Pani minister Kopacz oświadczyła w Gazecie Wyborczej, ze lekarze bezpodstawnie skarżą się na swoje zarobki. W rzeczywistości większość z nich dorabia w prywatnych klinikach co jest nieetyczne. Dalej była pogróżka – jak konowały nie przestaną fikać to państwo się za te dodatkowe dochody weźmie. Retoryka pani minister zdrowia rodem z głębokiej komuny wyznaczyła nowy standard poczynań rządu miłości.
Lekarze za cholerę nie chcą być Judymami ( ciekaw jestem czy ktoś jeszcze pamięta o kogo chodzi). Z kolei się nauczyciele nie mają zamiaru skończyć jak Siłaczka. Bez trudu można się domyśleć co powie im pani minister oświaty:
- Etat nauczyciela wynosi tylko 18 godzin ( to, że trzeba poświęcić prawie drugie tyle na przygotowanie się do zajęć nikogo nie obchodzi)
- Nauczyciele to spryciarze dorabiający po godzinach korepetycjami co jest niemoralne ( fakt, że dotyczy to stosunkowo wąskiej grupy pedagogów dla władzy i dla mediów nie ma znaczenia)
- Jak bakałarze będą dalej podskakiwać to odnowiona przez znanego doradcę mafiozów prokuratura weźmie się za te nielegalne dochody i powsadza zakamuflowanych krezusów.
Nie jest tajemnicą, że nauczyciele i nauczyciele gremialnie głosowali na PO, licząc, że wreszcie ktoś na serio poprawi ich fatalną sytuacje materialną. Tym, którzy teraz są ciężko zdziwieni zachowaniem rządu Tuska chciałbym przypomnieć, że miłość niejedno ma imię, wymaga wyrzeczeń i nie zawsze bywa odwzajemniona.