamiast zakładać rodziny, oni jadą „podbijać świat”.
 
Zdradzę tajemnicę: nie ma szans na wyrównanie wywozu gotówki z państwa takiego jak Polska, gdy przesyła się pozostającym rodzicom, czy rodzeństwu, zarobione na wyjeździe pieniądze. Procedura wywózki jest szybsza i skuteczniejsza. Dokładnie rzecz biorąc, każdy przywieziony EUR czy USD jest okazją do wyemitowania kredytu wewnętrznego w wysokości dwudziestokrotnie wyższej, niż przelew pracującego za granicą na konto jego rodziców. Dwadzieścia razy więcej pieniędzy wydrukują i przyznają sobie samym rządzący.
Paradoks:
Przysyłanie pieniędzy do Polski wzmacnia mechanizm nakręcania wypłat wypłukiwanych z powietrza pieniędzy dla partii rządzącej – dla swojaków, dla znajomych królika. Nie da się więc własną wydajną pracą zmusić do ustępstw rząd. Nie da się też wyposażyć własnej Rodziny, czyli swoich, w środki finansowe przesyłane żywą gotówką z Zachodu czy ze Wschodu (są też nasi Rodacy pracujący w Chinach, nie zapominajmy) rząd bowiem dodrukuje dwudziestokrotność naszych przelewów. Czyli jeszcze się umocni. Jedyną możliwością zablokowania nieustannie wzrastającego zadłużenia jest likwidacja banku centralnego, trwała likwidacja, oraz jednoczesne obniżenie tych dekretowanych przez rząd, jak i tych uchwalonych przez parlament, podatków.
Dedykuję tę uwagę szczególnie Ślązakom, przekonanym, że solidną pracą ludzie się bogacą. To nieprawda, a raczej to nie jest cała prawda. Do wzbogacenia się najsolidniejszą nawet pracą nie wystarczy ona sama. Konieczna jest jeszcze obrona finansowa jej owoców. Konieczna jest też obrona militarna – ale to już jest temat na następny artykuł.
 
Dziś, czyli w warunkach emisji waluty bez kontroli społeczeństwa, na solidnej pracy Ślązaków i Mazurów, Gdańszczan i Krakowian, Wielkopolan i Wrocławian, bogacą się wyłącznie ci, którzy są podczepieni pod rządowe emitowanie gotówki. Tej gotówki, której ilość wzrosła między rokiem 1994 a 2014 dziesięciokrotnie. Jeśli masz, Czytelniku, oraz Twoja rodzina, dziś dziesięciokrotnie więcej wolnej gotówki, niż wtedy, to ledwie nadążasz za dodrukiem, za niekontrolowaną przez społeczeństwo polskie emisją pieniądza przez wąskie grono tych, którzy handlują ludźmi we Frankfurcie, którzy czyszczą konta (clearing) w Zurychu.
 
 
Wniosek zasadniczy.
Likwidacja banku centralnego musi być nadrzędnym celem partii politycznej, występującej w interesie społeczeństwa, narodu. Tylko taką partię warto popierać. 
 
 
Powiem jeszcze, jak możemy z łatwością rozpoznać sytuację pozytywną, gdy pieniądze tworzone są przez lokalne społeczności. To sytuacja, gdy zjeżdżają się chętni do współpracy z tą grupą, która emituje pieniądze, gdy przybywa imigracja, niewątpliwie przynajmniej część pieiądza generowana jest kokalnie. Odwrotnością przyrostu ludności są zanikające społeczeństwa,,które giną z powodu samousuwania się ich członków. Aby nie musieć naprawiać tego, co na miejscu, emigrują masowo. Społeczeństwem o samobójczych tendencjach opisanego rodzaju jest Grecja.
 
Drugi test na normalność. Produkcja zawsze jest w części zużywana na miejscu. Chłop coś z tego, co u niego wyrośnie, wykorzysta w gospodarstwie, spożyje. Robotnik sięgnie po lokalny wyrób, choćby dlatego, że zna wykonawcę. Jeżeli pieniądze emitowane są lokalnie, to na miejscu spożywane są produkty najwyższej jakości, a wywozi się towary miernej klasy. Natomiast gdy bank centralny prowadzi geszefty, najlepsze produkty dostają obcy; mieszkańcy miejscowi ustawiają się w nocnych kolejkach po odrzuty z eksportu. 
Społeczeństwem zdominowanym przez rozszalały bank centralny, zmuszanym do oddawania tego, co najlepiej wyprodukowane, był przykładowo dawniej PRL czy nieistniejąca już NRD.
 
Trzeci i najważniejszy test na normalność. Brak dzieci to znak, że rodzicom nie pozwala się na emisję pieniędzy. Rodzina niejako emituje nową wartość – gdy rodzicom zabrać środki na przeżycie, to nie będzie się rozwijać. Państwem próbującym zmniejszyć dotkliwość patologii, wywołanej przez bank centralny zabierający rodzinie środki na życie, jest Francja. Państwa próbujące imigracją zażegnać wymieranie to Izrael I Niemcy. Przykładowym państwem okradającym rodziców, zanim ci jeszcze zdecydują się na dzieci, jest współczesna Rzeczpospolita.
 
Opisane bolączki społeczeństw ustąpią samoczynnie wraz z likwidacją banku centralnego. Media tymczasem propagują zwiększenie wpływu banków. Gdy pozwolić, by bank centralny sterował pieniądzem, zapaść grecka pogłębi się, francuskie społeczeństwo przestanie istnieć, polskie społeczeństwo zaniknie. Perspektywa tych zdarzeń jest długa, przekracza niejedno życie ludzkie: mowa o perspektywie kilkuset lat, zanim Francja, zniknie do końca. Nie ma najmniejszego sensu pocieszanie się, że „Niemcy kiedyś znikną”, bo wcześniej zajdzie rozpuszczenie się, rozproszenie się w świecie resztek Polaków. My jesteśmy ostatnią generacją, która zjawisko niszczenia społeczeństw przez banki może zatrzymać.
 
 
Facit
 
Podsumowując, pieniądze – analogicznie do ciepła czy zdrowia – mają sens tylko wtedy, gdy służą ludziom. Każdy z nas wie sam, kiedy nie jest mu ani za zimno, ani za gorąco. Każdy wie, kiedy jest zdrowy. Nie ma I nie może być centralnego banku zdrowia. Także mechanizm regulacji termicznej – podobnie jak mechanizm regulacji pieniężnej – właściwy jest każdemu człowiekowi. Każdej rodzinie. Każdej zaawansowanej, w pełni obywatelskiej społeczności***) również. Tymczasem najsprytniejsi gangsterzy, żerujący na społeczności, wykształcili instytucje, które opodatkowują zasoby danego społeczeństwa nie dla rozwoju, ale na jego szkodę. Gangi nazwały to „rozwojem” lub – jeszcze bardziej kłamliwie – „trwałym rozwojem” (ang. sustainable development). 
 
Faktycznie banki centralne istnieją w celu rabunku społeczeństw. Oto jeden tylko przykład perfidii banku centralnego: zadłużanie nieurodzonych jeszcze dzieci. Już teraz każdemu nowo urodzonemu nakazują wypracować określoną zawczasu kwotę. Niewolnicy są rekrutowani w państwach dopuszczających istnienie banku centralnego jeszcze PRZED ICH NARODZENIEM, i to spośród własnej ludności. Sądzę, że rodzice to rozumieją, I się przed takim zniewoleniem ich dzieci bronią w jedyny, jak się im wydaje, możliwy sposób – nie mieć. To jest radykalna, ale nie jedyna metoda. Jest lepszy sposób, lepszy, bo dla wszystkich, poza bankierami, właściwy. Ostatecznie zabić bank centralny. Dopuścić na jego miejsce banki domowe, osiedlowe, parafialne, miejskie.
 
Bank centralny nie powinien istnieć, a gdy mimo to istnieje, to należy go zlikwidować. Dla dobra przyszłych pokoleń, ale I dla naszego dobra. Wytwarzanie pieniędzy należy w sposób uregulowany powierzyć społeczeństwu. Nie każdemu będzie wolno rozpalać wielki ogień, gdzie mu się zamarzy; niemniej nikt nie powinien ani przez chwilę bać się zamarznięcia. Powyższy brak ciepła, metaforycznie mówiąc, oznacza oczywiście brak pieniędzy.
 
Tu kończę; resztę każdy dopowie samodzielnie.
 
 
 
Przypisy
 
*)
Centrala clearingowa.
Inna nazwa pasera. Upłynnia nieupłynnialne zasoby, sprzedaje niesprzedawalny towar, wymienia niewymienialne waluty. Interesujący jest nie tylko bank jako paser wewnętrzny; interesujący są też paserzy zewnętrzni, rozliczający NBP wobec innych banków centralnych. Kwerenda instytucji clearingowych rozliczających międzynarodowe zobowiązania daje jedynie kilka, zawsze tych samych, nazw. Pooglądać je można w naturze z okien tramwaju, jadącego Bahnhofstraße od przystanku przy dworcu kolejowym, do przystanku przy jeziorze. Partie polityczne zmieniają się, centrale clearingowe pozostają na swoich miejscach.
 
**)
Test na inteligencję.
Proszę zwrócić uwagę na słowo our, czyli nasz. Użyte jest ono poniżej zupełnie poważnie. Chodzi o kogoś odpowiedzialnego, o prawdziwy nasz bank. Test na inteligencję polega na zrozumieniu zasad funkcjonowania takiego prospołecznego banku. Kapituluję przed tłumaczeniem – brakuje mi wystarczającej znajomości języka polskiego. Może ktoś mi pomoże. Oto przepisane z książki „Bankonomics” zasady działania NASZEGO BANKU:
 
If OUR bankers did loan their created checkbook money (bank money, M1 money) at no interest – the aggregate “loaned principal” amount in the economic arena would statistically always be 100% adequate to statistically discharge the aggregate “loan principal debt” to the banks – and therefore no artificial defaults and bankruptcies would be generated. Now it is obvious that without the bank-money (bank-credit) borrowers' and investors' defaults – the commercial banking business would be reduced to an innocuous “non-intrinsic value assets exacting” bookkeeping and accounting business.
 
***)
Na rzecz ludzi pracowały przykładowo banki, zakładane przez księży polskich, pod zaborem pruskim, w Wielkopolsce. Staraniem całego żywiołu polskiego przedsiębiorcom nie zabrakło środków do intensywnego rolnictwa. Spektakularne przykłady rozwoju przemysłowego, zakupu ziemi, maszyn, lokali mieszkaniowych dodatkowo potwierdzają moją tezę, że pieniądze powinny być kreowane przez lokalne społeczności. Nigdy przez żaden centralny, opresyjny, złodziejski bank. Zwłaszcza gdy taki ma w nazwie „narodowość polską”. To żałosna ściema. Obecny bank centralny nie jest ani narodowy, ani polski. Jego rozbiórka to nie panaceum na ekonomiczne niedostatki, lecz sensowny krok ku odpowiedzialnemu, w nowoczesny sposób niepodległemu państwu.
Odwrotnością realizacji interesów społeczeństwa jest żyłowanie społeczeństwa, ściąganie podatku od każdego, pod fałszywym hasłem „pomocy najbiedniejszym” lub hasłem „regulacji chaotycznego rynku”. Przykładem są agenci federalni USA, zatrudnieni po uchwaleniu ACA, do zmuszania obywateli, by ci „dobrowolnie wstępowali” do certyfikowanych ubezpieczalni, rzekomo zdrowotnych, faktycznie bankiersko-kontrolnych. Ponieważ proceder ten jest sabotowany przez społeczeństwo, wymieniono dziś jednego zaufanego agenta Cohena (Gary) na drugiego zaufanego agenta Cohena (Mandy'ego). Dobór agentów jak widać tylko spośród tzw. naszych. Jak by to po lwowsku powiedzieć: Koheny obacwaj, wszystku jedna hewra. Instytucja przykrywkowa Cohenów nazywa się akronimicznie CCIIO.
Wiadomość o CCIIO  z dnia 2014-03-06.
A-Tem
O mnie A-Tem

Polecane blogi: ATEM  —  notatki

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka