Arek Balwierz Arek Balwierz
25
BLOG

Platforma wesołego Romka

Arek Balwierz Arek Balwierz Polityka Obserwuj notkę 1

„Dziennik” to bardzo ciekawa gazeta. Przy czym ciekawe nie tyle jest to, co w niej jest napisane, bo moim zdaniem poziom leci na łeb na szyję, szybciej nawet niż ilość czytelników. Najciekawsze jednak jest to, co redaktorzy naczelni (wiem że to naiwne, ale nie bądźmy zbytnio złośliwi) chcą powiedzieć.

Pominę milczeniem całą wielką debatę nad końcem PiS, Kaczyńskich, historii i Bóg jeden wie czego. Postanowiłem – znów trochę na przekór – zająć się partią rządzącą. Pech chce (słowa układ, korporacja, liberalny salon są w dalszym ciągu zakazane), że co jak co, ale kondycja jedynej partii opozycyjnej jest prześwietlana przez wszystkie tuzy wizerunku politycznego w taki sposób, że jeśli moja skromna osoba dorzuciłaby cokolwiek do tej szamotaniny, to informacja utknęłaby gdzieś na ósmej stronie salonu. Dlatego postanowiłem się zająć miłośnie nam panującą platformą.
 
Jeszcze nie tak dawno Paweł Śpiewak na łamach wspomnianego niemieckiego, wiadomo porządny, produktu gazetopodobnego, opublikował przemyślenia o tym, jak to Polacy wyruszyli masowo na grilla. A było to tak:
 
Na łonie natury rozkoszowali się Polacy dźwiękiem łagodnie ćwierkających tuzów polskiej publicystyki będąc jednocześnie okadzanym łagodnym dymem dezinformacji medialnej. Była to rozkoszna sytuacja, po tym jak przez ostatnie siedem dni ktoś wciskał im szpadel by przekopać działkę.
 
Niektórzy (ale to ci, co się na zabawie nie znają) marudzili, że dym to nie za zdrowy, że jeszcze trochę i będziemy się dusić, a poza tym, że kiełbaski to może smaczne, ale ciężkostrawne, kaloryczne i mało wyszukane. Reszta jednak słuchać nie chciała. Nawet wtedy, gdy okazało się, że w haśle „By żyło się lepiej…wszystkim” zmieniono ostatni wyraz na niektórym, ze szczególnym uwzględnieniem regionalnych i ogólnopolskich struktur platformianych.
 
Atmosferę weekendowej biesiady zepsuł, na szczęście w minimalny sposób, sąsiad (ten co non stop pierogi wcina). Postanowił mianowicie dach sobie zasmołować i gdy wiatr zaczął pchać w naszą stronę odór topionej smoły część wczasowiczów, w zupełnie niezrozumiały sposób się zaniepokoiła. Na szczęście pewien Węgier, co w Francji teraz przesiaduje na tronie, miał ze sobą dmuchawę, która co prawda wiele nie pomogła, ale poprawiła nastrój (najbardziej francuzowi).
 
Po polu namiotowym biegał sobie (niczym Gucio z Pszczółki Mai) pewien strasznie zabawny pan. To wyzwał kogoś od prostytutek, to z swoją podobizną na talerzu biegał to znów inne cuda nie widy wyprawiał. Stanął on na Platformie i zaczął śpiewać. A pieśń niosła się po całej okolicy:
 
Dzień dobry, cześć i czołem,
pytacie skąd się wziąłem
Jestem wesoły Romek,
mam na przedmieściu domek,
a w domku wodę, światło, gaz,
powtarzam zatem jeszcze raz: …
 
A w tym czasie z tłumu odezwał się głos jednego z malkontentów:
Nie bój, nie bój wyłączą ci!
 

 

Mam psa.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka