Wygląda na to, że już drugi dzień z rzędu nie było walk na pograniczu sudańsko-sudańskim.. Ostatnie bombardowania, jeśli dobrze kojarzę, także były we wtorek. W tej sytuacji dwa dni pokoju to prawdziwa ulga. Bardzo się cieszę z tych spokojniejszych chwil i mam nadzieję, że nie są one spowodowane przegrupowywaniem sił obydwu stron do dalszych walk.
Jako człowiek, który zajmuje się Sudanem w dużej mierze od strony wiary, od strony prób animowania modlitwy za ten kraj, patrzę z wdzięcznością w stronę Boga, jeśli chodzi o to ostatnie uspokojenie sytuacji na pograniczu. Może to znów początek lepszego etapu? Oby nie było tu ciągle efektu yo-yo, kolejnych zrywanych negocjacji itd. itp.
Nie żywię złudzeń, że ludzie sami, ludzkimi środkami, poradzą sobie z sudańskim kryzysem. Bo co człowiek ma sam z siebie? Św. siostra Faustyna napisała: "Mój jest tylko grzech". I nikt inny, jak sam Jezus, powiedział: "Beze mnie nic nie możecie".
Dlatego głównie w Bogu (choć oczywiście dobra wola ludzi też jest tu bardzo ważna) pokładam nadzieję na trwałą poprawę sytuacji w Sudanach. I jestem przekonany, że ta sama prawidłowość dotyczy wszelkich innych ludzkich problemów. Od tych indywidualnych, przez narodowe, aż po ogólnoświatowe.
A jeśli ktoś myśli, że ludzie sami jakoś dużo potrafią i że ich los jest rzeczywiście w ich rękach, to jest to - wybaczcie - zwykła pycha, zwykła ślepota.