Wreszcie jakaś dobra wiadomość. Bankrutuje Wikipedia- internetowy śmietnik, chyba dla jaj nazywany internetową encyklopedią. Każdy kto potrafi posługiwać się klawiaturą może zapisywać tam swoje hasła czego efektem jest zbiór bzdur. Sam twórca tego idiotyzmu, Jimmy Walles po niewczasie zachowuje się jak uczeń czarnoksiężnika dochodząc do wniosku, że jego pomysł kompletnie się nie sprawdził.
Dla mnie historia Wikipedii jest żywą ilustracją słuszności tez konserwatystów. Po pierwsze niewidzialna ręka rynku sama eliminuje z niego kretynizmy. Z datków internautów zebrano jedynie milion dolarów, lubiący rachunki mogą wyliczyć ile to wyszło na jednego wchodzącego do Wikipedii. Każdy chętnie czyta durnoty natomiast mało kto ma ochotę do płacenia za nie.
Po drugie upadek zbioru głupot wskazuje na konieczność fachowości w każdej dziedzinie. To, że internauci mogą zapisać swoje mądrości w „internetowej encyklopedii” nie czyni z nich ekspertów, którzy wbrew pozorom są niezbędni. Jak ma się morał płynący z całej tej historii do sytuacji w naszym kraju pozostawiam wyobraźni czytelników.
Inne tematy w dziale Polityka