Polska armia praktycznie przestała istnieć. No może niezupełnie bo istnieje na papierze a jakieś oddziały próbowały przetrwać w Afganistanie u boku sojusznika, który nas haniebnie wystawił. Trudno jednak powiedzieć, że posiadamy siły zbrojne zdolne do obrony kraju. Do tej rozmaici mędrcy wyjaśniali wszystkim, że teraz nikt nam nie zagraża i wszyscy są przyjaźnie nastawieni więc po co nam wojsko? Twierdzenie o konieczności posiadania przez każde normalne państwo sprawnych sił zbrojnych było od razu jest kwalifikowane jako przejaw groźnego oszołomstwa.
Teraz wobec wydarzeń na Ukrainie wszystko się zmieniło, nagle wszyscy zainteresowali się wojskiem a niektórzy nawet zaczęli o zgrozo napomykać o obowiązkowej służbie wojskowej. Przypomnę, że została ona zlikwidowana przez Donalda Tuska wyłącznie dla pijaru: najpierw szumnie ogłoszono likwidację powszechnego poboru, który miał zostać zastąpiony przez pełne uzawodowienie armii. Pomysł jest rzecz jasna słuszny i należało go wprowadzić w życie już dawno tyle, że szumne plany pozostały jedynie na papierze a media wysługujące się rządowi podniosły wrzask o wspaniałej reformie wojska.
Teraz premier odpowiedzialny za doprowadzenie armii do stanu w którym na jednego dowódcę przypada 1,3 żołnierza wygłasza buńczuczne przemówienia do narodu opowiadając bzdury o poczuciu elementarnego bezpieczeństwa. Niestety trudno mieć takowe biorąc pod uwagę faktyczne zniszczenie polskich sił zbrojnych. Optymizmem nie napawa także dotychczasowa polityka NATO, którego poczynaniapowinny skłaniać nas do refleksji na temat zdolności obronnych organizacji w której dzisiaj jest więcej orkiestrantów niż komandosów.
Przypomnę chociażby masakrę w Srebrenicy za którą odpowiadają nie tylko bezpośredni sprawcy, podwładni generała Ratko Mladica. Nie doszłoby do niej gdyby nie postawa natowskich „żołnierzy”. Gdy wybuchły walki ogłoszono muzułmańską enklawę „strefą bezpieczeństwa” do której zaczęli ściągać zagrożeni cywile z całej Bośni. Ludzie zaufali tym zapewnieniom ponieważ stacjonował tam batalion holenderskich żołnierzy. Ci jednak wycofali się bez walki pozostawiając cywili na pastwę oprawców Mladica. Sprawa stała się głośna, upadł nawet holenderski rząd co dla 8 tysięcy zamordowanych i tak to nie miało już znaczenia.
W przypadku napaści na Polskę NATO nie ma żadnych planów a nasza obecność w pakcie nikogo do niczego nie obliguje. Nietrudno przewidzieć, że zbiorą się wtedy ważne gremia i będą tak długo obradować aż problem się sam rozwiąże i porządek zapanuje w Warszawie. Natomiast jeśli ktoś uważa, że holenderskie czy duńskie błazny przebrane za komandosów będą dzielnie walczyły o Białystok czy Suwałki to ma chyba nie po kolei klepki w głowie.
Jedyne co możemy zrobić to użycie wszelkich sił i środków do szybkiej reformy armii zawodowej i do stworzenia realnej obrony terytorialnej w oparciu o już istniejące organizacje takie jak „Strzelec”. W przeciwnym wypadku czeka nas powtórka z końca XVIII wieku i stopniowa utrata suwerenności. Warto też przypomnieć, że Rosjan można powstrzymać nie traktatami ale gotowością do bezwarunkowej obrony naszej Ojczyzny.
Inne tematy w dziale Polityka