a.zarzeczańska a.zarzeczańska
1487
BLOG

Refleksje po salon24live!

a.zarzeczańska a.zarzeczańska Rozmaitości Obserwuj notkę 29

 Chciałabym także, idąc w ślady Cezarego i Grzegorza, podzielić się z Wami moimi refleksjami po wczorajszym spotkaniu w salon24live!

Salon24live! to dla mnie bez wątpienia kolejna dawka doświadczenia, która, mimo pewnych potknięć, była warta przeżycia. Choć trudna, bo dla większości z nas (tzn. poza Olem Z.) to nasze absolutne debiuty na żywo. Świadomość, że ktoś siedział za szklanym ekranem i przysłuchiwał się temu, co mówiliśmy, z całą pewnością sprawy nie ułatwiała;)

 

Dziwię się komentatorom, że z żalem wskazują na brak typowej dla znanych nam debat okołopolitycznych wojenki. Temat wręcz prosił o zachowanie spokoju, przynajmniej tak mi się wydawało, kiedy siedziałam w studio. I zapewne, gdyby taka ostra dyskusja miała miejsce, to zostalibyśmy zaś zmieszani z błotem za brak szacunku dla ofiar katastrofy. Zresztą, jak pisał bodaj Cezary, łatwo jest nam skakać sobie do gardeł na naszych blogach, ale zdecydowanie nie potrafimy (na szczęście!) tego w relacjach na żywo. Ot, chociażby niedaleki przykład - przekomarzałam się swego czasu z Koteuszem, którego wczoraj miałam przyjemność poznać, i, przyznam szczerze, na żywo nie potrafiłabym odezwać się do niego jakkolwiek kąśliwie, bo to zwyczajnie miły człowiek (pozdrawiam!). Choć siedzimy po różnych stronach barykady.

 

Dyskusja mogła wydać się niektórym nudna, fakt, zapewne dlatego, że właściwie mówiliśmy tylko o naszych emocjach, zdecydowanie mniej o suchych faktach. Bo przecież nie jesteśmy specjalistami, chociażby od lotnictwa. Chcieliście mocnych słów i pewnie Rolex zaspokoiłby te pragnienia, niewątpliwie ma w tej dziedzinie znaczącą wiedzę, ale niestety, nad czym i ja ubolewam, nie udało się z nim poprawnie skontaktować. Odbiór tego spotkania w dużej mierze zależał jednak, jak sądzę, od tego, jak się do niego nastawiliśmy. Czego oczekiwaliśmy od blogerów. Każdy z nas – Cezary, Grzegorz, Olo, ja – jechał tam snując w głowach myśli, o czym dokładnie będziemy rozmawiać. Niektóre przewidywania się sprawdziły, inne nie. Niektórzy widzowie pewno liczyli na gorącą dyskusję, podczas gdy my skupiliśmy się na opisywaniu swoich emocji po katastrofie smoleńskiej. Nie było wojenek. Nie było analizy każdego kroku Jarosława Kaczyńskiego. Nie było też nikogo, kto w znaczący sposób stanąłby po stronie rządu. Pytanie, czy stawanie w obronie rządu jest logiczną postawą w kontekście wszystkich jego działań, które miały miejsce w tym roku?

 

Pojawiły się też głosy, że próbowałam wspominać o lewicy, czy też o swojej lewicowości, a takowej właściwie nie pokazałam. I chyba muszę się z tym zgodzić, choć zastanawiam się, w jaki sposób można pokazać lewicowość, taką lewicowość, która rzuci się w oczy, rozmawiając o katastrofie smoleńskiej. I dalej, na czym właściwie miałaby polegać ta lewicowość – czy tylko na zwykłej ludzkiej wrażliwości społecznej, czy oczekiwania były większe? Nie chciałam prezentować swoich przemyśleń tylko pod kątem lewicy, czy w ogóle pod tym kątem. I może dlatego byłam taka typowa, czy, jak twierdzili niektórzy, powielałam czyjeś poglądy (cały czas zastanawiam się jednak, o kogo mogło chodzić). Może właśnie dlatego odnieśliście takie wrażenie, bo wypowiadałam się bardziej z pozycji maluczkiej obywatelki państwa polskiego, a nie lewaczki z Młodych Socjalistów, tylko dlatego, że odbieram katastrofę smoleńską mniej ideologicznie, to katastrofa każdej partii, wielu poglądów. Każdy z nas, bez względu na owe poglądy stracił w tej katastrofie kogoś „swojego”, bliższego sercu. Być może nie takie mieliście wyobrażenie o Młodej Socjalistce, która, zgodnie z tym wyobrażeniem, powinna była krytykować wszystko i wszystkich wielbiąc Polskę Ludową.

 

Kończąc, cieszę się także ze słów krytyki, którą w większości przypadków przyjmuję z szacunkiem. Wiem, że plątałam się, mówiłam nieskładnie, pewno drgał mi głos i byłam cała czerwona. I pewno nie zawsze mówiłam to, co powiedziałabym teraz, siedząc w swoim pokoju przed komputerem, gdzie mogę odezwać się co najwyżej do ściany, a spoglądają na mnie tylko sąsiedzi w kamienicy obok. Bynajmniej nie jest to zakładanie maski, tylko proste procesy biochemiczne zachodzące w układzie endokrynnym, nad którymi czasem trudno zapanować:) Ja składam to na barki młodości i braku doświadczenia w tak nietypowej przecież sytuacji. W konfrontacji z trudnym tematem, gdzie koniecznym było ważenie każdego słowa, które potencjalnie mogło urazić czyjeś uczucia.  

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości