Najpierw pojawiła się wiadomość o zaginionych w tajnej misji policjantach z komisariatu kolejowego w Warszawie. Nie zdziwiło mnie to specjalnie gdyż na stołecznym dworcu mógłby bez śladu przepaść cały oddział. Okazało się jednak, że tajemnicza akcja polegała na odwiezieniu służbowym wozem pijanego ważniaka do Siedlec. Ten zresztą nie stracił rezonu i całą sprawę nazwał prowokacją wymierzona przeciwko niemu. Wyraził tez przypuszczenie, że jak tylko zwolnią go ze stanowiska to policjanci się znajdą. W tym punkcie miał rację, znaleźli się tyle tylko, że martwi.
Dziwię się bezpośredniemu przełożonemu zaginionych policjantów, ponieważ wyjazd w nocy do Siedlec samochodem marki polonez to misja samobójcza. Jedynym pojazdem nadającym się do bezpiecznej jazdy po tamtejszych drogach jest wóz drabiniasty.
Efekt całej wyprawy to obraz wyciąganego z wody wraku poloneza. Zaczęło się jak w skeczu Monty Pythona a skończyło tragicznie. Jak to zwykle u nas.
Inne tematy w dziale Polityka