Po lekturze artykułu norweskiego lewicowca, Steinara Lema przypomniał mi się stary dowcip z głębokiej komuny o panu Hawranku, który się nie bał komunizmu bo miał raka. Wydawało by się, żeto se nevratia jednak wbrew temu co sądził Karol Marks historia lubi się powtarzać nie tylko jako komedia. Oto co pisze pan Lem ( cytuję za Frondą):Większość mieszkańców Oslo wkrótce będzie wywodzić się z kultur nieeuropejskich; podobna sytuacja będzie panowała jeszcze w tym stuleciu w całym kraju. Konsekwencje tego stanu rzeczy będą dramatyczne.Przyznacie państwo, że mocno powiedziane, gdybym ja coś takiego napisał zostałbym zapluty przez internetowych kretynów jako siejący nienawiść nacjonalista.
Norweski lewak idzie jeszcze dalej porównując Norwegów do Tybetańczyków:W latach osiemdziesiątych pisano, że imigracja jest zjawiskiem tak marginalnym, że nie wywrze żadnego wpływu na norweskie społeczeństwo i nasz styl życia. Zapadła cisza, aż w latach dziewięćdziesiątych ci sami autorzy z triumfem oznajmili, że Norwegia jest już krajem wielokulturowym, a Norwegowie nie mają prawa rościć sobie praw do żadnych uprzywilejowanych w nim pozycji. Norwegowie nie mogą mieć szczególnej pozycji w Norwegii? Ci sami ludzi martwią się jednak, że Chińczycy zniszczą kulturę tybetańską, a południowoamerykańscy Indianie w wyniku wycinki lasów będą zmuszeni przenieść się do wielkomiejskich gett”.
Trudno się z tym nie zgodzić, tym bardziej, że kultura Tybetańczyków czy amazońskich Indian ma większe szanse na przetrwanie niż kultura Norwegów, Duńczyków czy innych Flamandów. Mieszkańcy dachu świata wierzą w Buddę, |Indianie Yonomani w duchy przodków a Europejczycy, niegdyś gorliwi chrześcijanie nie wierzą już w nic i dlatego też skazani są na wymarcie.
Nie wszystkie twierdzenia pana Lema są takie oczywiste, zupełnie nie ma racji pisząc: Z powodu naszego socjalno-relatywistycznego myślenia musimy akceptować sytuację, w której ogromna ilość dziewczyn nie może kontaktować się w wolnym czasie z chłopcami, nie wyjeżdża na szkolne wycieczki, a w zamian zwiększa się podział na czyste damy w hidżabie i dziwki, które się nie zakrywają. Oczywiście rzutuje to również na status norweskich kobiet. Otóż to nie muzułmanie zamienili norweskie kobiety w dziwki tylko uparcie lansowany od lat 60 tych permisywizm obyczajowy. Islamiści wyciągnęli tylko logiczne wnioski aby i ich żony i córki nie zaczęły się zachowywać w sposób „wyzwolony”.
Dla mnie troska pana Lema o traktowanie Norweżek w szczególności i cywilizację europejską w ogólności jest cokolwiek podejrzana gdyż jak wszyscy lewacy ma to gdzieś. Przeraziło go pewnie coś innego. Otóż walczył on zawzięcie o dzikie zwierzęta z dalekiej północy a teraz zorientował się, że islamiści, którzy wkrótce będą stanowili większość mieszkańców Skandynawii mogą się nie przejąć losem białego niedźwiedzia, lisa polarnego czy chrobotka reniferowego.
Przypadek pana Lema nie jest odosobniony, co bardziej rozgarniętym lewakom gdy ich dotknie śmiertelna choroba czasami zdarza się nawrócić na ludzki rozum. Typowym przykładem może być Oriana Fallacci, która całe życie strawiła na demaskowaniu rzekomych „faszystów” z Południowego Wietnamu, Grecji czy innego Chile broniących swoje narody przed komunizmem. Dopiero u schyłku życia, chora na raka zorientowała jakim zagrożeniem jest islam dla Europy. Wszyscy zaczęli się zachwycać jej bezkompromisowością. Wszystkim tym, którzy nie mogą wyjść z podziwu nad odwagą lewackiego „ekologa” z Norwegii spieszę wyjaśnić, że pan Lem podobnie jak kiedyś pan Hawranek miał raka i zmarł trzy dni temu.
Inne tematy w dziale Polityka