a.zarzeczańska a.zarzeczańska
528
BLOG

Śląskość się czuje

a.zarzeczańska a.zarzeczańska Kultura Obserwuj notkę 3

Nieomal rok temu napisałam tę notkę rozmyślając o regionie, w którym mieszkam i który jest dla mnie najcudowniejszym miejscem na naszej planecie. Myślę, że w kontekście bieżących wydarzeń politycznych warto do niego zerknąć. I złagodzić nastroje.

 

 

Ilekroć, jadąc w autobusie czy tramwaju, słyszę prawdziwie śląską gwarę, czuję się tak niesamowicie dumna z tego, że jestem stąd, że jestem ze Śląska, i w końcu, że jestem Ślązaczką. Że należę, mimo wszystko, do pewnej odrębnej kultury, która dla mnie jest codziennością, acz dla wielu z Was, ludzi z przeróżnych regionów Polski, jest po prostu dziwacznym folklorem.

 
Śląsk, wbrew twierdzeniom wielu Polaków, nie jest brudny, śmierdzący, i co najważniejsze, nie jest też zakurzony pyłem węglowym. Wbrew temu, co sądzicie, nasze firanki nie są zszarzałe, nie umieramy w wieku 40 lat na pylicę, nie mamy też problemów z noszeniem białych koszul. I bez wątpienia hałdy nie są naszymi placami zabaw. Ba, mamy nawet trochę parków, lasów, stawów, a nawet rzek! To tak tytułem wstępu dla tych, którzy Śląsk znają tylko z opowieści dziadków z dzieciństwa.
 
Śląsk jest dla mnie miejscem wyjątkowym, innym, nietypowym, jedynym w swoim rodzaju. To tak, jakbyście każdą dzielnicę Warszawy zautonomizowali i przy tym mieli pewność, że mieszkańcy każdej dzielnicy są niezwykle przywiązani nie tylko do całej Warszawy, ale i do tego swojego małego kawałka regionu. Tak jest właśnie u nas, chorzowianin jest dumny z tego, że mieszka w chorzowie, zabrzanin jest dumny z tego, że mieszka w Zabrzu, a bytomianin z tego, że mieszka w Bytomiu. I, zapewniam, żaden z nich nie zamieni swojego mieszkania w stuletniej kamienicy na cztery kąty w jakiejś innej stuletniej kamienicy, ale też w innym mieście. 
 
 Śląsk to też nie tylko szyby kopalniane, których, a i owszem, jest dużo, i które, ano, wg niektórych szpecą, wg innych dodają pewnego czaru, nawet w ścisłych centrach miast. Mnie osobiście rozczula widok, niestety opuszczonych w większości, szybów kopalnianych czy ruin hut, które sprawiąją, swym widokiem, że czuję się tu zwyczajnie, jak u siebie. Wiem, że to jeden z tych elementów naszej, jednak, kultury, z którą się przecież utożsamiam. I wręcz czuję wewnętrzny protest (bo trudno go uzewnętrznić) wobec praktyk rozbierania szybów, bo i po co? To tak, jak Warszawiacy nie chcą pozbyć się słynnej Rotundy, tak my chcemy nadal, przejeżdzając ulicami śląskich miast, zerkać na te cuda.
 
I pewnie nie wiecie, ile to na Śląsku jest przepięknych robotniczych osiedli, począwszy od słynnego Nikiszowca, poprzez Kaufhaus w Rudzie Śląskiej, skończywszy na bytomskim Bobrku. To miejsca często opuszczone i zapomniane (jak w przypadku Bobrka), ale nadal symbolizujące tę naszą śląskość. Że tak powiem, umy klachają sobie pod oknem, bajtle na placu szpilają w balę, chopy idą na szychtę na grubie, a frele warzą hauskyjzy, wodzionki i bratzkartofle. O, właśnie z takim Śląskiem kojarzy mi się Nikiszowiec i jeśli kiedykolwiek znajdziecie chwilę wolnego czasu będąc w Katowicach, polecam, naprawdę warto zwiedzić to miejsce, takie miejsce, którego nigdzie indziej w Polsce, jak mniemam, nie znajdziecie.
 
A najbardziej z całej tej śląskości uwielbiam naszą gwarę. Uroczą, różną nawet dla poszczególnych miast, taką, która przy każdym nowopoznanym słowie sprawia mi radość. Uwielbiam słuchać ludzi, którzy potrafią posługiwać się prawdziwą gwarą, której już coraz mniej i której pewnie niebawem zabraknie. Uwielbiam te skonsternowane miny moich koleżanek z Sosnowca czy Dąbrowy Górniczej, patrzące na mnie spode łba, gdy rzucę jakimś śląskim słówkiem (ostatnio hitem było słowo "keta" :-)). Pamiętam swoją, już nieżyjącą babcię, prawdziwą hanyskę z krwi i kości, która nierzadko mówiła tak, że właściwie nie rozumiałam, co dokładnie ma na myśli. Tak, tak, to dziwne. Ale dzięki temu się uczyłam, uczyłam się nowych słów, uczyłam się akcentu i przede wszystkim, uczyłam się regionalnej tożsamości, której wielu z Was (przepraszam) może nam, Ślązakom, co najwyżej pozazdrościć. 
 
 
I wiem, że mój pradziadek mówił zawsze, że nie czuje się ani Niemcem, ani Polakiem. Z dumą mówił, że jest Ślązakiem. I może to wszystko wyglądać dziko, kiczowato i staromodnie, ale nie o to chodzi. Śląskość się czuje.

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura