Sudan i Sudan Południowy w sobotę przerzuciły się kolejnymi oskarżeniami o agresywne działania na granicach. Jakkolwiek, nie były to doniesienia o otwartych walkach czy kolejnych ofiarach. Pojawiła się natomiast ciekawa informacja, że 250-osobowy oddział paramilitarny Północy przeszedł na stronę Południa. Właśnie zdałem sobie sprawę, że dzień z takimi informacjami to jakby świadectwo poprawy sytuacji...
Rzecznik północnej armii oskarżył południowców, że ich wojska nadal znajdują się na niektórych terytoriach, które Sudan uważa za swoje. Wymienił tutaj tereny Kafen Debbi i Samaha (choć dla nas te nazwy i tak pewnie mają znikome znaczenie; sam, choć zajmuję się Sudanami od ponad 10 miesięcy, nie potrafię umieścić tych nazw w konkretnym miejscu na mapie).
Rzecznik armii Sudanu Płd. odpowiedział na to, że:
1. z tych terenów północne bojówki prowadziły ataki na Południe oraz,
2. są to tereny przynależne de facto do Sudanu Południowego.
Mamy więc tutaj ten sam schemat, jak w przypadku spornego, granicznego rejonu Heglig. Przypominam, że o Heglig było ostatnio głośno w mediach na świecie, Południe okupowało ten rejon przez 10 dni, co było głównym elementem ostatniej eskalacji konfliktu między obydwoma państwami (która, nota bene, jeszcze się nie skończyła - mimo dość klarownych reakcji ze strony Unii Afrykańskiej oraz Rady Bezpieczeństwa ONZ).
Z kolei rzecznik armii Południa powiedział dzisiaj, że sudańskie oddziały paramilitarne, które miały rozkaz zaatakować pole naftowe w stanie Unity, zdezerterowały i przyłączyły się do południowców. Miał być to oddział w sile "250 ludzi oraz 10 pojazdów, w tym 7 z zamontowanymi ciężką bronią maszynową".
Rzecznik północnych Sił Zbrojnych Sudanu, Al-Sawarmi Khalid, tradycyjnie już zaprzeczył tym informacjom...
---
Wczoraj ciekaw byłem, jak tzw. społeczność międzynarodowa zareaguje na to, że mimo ultimatów międzynarodowych organizacji, na sudańskim pograniczu nadal jest niespokojnie. Nie uświadczyłem dziś jednak w przeglądanych mediach informacji na ten temat. Trzeba więc pewnie będzie kilka dni poczekać.
Spotkałem się dziś natomiast z ciekawym tekstem, autorstwa francuskiego specjalisty od spraw Afryki, dr. Gerarda Pruniera. A raczej - z ciekawie wyglądającym tekstem, bo dopiero mam się z nim zapoznać. Ale nawet bez głębszej lektury, zaciekawiła mnie główna teza tego tekstu, brzmiąca mniej więcej tak: "pozwólmy wojnie trwać, bo to szansa na obalenie Al-Baszira, który jest główną przyczyną problemów". Jeśli uda mi się uzyskać pozwolenie na tłumaczenie tego tekstu, bardzo chętnie zamieszczę go na tym blogu, bo to ciekawy głos w toczących się po świecie dyskusjach.
Hmmm.. zajmuję się nawoływaniem do modlitwy za Sudany. Często rozwijam: modlitwy o pokój i pojednanie. Ale też często chodzi mi po głowie, od dawna, że może właśnie najpierw musi przez Sudan przewalić się wojna, aby można było mówić o osiągnięciu trwałego, sprawiedliwego pokoju. Nie wykluczam tego. Czasem tyran musi opaść, zostać obalony. Dlatego tym bardziej jestem ciekaw stwierdzeń dr. Pruniera (dla niecierpliwych - są tacy w tym temacie? - tekst jest
tutaj).
A nawoływaniu do modlitwy poświęciłem tę stronkę:
Wszystkich chętnych - zapraszam.
Inne tematy w dziale Polityka