Wszyscy ostatnio narzekają, można by pomyśleć, że jesteśmy narodem malkontentów. Wrażenie to ulega spotęgowaniu gdy zajrzy się do prasy. Uważny czytelnik dowie się z niej, że pokrzywdzeni przez nas Niemcy stracili cierpliwość i poszli w końcu po sprawiedliwość do sądu , Aneta Krawczyk twierdzi, że cały czas mówiła prawdę a uroczy pan Kazimierz ciągle nie ma posady. Jednym słowem horror.
Udało mi się jednak znaleźć wiadomość napawającą optymizmem. W poniedziałek nad Poznaniem i Warszawą przeleciał rosyjski IŁ 76 załadowany radioaktywnym uranem. Był to kolejny efekt współpracy niemiecko- rosyjskiej (przypomnę może poprzednie owoce porozumienia naszych sąsiadów: rozbiory, pakt Ribbentrop- Mołotow oraz rurociąg na dnie Bałtyku). Kiedyś za komuny polskie linie lotnicze zakupiły trzy maszyny marki IŁ, dwie z nich spadły zabijając setki osób, mówiło się wtedy- Lotem bliżej nieba. W przypadku katastrofy ilość uranu, który latał nam nad głową w poniedziałek wystarczyłaby na skażenie terenu wielkości Hiroszimy, Nagasaki i Czernobyla razem wziętych. Na szczęście latający złom wypełniony po brzegi śmiercionośnym syfem jakimś cudem doleciał do Rosji. I jak tu się nie cieszyć?
Bardzo ciekawa była reakcja dzielnych ekologów z Greenpace, którzy indagowani przez Dziennik wykazali całkowity brak zainteresowania całą aferą, Nie należy się temu dziwić, przecież nawet gdyby to świństwo spadło na nas nie zastałby poszkodowany ani jeden wieloryb.
Inne tematy w dziale Polityka